[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jomym wnętrzu. Dom Jeda był takim samym i równie do wniosku, \e nie. Zresztą, uczciwie mówiąc, nie była
starym budynkiem, jak jej własny, a meble w typowy dla w stanie stwierdzić, \e tryptofan jej nie pomógł. Ostat-
takich nadmorskich mieścin sposób przypominały coś, niej nocy spała nieco lepiej ni\ zwykle, mimo \e co dwie
co się ofiarowuje Armii Zbawienia. Jednak\e między do- godziny spoglądała na zegar na ścianie. Natomiast zioło-
mem Jeda, a mieszkaniem Amy była Jedna istotna ró\ni- wa herbatka, którą wypróbowywała tydzień wcześniej,
ca: dom Jeda wydawał się być nie zamieszkany. Brak nie działała na nią ani odrobinę. Uznała więc, \e da
obrazów na ścianach, \adnych roślin czy zwierząt. tryptofanowi jeszcze Jedną szansę, nim ostatecznie zde-
Jedynymi elementami, na których mo\na było zatrzy- cyduje o jego skuteczności.
mać oko, były dwie puste klatki dla ptaków na półce. Rozwiązywanie logistycznych problemów bohaterów
Jedna z nich była prześliczną, wiktoriańską w rysunku dziesiątego rozdziału Prywatnych demonów zajęło Amy
konstrukcją z frymuśnymi ozdóbkami i szerokimi, dru- całe popołudnie. Gdy pod wieczór wyłączała komputer,
46 47
Prywatne demony
Jayne Ann Krentz
- Powiedział - stęknął Jed, sapnął i ciągnął: - \e
była zadowolona z siebie. Dręczący główną bohaterkę
wszystko się ślicznie goi, ale za szybko usiłuję wrócić do
dylemat miał i sens, i odpowiednią oprawę, a teraz jesz-
normalnego \ycia. I \e potrzebuję - urwał i przyjrzał się
cze doszedł całkiem dobry sposób na jego rozwinięcie.
uwa\nie dziewczynie - pełnej uczucia opieki. Odpoczyn-
Morderczy koszmar, jaki stworzyła Amy dla potrzeb
ku. Dobrego Jedzenia. Kogoś, kto przez parę dni będzie
ksią\ki, trzymał się kupy i wciągał.
mnie miał na oku. Czyli, mówiąc krótko, kogoś, kto mi
Amy doskonale zdawała sobie sprawę, \e dobry psy-
będzie zrzędził. Czy ty przypadkiem nie rozmawiałaś z
choterapeuta bez najmniejszych wątpliwości natych-
Mullaneyem przed moją wizytą?
miast by pojął, \e autorka usiłuje znalezć odpowiedz na
- Nie. Dziś rano o Jedenastej postanowiłam przestać
dręczące jej umysł nierozwiązywalne w rzeczywistości
zrzędzić. Doszłam do wniosku, \e brak mi w tej dziedzi-
problemy za pomocą fikcji ksią\kowej. Z koszmarami
nie i doświadczenia, i wdzięku. Ale jestem zadowolona,
mo\na sobie doskonale poradzić w takiej ksią\ce, jak
\e doktor cię obejrzał. Mam akurat bardzo dobry, bardzo
Prywatne demony, ale prawdziwe \ycie to coś zupełnie
drogi środek przeciwbólowy. - Poszła do kuchni i przy-
innego.
niosła butelkę Chardonnay. - Masz ochotę?
Wyszorowała krewetki, skończyła czyścić mał\e i
- Zwietny pomysł. Zastosuję to dzisiaj zamiast pigu-
właśnie otwierała butelkę Chardonnay, kiedy u drzwi
łek. - Odchylił się głębiej w fotelu i z wyrazną wdzięcz-
rozległo się znajome pukanie. Poczuła lekki przypływ
nością przyjął od Amy kieliszek wina. Potem odezwał się
adrenaliny i szybko wytarła ręce w czerwony kuchenny
niezbyt pewnym głosem: - To jak, będę mógł zająć dzisiaj
ręcznik. Nie bardzo wiedziała, czego się spodziewać po
tę kanapę?
gościu.
Amy ze zdziwieniem uniosła brwi.
Otworzyła drzwi, dostrzegła, z jakim znu\eniem Jed
- Mówisz powa\nie? Chcesz tu spędzić jeszcze Jedną
opiera się cię\ko na swej kuli, i natychmiast pojęła, \e
noc?
tego wieczoru nie grozi jej z jego strony \adne natręc-
Jed wpatrywał się w wino w swoim kieliszku.
two. Odczuła niewielką ulgę, choć du\o trudu kosztowało
- Mullaney nieco się niepokoi tą gorączką. Uwa\a, \e
ją Jednoczesne odsunięcie nieprzyjemnego poczucia za-
powinienem mieć kogoś w zasięgu głosu, gdyby wróciła
wodu.
tej nocy.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - powiedziała
miękko, gdy Jed ostro\nie przekroczył próg. - A co mam zrobić, jak krzykniesz? - spytała z uśmie-
- To określenie dość dokładnie odpowiada mojemu chem Amy.
samopoczuciu. Z ogromną przykrością muszę przyznać, - Napchać mnie tymi prochami, które mi dał. - Jed
\e skorzystałem Jednak z twojej rady i poszedłem do dotknął bocznej kieszeni spodni. - Tylko tego mi właśnie
doktora Mullaneya. Tylko się nie natrząsaj! Nie zniosę trzeba. Więcej prochów. Jest mi okropnie wstyd, \e ci się
tego. narzucam. Jeśli wolisz, \ebym się tu nie szwendał w no-
- Nie natrząsam się. Po prostu mi ul\yło. Co powie- cy, to mi to po prostu powiedz. Dam sobie jakoś radę
dział? - Zamknęła drzwi i z niepokojem obserwowała, jak sam.
Jed z wyraznym wysiłkiem i bólem zbli\a się do fotela i - Ju\ ci mówiłam, \e mo\esz zostać jeszcze Jedną noc
opada na jego głębokie, kiepsko sprę\ynujące siedzenie. - odparła miękko. - I mo\esz spać w łó\ku.
- Na kanapie.
48
49
...............
Jayne Ann Krentz
- Nie zmieścisz się na kanapie. I nie kłóć się ze mną,
Jed. Nie zapominaj, \e to mój dom.
- I \e jesteś z natury apodyktyczna.
- Tak. Uwa\asz, \e zniesiesz przez jeszcze Jedną noc
moją namolność?
Rozdział
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Przyniosłem zatyczki do uszu.
trzeci
Kilka godzin pózniej \ałował, \e o zatyczkach do uszu
mówił tylko \artem. Wrzask, który go obudził w
środku
nocy, najtwardszemu macho postawiłby włosy je\em na
głowie.
Jed instynktownie poderwał się z łó\ka, co zaowoco-
wało płomieniem bólu w \ebrach. Zacisnął zęby i pod-
reptał do salonu, przygotowany na ka\dy widok, od wła-
mywacza-gwałciciela po \ywe wcielenie któregoś z wy-
myślonych przez Amy dla potrzeb horroru potworów. Wiedziała, \e tonie; lecz wiedziała te\, \e
Ale zastał tylko klęczącą na kanapie, skuloną Amy, nie mo\e tonąć, bo wcią\ oddycha. Na ka\de
z rękami w obronnym geście splecionymi wokół piersi, \yczenie powietrze napływało do jej płuc.
wpatrzoną niewidzącym wzrokiem w ledwie widoczny, Ja-kiego\ jeszcze dowodu trzeba? Pragnęła
dogasający \ar kominka. W salonie wcią\ jeszcze po- wrócić, wyczołgać się, wywinąć, cofnąć się do
brzmiewały echa jej przera\ającego wrzasku. świe\ego powietrza, ale to było niemo\liwe.
Przedtem trzeba było zrobić coś bardzo wa\-
nego. Więc nieprzerwanie płynęła naprzód,
w głąb ciemności, tuląc w rękach swój niewy-
godny, nieporęczny cię\ar.
Ciemne ściany podwodnego grobu zacieś-
niały się wokół niej, gro\ąc uwięzieniem na
zawsze. Woda zdawała się zagęszczać, męt-
niała i coraz bardziej tłumiła kruche światło
latarki. Przed oczami przemknęły jej resztki
jakiegoś wiekowego osypiska miału i gliny,
kiedy przepływała obok przera\ająco czarne-
go wylotu tunelu. Nietrudno otrzeć się o takie
osypisko, poruszyć je podczas przepływania
przez podwodne przesmyki. Wówczas glina
się obruszy, opadnie i zasypie przejście, a ona
51
Jayne Ann Krentz Prywatne demony
nigdy ju\ stamtąd sie nie wydostanie. Pozostanie na zawsze - Muszę przyznać, \e masz płuca, dziewczyno! - Gdy
w ciemnej, podwodnej pułapce wraz z ciałem i zamkniętą wszedł w nikły poblask dogasającego kominka, ta odro
skrzynką. bina światła wydobyła na moment z mroku jego oczy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]