[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostanie nam czasu do tej chwili, w której to coś stąd wylezie, by nas schwytać? Przecież to
coś zabiło twoją matkę, Madeleine. Jeżeli naprawdę tak uważasz, musimy zlikwidować to raz
na zawsze.
 Czy ty mi wierzysz?  zapytała, otwierając szeroko oczy.
 Nie wiem. Chcę po prostu dowiedzieć się, co tu jest. Chcę dowiedzieć się, co może
sprawić, żeby człowiek rzygał glistami.
Oblizałem wargi i ponownie uniosłem młotek. Biłem raz po raz w wieżyczkę, aż otwór
powiększył się do rozmiarów nakrętki od butelki. W jakiś czas potem pancerna stal zaczęła
odłazić czarnymi, przerdzewiałymi płatami. Nie minęło dwadzieścia minut, jak usunąłem cały
metal w okolicy zawiasów. Dziura była wielka niczym patelnia.
Ojciec Anton, który wciąż czekał cierpliwie w śnieżycy, zapytał:  Czy pan coś widzi,
monsieur?
Przyjrzałem się czarnym czeluściom wewnątrz czołgu.
 Jeszcze nic.
Z torby wyjąłem łom i znowu wdrapałem się na wieżyczkę shermana. Jeden koniec łomu
włożyłem w dziurę. Na drugi napierałem powoli całym ciężarem ciała, unosząc pokrywę
włazu, jak gdybym otwierał szpikulcem oporną puszkę z pomidorami. Wreszcie lutowina
puściła, uwalniając właz. Stanąłem bez tchu, zgrzany mimo mrozu, dopiąwszy swego.
 Podaj mi latarkę  poleciłem Madeleine.
Była blada, gdy mi ją podawała. Włączyłem światło kierując jego snop do wnętrza
shermana. Dostrzegłem siodełko dowódcy czołgu, część zamkową działa i fotel
ładowniczego. Pociągnąłem światło w bok i&
Ujrzałem czarny, zakurzony i spleśniały worek, zaszyty podobnie jak worek z pocztą albo
całun. Był niewielki, może rozmiarów dziecka, a może torby z nawozem. Leżał przy ścianie
czołgu, jakby tam upadł.
Madeleine dotknęła mojego ramienia.  Co się stało?  zaszeptała wystraszonym
głosem.  Co ty tam widzisz?
Wyprostowałem się.  Nie wiem. To wygląda jak czarny worek. Chyba powinienem
zejść, by go wyjąć.
 Monsieur! Niech pan tam nie wchodzi!  zawołał ojciec Anton.
Popatrzyłem raz jeszcze na worek.  To jedyny sposób. Inaczej w ogóle go stamtąd nie
wyciągniemy.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałem ochotę, było zejście do wnętrza czołgu po ten worek,
wiedziałem jednak, że gdybyśmy starali się wydostać go za pomocą haka łomu,
najprawdopodobniej rozdarlibyśmy materiał. Wydawał się dość stary i zmurszały  jakby
miał więcej niż trzydzieści lat, i nawet więcej niż sto. Wystarczyłoby niewielkie rozdarcie i
to, co znajdowało się tam w środku, wysypałoby się na zewnątrz.
Madeleine przytrzymała pokrywę włazu, a ja ostrożnie wdrapałem się na wieżyczkę i
spuściłem nogi do środka. Mimo że były zmarznięte, poczułem w nich dziwne mrowienie, jak
gdyby coś zamierzało mi je odgryzć.
 Zawsze chciałem zobaczyć, jak wygląda wnętrze czołgu  powiedziałem ochryple, po
czym opuściłem się w wyziębłe, cuchnące stęchlizną wnętrze.
Czołgi, nawet wtedy gdy są ogrzane, oświetlone i nie zamieszkane przez demoniczne
worki, potrafią wywołać klaustrofobię. Gdy wgramoliłem się do tego ciasnego i
niewygodnego pomieszczenia, uderzając głową i ramionami o jakieś kółka i przyrządy, mając
do towarzystwa jedynie latarkę, poczułem raptem, jak ogarnia mnie fala strachu i duszności.
Chciałem tylko się stamtąd wydostać.
Wziąłem głęboki oddech. W środku wciąż niezle cuchnęło, ale odór rozszedł się prawie
całkowicie. Zerknąłem do góry i zobaczyłem twarz Madeleine nad otwartym włazem, i 
Dotknąłeś już tego?  zapytała nerwowo.
Oświetliłem worek. Coś się w nim znajdowało. Albo też ktoś. Z bliska materiał wyglądał
na jeszcze starszy, niż mi się początkowo wydawało. Przypominał fragment gobelinu z
Bayeux albo średniowieczny całun.
Wyciągnąłem rękę i dotknąłem worka. Materia była mięka ze starości. Delikatnie
przesunąłem po nim palcami wyczuwając różnego rodzaju występy i kule. Sądząc po dotyku
był to worek kości& Stary, zmurszały worek kości.
Chrząknąłem.  Postaram się ci go podać!  zawołałem do Madeleine.  Jak ci się
wydaje, wezmiesz to w ręce?
Skinęła głową.  Pośpiesz się. Ojciec Anton wygląda na bardzo zmarzniętego.
 Postaram się.
Wcisnąłem latarkę w hydraulikę czołgu, kierując snop światła na przeciwległą ścianę
wieżyczki, a potem uklęknąłem przy worku. Wymagało to dużo samozaparcia, ale wreszcie
objąłem zbutwiałą, czarną materię ramionami i uniosłem worek na pół metra. Zwisł, a to, co
znajdowało się wewnątrz, kości czy co tam, przesunęło się w jeden z rogów, lekko
grzechocząc. Materiał nie podarł się, więc mogłem całą tę rzecz podnieść jeszcze wyżej i
podać Madeleine. Sięgnęła ręką w dół i chwyciła materię, a ja nakazałem:  Dobra, ciągnij.
Przez chwilę, jedną straszliwą chwilę, właśnie wtedy gdy Madeleine uniosła worek,
mógłbym przysiąc, że poczułem, jak to coś się poruszyło, jakby w środku siedziało coś
żywego. Może przesunęła się jedna z kości, może zadziałała moja przewrażliwiona
wyobraznia, w każdym razie cofnąłem dłonie tak szybko, jakby worek nagle zapłonął.
Madeleine złapała oddech.  Co się stało?
 Po prostu wyciągnij ten worek stąd! Szybko!  wrzasnąłem.
Gdy pociągnęła go do góry, zahaczył na parę sekund o ostre zęby wyłamanej pokrywy
włazu. Udało się jej jednak podciągnąć worek i usłyszałem, jak kładzie go nadwoziu.
Zabrałem latarkę i wdrapałem się na wieżyczkę. Nigdy w życiu nie cieszyłem się tak na
widok śniegu i ponurego nieba!
Ojciec Anton zbliżał się do czołgu od tej strony, po której! leżał na nadwoziu czarny
worek. Przed sobą trzymał krucyfiks i Biblię. Wbił oczy w nasze dziwne odkrycie jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl