[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Szkoda, że nam się nie ułożyło, mogło być na-
prawdę miło – powiedziała Darcy za jego plecami.
Odetchnął głęboko i odwrócił się twarzą do dziew-
czyny. Bez wątpienia była piękna. Natura obdarzyła ją
hojnie we wszystkich właściwych miejscach i Noah
mógł tylko żałować, że nie był w stanie wykrzesać
z siebie ani odrobiny entuzjazmu.
– Może w innym miejscu, w innym czasie – powie-
dział, patrząc jej w oczy.
– Poznałam wczoraj kogoś. Wydaje mi się, że to
obustronne zainteresowanie – powiedziała, unosząc
brwi i wykrzywiając usta w lekkim grymasie.
– Życzę szczęścia. Ja przez jakiś czas mam zamiar być
sam. Te wszystkie związki są dla mnie zbyt skompliko-
wane – powiedział, wyciągając z szuflady czystą koszulę.
– Widzę, że mocno cię wzięło – powiedziała Darcy.
– Co mnie wzięło? – zapytał, mrużąc oczy.
– Zakochałeś się w Sabrinie – powiedziała Darcy.
– Może dziki romans z nią pomógłby ci się z tego
otrząsnąć.
– Nie muszę się z niczego otrząsać i nie jestem
zakochany. Ani w Sabrinie, ani w żadnej innej kobiecie
– powiedział, marszcząc brwi.
Darcy ubrała się już w sukienkę, która ciasno
przylgnęła do jej ciała.
– Mów co chcesz. Ale ostatni raz upiłam się do
nieprzytomności dlatego, że facet w którym byłam
zakochana, szalał z miłości do striptizerki. Mniejsza
z tym, w każdym razie wtedy miałam tak samo
beznadziejnie smutne oczy, jak ty w tej chwili.
– I dlatego wydaje ci się, że jesteś w tych sprawach
ekspertem?
– Umiem rozpoznać kogoś, kto cierpi z miłości
– powiedziała.
Noah nie odpowiedział. Chodził po pokoju i zbierał
porozrzucane części garderoby. Z tego co wiedział,
Darcy nie nadawała się na eksperta od miłości.
– Muszę jechać do pracy. Podwieźć cię gdzieś?
– zaproponował, kiedy się już ubrał.
– Umówiłam się, że ktoś po mnie przyjedzie. Nie
masz nic przeciwko temu, żebym skończyła się ubierać
i wychodząc, po prostu zatrzasnęła drzwi? – zapytała.
– Wydaje mi się, że kobieta, która wyszła z przyję-
cia, żeby zaopiekować się padającym z nóg pijakiem,
udowodniła, że można jej zaufać.
– Dziękuję – powiedziała Darcy.
– To ja dziękuję. Normalnie tyle nie piję. Na ogół
wystarcza mi kieliszek tequili.
– Może powinieneś jej powiedzieć, że się w niej
zakochałeś – zapytała, malując rzęsy.
– Nie wierzę w miłość ani w ,,żyli długo i szczęś-
liwie’’ – powiedział drwiąco i chwycił teczkę.
– Och, w takim razie to musi być po prostu kac
– powiedziała Darcy i wróciła do malowania rzęs.
Noah kiwnął głową. Racja. To na pewno był kac.
Zanim otworzył drzwi, raz jeszcze spojrzał na Darcy.
Dorodne blondynki przestały go pociągać, co do tego
nie miał żadnych wątpliwości. Nie oznaczało to jed-
nak, że cierpiał z miłości.
Cierpiał z powodu kaca, był tego całkowicie pewny.
Słońce przeświecało przez gałęzie drzew i kolorowe
cętki kładły się na asfalcie przed kościołem św. Piotra.
Sabrina wchodziła niechętnie po szerokich schodach.
Wzięła głęboki wdech i wyprostowała ramiona. Czuła,
że trzęsą się jej nogi, i żałowała, że nie ma z nią Johna.
Niestety, w tej chwili finalizował zakup domu, a poza
tym nie brał udziału w próbie kościelnej ceremonii.
Przerażała ją myśl, że za chwilę znowu spotka się
z Noahem. Wspomnienie Darcy otwierającej drzwi,
ubranej jedynie w jego szlafrok, było ciągle jeszcze zbyt
świeże i bolesne. Nie mogła uwierzyć, że była aż taką
idiotką i zdołała sobie wmówić, że Noahowi na niej
zależy. Przypominając sobie, ile razy mu się narzucała,
czuła się upokorzona.
Nie mogła jednak winić nikogo oprócz siebie. Noah
na swój sposób troszczył się o wszystkie kobiety,
z którymi sypiał. Nigdy niczego nie obiecywał i od
początku stawiał sprawę jasno. To ona wszystko
wyolbrzymiła i uwierzyła, że on po prostu jeszcze nie
zrozumiał, jakie uczucia do niej żywi.
Zatrzymała się przed masywnymi drewnianymi
drzwiami do kościoła. Dlaczego posłuchała Libby? Jak
mogła wytrwać w takich okolicznościach? Ogarnął ją
smutek. Przecież Libby wciąż jeszcze czekała. Czy ona
miała podzielić jej los i następne dwadzieścia pięć lat
swojego życia spędzić na czekaniu, aż Noah się w koń-
cu opamięta? Poczuła łzy na policzkach.
– Sabrina! Tutaj, kochanie! – usłyszała głos swojej
matki. Otarła łzy i odwróciła się w stronę parkingu.
Kiedy patrzyła na swoich rodziców, szeroko uśmiech-
niętych, idących ramię przy ramieniu, poczuła, że ucisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl