[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Objazd był triumfalny, udany poza wszelką możliwością opisu i przesady". %7ładna sala
nie mogła pomieścić wszystkich, którzy chcieli go słuchać. Ludzie stali przez cały dzień w
ogon
kach, tysiącami, w niepogodę, aby tylko dostać bilety. Na ulicach handlarze proponowali
dwadzieścia dolarów za bilet każdemu, kto go zechciał sprzedać, wiedzieli bowiem, że
dostaną dwa razy tyle. Ceną rekordową chyba było pięćdziesiąt dolarów i kieliszek brandy"
za jeden bilet.
Karol odczuł na własnym ciele, że jego marszruta została zle ułożona przez agenta, zbyt
wiele bowiem musiał podróżować. Wciąż wracał do Nowego Jorku i znowu stąd wyruszał do
odległych miejscowości. Rychło też odczuł skutki tego wysiłku. Męczył go ostry katar. Serce
miał osłabione. Cierpiał na bezsenność. Listy pisane do domu mówiły o triumfie, jaki tu
odnosił, brakło w nich jednak zwykłego zapału. Wykonał ciężki program jedynie dzięki
największym wysiłkom woli i zaciętej wytrwałości. W każdym mieście po kolei, kiedy
zakończył czytanie, tłumy otaczały jego powóz, wołając: Czy wrócisz tu jeszcze?" i nikt
nie chciał mu uwierzyć, gdy potrząsając głową, odpowiadał smutnie: Nigdy".
Doskonale zdawał sobie sprawę, jakiego podjął się wysiłku, i w pełni doceniał powagę
swych objawów chorobowych.
Objazd trwał pięć miesięcy i przyniósł, po opłaceniu kosztów, nagrodę" w sumie dwu-
dziestu tysięcy funtów. Zdobył zabezpieczenie na przyszłość, niewątpliwie, ale za jaką cenę!
Wygłaszając mowę pożegnalną na oficjalnym bankiecie w Nowym Jorku, mówił, jak
wiele zauważył tu zmian od czasu swojej ostatniej wizyty; tyle powstało miast, życie ma o
wiele więcej uroku, niż to widział poprzednim razem, poprawił się ton prasy obiecał też,
że kiedy wróci do Anglii, napisze posłowia, w których da świadectwo tym zmianom, i
dopilnuje, by posłowia te ukazały się w następnych wydaniach Martina Chuzzlewita" i
Notatek amerykańskich".
Podczas podróży powrotnej w kwietniu 1868 roku odpoczął bardzo i tak dobrze
wyglądał, że przyjaciele, którzy wyszli na jego spotkanie w Liverpoolu, przyznawali niemal,
iż nie mieli racji przewidując złe skutki tej podróży. Cerę miał zdrowszą, oczy bystrzejsze,
niż się spodziewali. Przyjęto go w Gadshill niezwykle uroczyście. Domy wzdłuż drogi, od
stacji, udekorowane były flagami, a farmerzy z okolicy zjechali bryczkami i wołali: Witaj w
domu!", gdy jechał między nimi w swoim starym koszykowym faetonie zaprzężonym w
Newmana Noggsa, za którym biegły dwa psy rasy nowofundlandzkiej.
Dom zastałem w porządku i pełen uroku pisał do jednej z pań, która przyjmowała go
w Ameryce. Ptaki śpiewają przez cały dzień, a słowiki w nocy".
Karol opowiadał, że kiedy jego doktor zobaczył go po raz pierwszy po powrocie z
Ameryki,
zawołał: Wielki Boże! O siedem lat młodszy!" Uspokojony tym, Karol zaczął układać plan
pożegnalnego objazdu z odczytami po całym kraju.
Tego lata wyruszył w świat Plorn, najmłodszy z jego dzieci. Był to serdeczny, miły chło-
piec, lecz bez najmniejszych ambicji. W szkole nigdy nie dawał sobie rady, najlepiej czuł się
w domu, a już najbardziej lubił biegać na dworze. Z tych to względów ojciec uważał, że naj-
lepiej będzie, jeśli Plorn pojedzie do swego brata, Alfreda, który mieszkał już w Australii.
Plorn odjechał smutny. Kiedy przyszedł moment pożegnania, chłopiec w milczeniu siedział z
ojcem na ławce stacyjnej; trzymali się za ręce, obaj we łzach.
Działo się to we wrześniu. Wkrótce Henry, przedostatni syn Dickensa, otrzymał stypen-
dium do Cambridge, do Trinity Hall. Trudno było bardziej ucieszyć Karola. Pamiętaj jednak
pisał do syna że nie chcemy słyszeć o najmniejszych nawet długach. Wyrównuj
wszystko niech ani ćwierć pensa nie pozostanie z żadnego rachunku, kiedy napoczniemy
twoją miesięczną pensję". Karol nie dożył, by zobaczyć, jak dobrze dawał sobie radę Henry
na uniwersytecie (z pewnością sprawiłoby mu to specjalną satysfakcję) i jaka długa i
zaszczytna była kariera prawnicza jego syna w Sądach, gdzie ustały już wszelkie nadużycia,
które kiedyś ujawniał ojciec.
Karol nie zamierzał opuścić rąk i grać roli chorego, choć zdawał sobie sprawą, że stan
jego zdrowia nie polepszył się i że nie wypoczął, jak się tego spodziewał. Stwierdził, że
cierpi jak chory na bezsenność", a jednak w dalszym ciągu układał plany dalszych odczytów
i nawet przygotował nowy tekst lektury, a mianowicie scenę zamordowania Nancy z 01ivera
Twista". Sam przyznawał, że nawet jemu włosy jeżą się z przerażenia, a serce tłucze się w
piersi jak oszalałe, a jednak nieodwołalnie postanowił ten właśnie tekst przekazać
publiczności.
Tekst dzielił się na trzy części: pierwsza, jak Fagin rozkazuje Noah Claypole śledzić
Nancy, druga na moście Londyńskim, i trzecia jak Fagin zmusza Claypole'a, by
powtórzył swą opowieść Sikesowi, puszczając w ten sposób w ruch szaleńcze siły, które
miały doprowadzić do zamordowania Nancy i do jego własnej śmierci.
Wiele było niepokoju o wrażenie, jakie ten tekst zrobi na publiczności, lekarze ostrzegali
też poważnie Karola, że jeśli choćby jedna kobieta krzyknie, kiedy pan będzie mordował
dziewczynę, całe audytorium zarazi się natychmiast histerią".
Nie wierzył w to i postanowił wypróbować ten tekst prywatnie na specjalnie dobranym
audytorium w Londynie.
Chcę zostawić po sobie wspomnienie cze
goś bardzo dramatycznego i pełnego namiętności odpowiedział na gwałtowne protesty
Forstera.
Próbne czytanie odbyło się jak należy, bez paniki, choć z pewnością dramat zrobił
głębokie wrażenie na słuchaczach. Macready przyjechał na ten wieczór specjalnie ze wsi i nie
szczędził pochwał i zachwytów. Karol osiągnął swój cel i rozpoczął objazd kraju, czytając
ów nowy tekst cztery razy tygodniowo, aż pewnego dnia, W Perston, zasłabł i lekarz zabronił
mu do końca życia czytać publicznie.
Tego ostatniego wieczoru, nim wyszedł na podium, powiedział do przyjaciela:
Nie mów o tym nikomu, ale ta niezwykle ciężka praca trochę mnie wyczerpuje.
Miewam zawroty głowy, jestem bardzo niepewny czucia zarówno w lewej nodze (była to
noga odmrożona kiedyś), jak i w lewej ręce i ramieniu.
A mimo to czytał jeszcze raz w Londynie, na specjalne żądanie, lecz skutek, jaki to dało,
był zbyt straszliwy, by nawet Karol chciał potem czytać raz jeszcze. 15 marca 1870 roku
czytał po raz ostatni, a jak mówił Forster, nigdy jeszcze nie czytał tak dobrze. Wybrał
Opowieść wigilijną" i Sceny z Pickwicka", a skutek, jaki to na jego zdrowie wywarło, był
przerażający. Kiedy mógł znowu oddychać, wrócił opadający z sił na salę, by się pożegnać ze
słuchaczami i powiedział:
M^m
W .^Hi
Znikam teraz na zawsze spośród tych rozjarzonych świateł, żegnając was serdecznie, z
wdzięcznością,, szacunkiem i przywiązaniem.
Poprzedniego wieczoru rozpoczął nową powieść, również opowiadanie o Rochester, Ta-
jemnicę Edwina Drooda", lecz opuściło go dawne natchnienie.
Kilka lat temu pisał do Forstera: ,,Za pózno dzisiaj mówić: trzeba nałożyć wędzidło,
trzeba się oszczędzać ja zaś nie jestem człowiekiem, któremu by można to powiedzieć.
Ulgę odczuwam tylko w działaniu. Nie potrafię odpoczywać. Przekonany jestem, że
zardzewiałbym, załamałbym się, umarłbym, gdybym się oszczędzał. O wiele lepiej umrzeć,
robiąc coś... Zawsze myślałem, że jeśli o mnie idzie, muszę, jeśli Bóg da, umrzeć w jarzmie".
Umarł w jarzmie 9 czerwca 1870 roku.
Ranek spędził w pokoju na piętrze, w szwajcarskim domku, patrząc na świeży,
czerwcowy poranek i pisząc szóstą część Drooda".
Ostatnie niemal słowa, jakie napisał, brzmiały: Cudowny poranek zaświtał nad starym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]