[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi i wsiadł z drugiej strony.
- Dasz radę wytrwać jazdę do domu? - spytał. Kiwnęła głową.
Pozostali cofnęli się, machając do Kit na pożegnanie; oniemiali,
ale też pełni wdzięczności za jej cudem ocalone życie, mimo że
stracili jedną spośród swoich.
Tak dobrze jest żyć i czuć się wolną i bezpieczną, pomyślała Kit.
Gdy samochód wjechał na drogę, spojrzała na Justina. Miał
boleśnie napięte rysy twarzy. Przysunęła się bliżej, dotknęła jego
dłoni, pieszczotliwie gładząc ją palcami...
Szybko zerknął w jej stronę.
- Boże, Kit... - Rozdzierający ton w jego głosie sięgnął w głąb jej
duszy.
- Justin...
236
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Ja to na ciebie sprowadziłem. Mogłaś zginąć. Powinienem
zmusić cię do wyjazdu.
- Nie udałoby ci się.
- Powinienem...
- Justinie, nie zmusiłbyś mnie. Proszę, zatrzymaj się. Wciąż
drżysz. - Sama czuła się dziwnie spokojna. Spokojna - i silna.
Zatrzymał samochód na skraju szosy, a Kit przysunęła się do
Justina jak najbliżej mogła i wzięła jego twarz w dłonie.
- Kocham cię, Justinie. Kocham cię bardzo mocno. Wróciłam
tutaj, bo musiałam. I żyję, Justin. Ja żyję!
- Kit, nie musisz tego mówić. Nie skrzywdziłbym Mike'a.
Sądziłem, iż mogę cię chronić, jeśli cię zmuszę, żebyś przy mnie
została.
Uśmiechnęła się.
- I ochroniłeś. Uratowałeś mnie, Justinie. Spójrz, ja żyję! A
byłam tak bliska utraty ciebie i Mike'a! Justinie, proszę, przytul mnie.
Zrobił to. Jego pocałunki pokryły jej czoło i włosy, padały na
policzki i dłonie. Głębia jego uczucia objawiała się w dotyku,
napełniając Kit radością życia - oraz pięknem miłości.
Odchylił się lekko i dotykając jej policzka, spytał:
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak.
- Chcesz wziąć ślub?
- Tak.
- Jutro znowu cię spytam.
237
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Moja odpowiedz się nie zmieni.
- Gdzie?
- Słucham?
- Gdzie chcesz wziąć ślub? Tutaj czy w Stanach?
- Kiedyś wydawało się to istotne, ale teraz... Gdziekolwiek jesteś
ty, tam i ja jestem. Może być tutaj, może być w Nowym Jorku. Nie,
tutaj, bo chcę wziąć ślub najszybciej jak tylko można. Powiemy mu...
- W swoim czasie. Kiedy mnie zaakceptuje.
- Och, Justin.
- Gdzie będziemy mieszkać?
- Tak bardzo cię kocham, wszystko mi jedno!
- Pózniej pomyślimy o przyszłości. W tej chwili zabiorę cię do
domu. Zmyję tę okropną farbę z twojego ciała, położę cię do łóżka i
dam ci coś ciepłego do picia, żebyś poczuła się lepiej na ciele i na
duszy.
Skierował samochód w stronę zamku, a Kit umościła się w
fotelu. Oboje coś tracili, ale zyskiwali nieporównanie więcej.
- Ciało i dusza - powtórzyła w zamyśleniu.
- Owszem.
- Czy możemy zacząć od ciała?
Uśmiechnął się, przygarnął ją do siebie i wybuchnął serdecznym
śmiechem. Jechali do domu.
238
Anula
ous
l
a
and
c
s
EPILOG
Powietrze, zamglone i świetliste, miało w sobie cudowną magię.
Wynurzał się powoli z mgły i zbliżał ku niej. Tak jak zawsze czynił to
w jej snach.
Sny w tych dniach miała słodkie i dobre. Nie nawiedzały ich
koszmarne bestie, gdyż i życie - pożywka snów - było słodkie i dobre.
Uśmiechnęła się, gdy kroczył poprzez mgłę, nagi i piękny...
Uśmiechał się leciutko, a z jego oczu biło pożądanie.
Mgła rozwiała się. Pochodziła jedynie z gorącego prysznica-,
którym rozkoszowała się po wycieczce do wodospadów Dunns.
Nauczyli się, że kompromis nadaje smak życiu. Dlatego ślub
wzięli w Paryżu, jedynie w obecności rodziców Kit.
Jej matka, oczywiście, płakała.
Teraz byli w podróży poślubnej - na Jamajce. Rodzice Kit
zaopiekowali się Mike'em. Jeszcze nie znał prawdy o swoim
pochodzeniu, ale czas po temu już się zbliżał.
Justin zamknął Kit w swoich ramionach. Ich usta się spotkały i
poczuła, jak ich ciała jednoczą się w jego mocnym uścisku.
Wziął ją na ręce i wyniósł z parującego prysznica. Z łobuzerskim
uśmiechem patrzył w oczy żony.
- Bestia, tak?
- Nigdy - zapewniła - tylko Irlandczyk z temperamentem.
- Z temperamentem?
239
Anula
ous
l
a
and
c
s
Położył ją na łóżku, a ona wyciągnęła ku niemu ramiona z
uśmiechem pełnym zadowolenia i żaru, z oczami zamglonymi
miłością i pożądaniem.
Bestia zniknęła z jej świata. Pozostało samo piękno, tym
cenniejsze, że niemal je straciła.
- Kochaj mnie, Irlandczyku - zaprosiła miękko.
- Jak rozkażesz.
KONIEC
240
Anula
ous
l
a
and
c
s
[ Pobierz całość w formacie PDF ]