[ Pobierz całość w formacie PDF ]

został w kościach po nadmiernym wysiłku i niepokój o dzieci. Wsta-
wały wątpliwości, czy cesarz zakładników zwróci. A zwróci, to po to,
by za dzień - dwa poszły pod miecz, bo że w razie zwycięstwa spełni
swą grozbę, o tym nic wątpił nikt.
Pleban Wyżga po wyprawieniu Mirka uspokoić zdołał swą małżon-
kę przedstawieniem, że lepiej, iż rzutki chłopak szukać poszedł Bogu-
sława, niż gdyby miał z innymi w zakład iść. Gdy jednak Mirek nie
wrócił z zapadnięciem następnego wieczora, pleban biegać jął od mo-
stu do mostu, czekając z sercem pełnym niepokoju i bojąc się iść do
domu bez chłopca. O północy, znużony już, utknął na przystani, my-
śląc, że Mirek na prawym brzegu widno Bogusława nie naszedł i na
112
113
lewy przeprawić się musiał. Tkwiło w tym niebezpieczeństwo, bo ce-
sarscy kręcili się wszędzie i albo w ich ręce wpadnie, albo, co gorsza,
ubiją go, gdyby uciekał. Modlił się Wyżga żarliwie i śluby wielkie
czynił, ale w miarę jak czas płynął, odpływała z nim nadzieja. Próżno
mówił sobie, że pięciu jeszcze mu zostało, a biedny Przedsław jedne-
go miał jeno i oddać musiał. Nagle ogarnął plebana wstyd. Przedsław
swoje robi, jakby nic się nie stało, o wszystko dba i nad wszystkim
czuwa, a on, miast drugim serca dodać, własnemu folguje. Od rana
modły zarządzi, bo nie on tylko ma o co Boga prosić. Skruszony ru-
szył ku domowi, postanawiając, że nawet wyrzekaniom Pękawki nie
da ucha.
Jeno uszedł kilkanaście kroków, posłyszał naprzód tupot nóg, a po-
tem dojrzał drobną postać. Przy świetle gwiazd poznał Radkę. Dopa-
dła go, wołając:
- Mirek powrócił!
Wrócił istotnie i nie sam. Gdy księżyc zaszedł, odbiły od lewego
brzegu w górze rzeki dwie naprędce zbite tratwy, a na nich blisko
pięćdziesięciu wojów Bogusława. Gdy się wieść rozniosła, gród cały
zerwał się na nogi i kto żyw biegł do dworca komesa obejrzeć przy-
bywającą pomoc. Podniesione serca opadły jednak znowu. Ani jeden
z wojów cały nie był, niektórych przynieśli mniej poturbowani towa-
rzysze. Przedsław, gdy ich obejrzał, mruknął jeno:
- Gęby do żarcia i rany do starunku mi przysłał. Wszedł do dworca,
chcąc posłać po Mirka, by się wywiedzieć, co rzekł Bogusław. Choć
stukał w sieni drewnianym kikutem, Mirek z Radką widno coś bardzo
byli zagadani, bo nie usłyszeli i odskoczyli od siebie, z nagła przyła-
pani. Radka, by pokryć zmieszanie, zawołała:
- Po wielebnego lecę!... I już jej nie było.
Mirek chrząknął i zaczął opowiadać.
Po długim szukaniu znalazł Bogusława na Kocich Górach. Ludzi
już nie ma ni połowy, sam ciężko ranny, że ledwo na koniu usiedzi,
ale powiedzieć kazał, że póki choć jeden z nich ostanie, nie popuszczą
cesarzowi. Chłopstwo też ściąga zewsząd, a choć do walki wręcz nie-
przydatne, żywność odcina cesarskim i obóz dniem i nocą niepokoi.
Bogusław wojów niezdolnych do boju odsyła, bo mu jeno ruchy ha-
mują, a w grodzie mogą się przydać.
- Juści! - rzekł Przedsław, ale nie dodał nic więcej.
Musiał przyznać, że Bogusław nie żałował siebie ni swoich. 1 on to
potrafi. Jeno Zdzich...
Wstał piąty dzień, a Janika nie było. Za to wojska cesarskie obsa-
dziły już oba brzegi Odry, jak daleko wzrok sięgał, a liczne tratwy,
stojące przy nich, złociły się świeżym drewnem na tle zieleni przy-
brzeżnych szuwarów i krzów, i błękitnego wiru odbijającego rozpacz-
liwie pogodne niebo. Wiadomo już było, że nadszedł Zwiętopełk.
Wszyscy pamiętali zapowiedz Wiprechta, że gdy Czesi nadejdą, gro-
du nie zbawi nawet sam Bolesław. Z godziny na godzinę z coraz
większą niecierpliwością i niepokojem oczekiwali powrotu Jaksy.
Woleliby się poddać z książęcym zezwoleniem.
W miarę jak słońce schylało się z południa, zrazu szeptem, a potem
coraz wyrazniej podnosiły się głosy, że poddać się trzeba, choćby Ja-
nik nie wrócił. Po obu stronach rzeki widoczne były przygotowane
machiny oblężnicze, a u nasady klina wyspy od zachodniej strony wy-
rosły, świecące z dala, w promieniach słońca, wieże i zbliżały się ku
murom ruchem niewidocznym, lecz ciągłym. Cesarz nie stracił darmo
pięciu dni.
Urosły także i w grodzie mury oraz sterty belek i kamieni na nich,
ale serca upadły. Mało kto myślał o obronie. Toteż jak błyskawica
przebiegła gród wieść o powrocie Janika. Zdrożony był, twarz miał
ściągniętą i poszarzałą. Na niczyje pytania nie odpowiadał, jeno, jak
stał, ruszył do Przedsława, a już zewsząd tłumnie biegli mieszkańcy
dowiedzieć się o swój los. Ale Janik ni pary z gęby nic puścił. Na na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl