[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzystać z życia, musi wykazać się odwagą i determinacją.
Obserwując was, myślałam o własnym życiu i dostrzegłam,
jak wiele zmarnowałam. Każdego wieczoru, gdy Tony opo
wiada mi o tym, jak spędził dzień, i słyszę, jak cenna jest dla
niego każda minuta, wstydzę się swojego tchórzostwa. Pani to
sprawiła - pani odmieniła mnie i jego. Mam u pani olbrzymi
dług wdzięczności.
- Lady Wintersett, proszę mi nie dziękować. Cokolwiek
zrobiłam, zrobiłam to z miłości do Tony'ego. Nie zasługu
ję na pani podziękowania. Usiłowałam panią zwieść. Poza
tym odebrałam pani ostatnie ogniwo łączące panią ze
zmarłym synem.
Lady Wintersett uśmiechnęła się.
- O dziwo, teraz, kiedy wiem, że Tony nie jest moim wnu
kiem, bardziej dostrzegam w nim ducha Anthony'ego. - Za
milkła, lecz po chwili ciągnęła: - Wcale nie odebrała mi pani
mojego Tony'ego, wręcz przeciwnie, zwróciła mi go pani. Wi
dzę, że to panią zdumiewa, jednak da się łatwo wytłumaczyć.
Przed pani przybyciem nie potrafiłam pojąć przyczyn śmierci
Tony'ego. Tego, że odepchnął żonę, dziecko i nas wszystkich,
i targnął się na swoje życie. Nie mogłam znieść myśli, że tak
bardzo go zawiodłam, więc wolałam uciec do swojego świata.
Teraz wiem, że nie popełnił samobójstwa, i po raz pierwszy
od lat jestem pogodzona z losem. To również zawdzięczam
właśnie pani. Pewnie kiedyś w przyszłości młody Tony będzie
musiał poznać prawdę o swoich rodzinach. Słyszałam, że ma
dostać w spadku Anse Chatelet.
- Bardziej należy się jemu niż mnie - odparła Serena.
- Anse Chatelet nie będzie pani potrzebne.
256
Serena miała ją zapytać, co to ma znaczyć, kiedy nag
le zjawił się służący z listem do lorda Wintersetta od pana
Barneta.
- Wiem, że jego lordowska mość już wyjechał, ale napisa
no tu Pilne". Na wypadek nieobecności lorda Wintersetta list
został również zaadresowany do panny Trask.
Serena przeprosiła lady Wintersett i otworzyła list. Pis
mo wskazywało na wielki pośpiech. Jeden akapit natychmiast
przykuł jej uwagę.
Od ostatniego raportu dowiedziałem się znacznie więcej. Po
pierwsze, lady Banagher nie przebywa już na Portland Place.
Pojechała wraz z kapitanem 0'Keefe'em do Horton Wood
House nieopodal Epsom Common. Po drugie, informacje z Ir
landii wskazuję na to, że 0'Keefe to człowiek, którego szukamy
w zwiÄ…zku z naszÄ… sprawÄ…. Jest niezwykle niebezpieczny. MuszÄ™
Pana ostrzec, że należy podchodzić do niego z wielką ostrożnoś
cią. Opuścił Dublin, by uniknąć aresztowania za morderstwo.
Dalsze informacje przekażę po powrocie z Liverpoolu, gdzie
mam spotkanie z kimś, kto wie znacznie więcej o kapitanie
0'Keefie. Tymczasem błagam Pana o zachowanie ostrożności.
- O, nie! - Serena zerwała się na równe nogi. - O mój Boże!
- Co takiego, panno Calvert?
- James jest w olbrzymim niebezpieczeństwie! Muszę na
tychmiast do niego jechać!
- Co pani wygaduje? Dlaczego?
- Proszę przeczytać ten list, lady Wintersett. Barnet ostrze
ga nas przed kapitanem 0'Keefe'em, a James z pewnością jest
teraz w drodze na spotkanie z nim. Nie znalazł tej Banagher
257
na Portland Place i z pewnością podążył za nią do Epsom. La
dy Wintersett, proszę mi wybaczyć, muszę go ostrzec!
Serena pobiegła na górę i zaczęła gorączkowo przerzucać
ubrania. Na szczęście znalazła chłopięcy strój, który niegdyś
tak chętnie nosiła. W duchu podziękowała sobie za sentymen
talizm, dzięki któremu zachowała strój. Włożyła go bez waha
nia, odszukała pistolet i zbiegła na dół. Lady Wintersett była
tak poruszona, że nie zwróciła uwagi na niekonwencjonalny
strój panny Calvert.
- Proszę na siebie uważać! - zawołała. - I pani może zna
lezć się w niebezpieczeństwie!
Pisnęła na widok pistoletu w ręku Sereny.
.- Nie, dopóki mam to ze sobą, zapewniam panią!
Po krótkiej konsultacji z Parksem, który dobrze znał okoli
ce Epsom, wspólnie ruszyli w tamtym kierunku. Padał ulew
ny deszcz, choć czasem zza chmur przedzierał księżyc. Serena
nie zwracała uwagi na aurę - myślała tylko o tym, by dotrzeć
do Epsom przed Jamesem.
Rozdział czternasty
Po przybyciu do Londynu James zastał dom na Portland
Place zamknięty na cztery spusty. Przeklinając pod nosem
Barneta za nieścisłe informacje, odwiedził londyńskie kluby
w poszukiwaniu wieści o Amelii Banagher. Wreszcie udało
mu siÄ™ u White'a. Harry Birtles akurat rozpoczÄ…Å‚ pijackie na
rzekania na niestałość kobiet.
- Na przykład ta piękna Amelia - mamrotał. - Nic jej nie
wystarcza - wstążki, kwiaty, nawet biżu... biżuteria. I jak mi
się odpłaca? - Rozejrzał się nieprzytomnie wokół siebie.
- Jak ci się odpłaca, mój stary? - spytał współczująco Ja
mes i poprowadził Birtlesa do stolika obok. - Napij się jesz
cze wina.
Sir Harry z ochotą znów zatopił smutki w winie. Nagle od
wrócił się i chwycił Jamesa za ramię, po czym przyjrzał mu
się uważnie.
- Wintersett? - spytał. - Miło, że mnie wysłuchasz, druhu.
Wiesz, przecież, jaka ona jest.
- Co zrobiła tym razem?
- Uciekła! Dom na Portland Place zamknięty na głucho,
żadnych służących, żadnego liściku do mnie. A przecież wró-
259
ciła raptem dwa dni temu. - Zrobił chytrą minę. - Ale ja wiem,
dokąd zbiegła. Mnie nie wystawi do wiatru.
- DokÄ…d?
- Do domu Tyrrella w Epsom. Bóg wie po co! On siedzi we
Francji, to wiem na pewno. - Sir Harry wyszeptał do ucha Jame
sa: - Moim zdaniem, ona kogoś tam ma. Bo niby po co jechała
by do tego zapomnianego przez Boga miejsca? Jest z kimÅ›, Win-
tersett. - Spojrzał melancholijnie na rozmówcę, czknął, po czym
osunął się pod stół. James go tam zostawił.
Pogrążony w rozmyślaniach powrócił na Upper Brook
Street. Tyrrell jest kuzynem Amelii, całkiem prawdopodobne,
że jeśli chciała się ukryć, pojechała do Horton Wood House.
Nie miał jednak pojęcia, jak długo zamierzała tam zabawić.
Być może już jutro wyruszy w dalszą drogę. Doszedł do wnio
sku, że chociaż jest bardzo pózno, musi się z nią spotkać jesz
cze dzisiaj. Szybko zmienił strój, napisał liścik do Barneta
i wyruszył Brighton Road do Epsom.
Poruszał się całkiem szybko, mimo niesprzyjającej pogo
dy, i dzięki temu, że droga miała niezłą nawierzchnię, znalazł
się pod drzwiami Horton Wood House niedługo po siódmej.
Dawniej odwiedzał Tyrrella wraz z Amelią, dlatego odzwierny
bez trudu go rozpoznał.
- Pilnie pragnę się widzieć z lady Banagher, Parfitt - oświad
czył James. - Powtórz jej, proszę, że tu jestem.
Został wprowadzony do niewielkiego pomieszczenia obok
holu i tam kazano mu czekać. Po kilku minutach odzwierny
powrócił i zaprowadził Jamesa do pięknie umeblowanego sa
lonu na piętrze. Lady Banagher z gracją upozowała się na so
fie przed kominkiem.
- James! Cóż za miła i niespodziewana wizyta. Doprawdy,
260
jesteś jeszcze przystojniejszy niż kiedyś. Usiądz, proszę. Czy
już jadłeś kolację? - Amelia wydawała się odprężona, lecz mó
wiła nieco zbyt wysokim głosem, a jej dłoń była mocno zaciś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]