[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uwielbiały Justina. Widząc ich rozpacz, myślała nawet o
tym, aby je w jakimś sensie pocieszyć, mówiąc o dziecku.
Ale wściekłość i nienawiść, z jaką pozostała przy życiu stara
dama przywitała na pogrzebie Carrie, wybiły jej z głowy ten
głupi pomysł.
- Boże, jak bardzo chciałabym móc porozmawiać z kimś
na te tematy... - wyszeptała przyszła matka.
Ocierając łzy, wróciła do łóżka. A kiedy tylko zamknęła
oczy, ujrzała Sama...
A on? Z nim działo się podobnie. Męczył się w pokoju za
ścianą. Przewracał z boku na bok. Nie mógł zasnąć.
Nastał szary ranek. Nad powierzchnią jeziora unosiły się
gęste mgły. Ubrany w sportowy kombinezon, Sam
postanowił pobiegać wokół ośrodka. Czuł się wspaniale!
Zastanawiał się, w jakim stopniu jego dobre samopoczucie
spowodowała bliska obecność kobiety. Skrócił sobie trasę i
80
RS
między drzewami pobiegł do drogi, którą wczoraj
spacerował wraz z Carrie. Zauważył, że wokół wynajętego
przez nią domku nadal nic się nie dzieje.
Po skończonym treningu wrócił do siebie. Wchodząc,
pociągnął nosem, spodziewając się zapachu smakowitego
jedzenia. Zawiedziony, ale nadal w znakomitym humorze,
zapukał do gościnnego pokoju.
- Hej, a gdzie śniadanie? - zawołał wesoło.
- Pewnie w lodówce - odburknęła Carrie, uchylając
drzwi. - Idz sobie, muszę się ubrać.
- Pospiesz się. Umieram z głodu!
- Jak widzę, jesteś w obrzydliwie doskonałym nastroju -
stwierdziła z niesmakiem. - Dobrze, już dobrze. Włożę
szlafrok i szybko przemyję twarz.
Sam poszedł do kuchni i włączył piecyk. Nie mógł
przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni był w tak radosnym
nastroju.
Za plecami usłyszał ciche kroki Carrie. Podeszła blisko.
Poczuła ciepło bijące od Sama. Emanował męskością.
Odwróciwszy się, musnął ustami jej policzek, a potem
przesunął wargi wzdłuż brody, aż do szyi.
- Carrie - wyszeptał i tym razem pocałował ją prosto w
usta.
Poczuł, że zadrżała. Przyciągnął ją do siebie.
- Sam... Sam, proszę cię... - nie dokończyła. Pocałunek
był obezwładniający. Cudowny. Poddała się pieszczocie.
Sam znieruchomiał. Dotknięcie jej skóry było jak
doznanie elektrycznego wstrząsu. Jeszcze nigdy nie przeżył
czegoś podobnego. Wystarczyło, że pocałował Carrie, a już
jej zapragnął. Jeszcze nigdy aż tak bardzo nie pożądał
żadnej kobiety!
Zajrzał głęboko w zielone oczy. Poczuł, że tonie w ich
głębi! W uszach zadzwięczał mu dzwonek alarmowy. Szybko
rozpoczął dyskusję z samym sobą. Mógł przystać na
81
RS
pożądanie fizyczne, ale nie na żadne głębsze odczucia.
Przysunął twarz do policzka Carrie i zamknął oczy. Trochę
się uspokoił. Uznał, że zależy mu tylko na bliskiej obecności
tej kobiety. Bliskiej, to znaczy wyłącznie w łóżku.
Minęła chwila oszołomienia. Dłonie Carrie zsunęły się z
ramion Sama. Puścił ją i cofnął się o krok. Speszona,
podeszła do piecyka. Drżącymi rękoma podniosła czajnik,
napełniła wodą i postawiła na rozgrzanej płycie. Poprawiła
poły szlafroka.
- Przygotuję śniadanie - zaofiarowała się, spoglądając na
Sama przez ramię. - Idz wziąć prysznic.
- Carrie... - Potrząsnął głową. Nie wiedział, co
powiedzieć. Chyba wolałaby, aby milczał. - No, dobrze.
Kiedy tylko zniknął, Carrie pomknęła do swojej łazienki.
Sam działał na nią niesamowicie! Ledwie trzymała się na
nogach. Była wstrząśnięta. Zaczęła się rozbierać. Miała
rację, nie ufając temu człowiekowi. Myślał tylko o seksie. Z
premedytacją używał swego męskiego uroku, żeby zdobyć
to, na czym mu zależało.
A może pragnął czegoś więcej? podpowiadało serce
Carrie.
Czy jeszcze nie było jej dość przykrych wspomnień i
koszmarnych życiowych doświadczeń? Wszystkiemu, co się
stało, sama była winna. Gdyby na Justina patrzyła
trzezwym okiem i czytała to, co podtykał jej do podpisania,
nie dopuściłaby do ostatecznego upadku rodzinnej firmy.
Znacznie wcześniej zorientowałaby się, że Justin defrauduje
pieniądze sponsorów i żony, przelewając je na własne
konto.
- Ale z ciebie idiotka! - syknęła cicho.
Niestety, pogarda dla własnej osoby nie była w stanie
naprawić niczego. A przykre doświadczenia też jej nie
uodporniły. Mogła jedynie mieć nadzieję, że Sam okaże się
człowiekiem przyzwoitszym niż Justin. Ale pewności nie
82
RS
miała.
Przypomniała sobie o obiecanym śniadaniu. Szybko
ubrała się i pobiegła do kuchni. Zjedli w milczeniu. Sam
czuł się niepewnie, więc uznał, że będzie lepiej milczeć.
Południowy posiłek odbył się w podobnie napiętej
atmosferze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]