[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dalszym ciągu słyszał szepty, chociaż teraz stały się bardziej urywane. Cokolwiek się tam
działo, chyba dobiegało końca. Chłopak rzucił okiem na zegarek. Kwadrans po pierwszej.
Zaczął się szybciej poruszać w obawie, że kobieta lada chwila wróci. W kuchni nie znalazł
pieniędzy. Poszukał torebki pani Deverill. Torebka oznaczała gotówkę, może też karty
kredytowe. Ale musiała ją ze sobą zabrać.
Spróbował w salonie. Teraz twarz na portrecie wyglądała tak, jakby ze złością obserwowała
jego poszukiwania, gdy zaglądał za książki i pod krzesła w nadziei, że gospodyni tam właśnie
ukryła swoją portmonetkę. Matt nie zapalał światła - Noah mógł nadal być w stodole i bał się,
że parobek go zauważy. Właśnie przechodził, żeby przeszukać miejsce koło kominka, gdy
raptem usłyszał pisk, który sprawił, że chłopak aż podskoczył, a serce zaczęło mu walić jak
młotem. Sprawcą zamieszania był Asmodeusz, kot pani Deverill. Wcześniej spał na jednym z
krzeseł, ale teraz stał, niczym porażony prądem, ze zjeżonym futrem i płonącymi oczami.
Otworzył pysk i prychnął, obnażając białe kły. Matt znieruchomiał. Kot miał zamiar go
zaatakować. Był tego pewien. Już się zbierał w sobie, pazury obu przednich łap szarpały
materiał, ćwicząc to, co kot zamierzał zrobić z twarzą chłopaka.
Matt rozejrzał się dookoła. Obok kominka stał ciężki, stary pogrzebacz. Przyszło mu do
głowy, żeby go złapać, ale miał wątpliwości, czy potrafi zmusić się do tego, by go użyć. Kot
machnął krótko ogonem i ani na chwilę nie spuszczał z niego oczu. Matt ośmielił się nadużyć
gościnności pani Deverill i teraz miał za to zapłacić. Kot syknął po raz drugi i skoczył.
Matt był na to przygotowany. Obok pogrzebacza stał duży kosz. Zwykle znajdowało się w
nim drewno do kominka, ale tym razem był pusty. Matt chwycił go i narzucił na kota w
chwili, gdy ten odbijał się z krzesła. Usłyszał straszliwy wrzask, miauczenie i poczuł, jak
zwierzę desperacko szarpie pazurami wiklinową klatkę. Chłopak przytrzymał kosz jedną ręką,
a drugą sięgnął ku starej maszynie do szycia pani Deverill, która stała na podłodze koło
krzesła. Zebrawszy wszystkie siły, podniósł ją i postawił na wierzchu kosza. Wiklina
zatrzeszczała. Kot rzucał się na wszystkie strony, ale pułapka okazała się mocniejsza.
Asmodeusz przez dłuższą chwilę nigdzie się nie wybierze.
Matt wyprostował się. Drżał, zdenerwowany tym, co się stało. Nagle zdał sobie sprawę z
czegoś innego. Z lasu nie dochodził żaden dzwięk. Szepty ustały. Jak dotąd nie znalazł nic, a
czas mu się kończył.
Został jeszcze jeden pokój.
Wrócił na górę do pokoju pani Deverill. Tu z pewnością znajdzie pieniądze. Otworzył szafę.
Ubrania kobiety wisiały rzędem na drucianych wieszakach. Pod nimi stały buty ustawione w
szeregu. Matt miał już zamknąć drzwi, kiedy z tyłu w kącie zauważył kartonowe pudło.
Pochylił się i otworzył je. W środku coś leżało. %7ładnych pieniędzy, tylko zdjęcia.
Wyjął jedno, na którym zobaczył cmentarz. Fotografia była czarno-biała, zrobiona
teleobiektywem. Patrzył na tłum ludzi ubranych w tradycyjne ponure stroje. Wśród nich stał
ośmioletni chłopiec. Matt rozpoznał go natychmiast. Poczuł wzbierające przerażenie i
mdłości. Spoglądał na zdjęcie samego siebie.
To był pogrzeb jego rodziców.
Sześć lat temu.
Niemożliwe. Nikt nie robił wtedy żadnych zdjęć. A nawet gdyby, nawet gdyby jakiś reporter
albo ktoś inny się tam znalazł, to co ta fotografia tutaj robi? W jaki sposób dostała się w ręce
pani Deverill?
Do zdjęcia podpięto spinaczem dwie kartki papieru. Matt wyciągnął je i odwrócił, żeby
przeczytać. Oficjalny raport policyjny. Każdą stronę ostemplowano czerwoną pieczątką z
napisem POUFNE. W półmroku próbował skupić się na słowach:
Nie wolno publikować zeznań świadka, pani Rosemary Green. W związku ze sprawą zalecamy
całkowitą blokadę informacji. Dziecko, Matthew Freeman, ma dopiero osiem lat i demonstruje
zdolności prekognitywne, które zdają się wykraczać...
Zdolności prekognitywne. Matt nie miał ochoty przekładać tych słów na prostą
angielszczyznę. Nie miał też ochoty czytać dalszej części raportu. W tej sekundzie podjął
decyzję. Rzucił pudełko z powrotem w kąt, zamknął drzwi szafy i wyszedł. W salonie portret
przyglądał się mu w milczeniu. Asmodeusz tłukł się w koszu, usiłując się wyswobodzić. Matt
nie zwracał na nich uwagi. Otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz.
Nie znalazł żadnych pieniędzy, więc będzie musiał poradzić sobie bez nich.
Z całą pewnością nadeszła pora, żeby stąd uciec.
*
Dotarcie rowerem do skrzyżowania zajęło Mattowi zaledwie kilka minut. Zrobiło się
chłodniej i jego oddech zmieniał się w parę, kiedy zatrzymał się koło złamanego
drogowskazu, żeby zorientować się, gdzie jest. Miał do wyboru pięć polnych dróg, z których
każda wiodła w innym kierunku przez las. Jadąc z farmy, skręcił w jedną z nich i wiedział, że
druga prowadzi do Lesser Mailing. Zostały trzy. Wybrał środkową i ruszył, zadowolony, że
księżyc oświetla mu drogę. Z lasu nie dobiegał żaden odgłos. Zwiatła wyłączono. Najbardziej
obawiał się tego, że wpadnie na powracającą panią Deverill. Nasłuchiwał odgłosu silnika jej
land rovera, ale nic nie usłyszał. Był zupełnie sam.
Matt spróbował skupić się na tym, co robi. Nie chciał patrzeć na las, ale nie mógł pozbyć się
świadomości, że napiera na niego ze wszystkich stron. Pnie drzew długimi liniami rysowały
się na tle księżyca. Były jak solidne kraty wielkiego więzienia na świeżym powietrzu.
Chwiejące się lekko gałęzie rzucały na ziemię tysiące cieni. Szpilki sosen ocierały się o siebie
i prawie szeptały, kiedy przejeżdżał obok.
Matt nie spuszczał wzroku z drogi. Miał zamiar tak pedałować całą noc. Odkrycie fotografii
sprawiło, że był zdecydowany. W Londynie będzie musiał po prostu zaryzykować. Bez
pieniędzy, bez mieszkania. Policja zapewne go w końcu odnajdzie, ale to nie miało znaczenia.
Mogli go wsadzić do zakładu o zaostrzonym rygorze na jak długo zechcą... Mogą zrobić
cokolwiek pod warunkiem, że nie będzie to miało nic wspólnego z panią Deverill ani z Lesser
Mailing.
Dlaczego pani Deverill trzymała jego zdjęcie w szafie? W jaki sposób trafił w jej ręce tajny
raport policji? I co znaczyła dla niej śmierć jego rodziców? Ta myśl była straszna, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl