[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z
ciężkim sapnięciem: - Rwietnie pania rozumiem. Trudny bagaż - spojrzał
wymownie
na swój brzuszek. - Tylko w przeciwieństwie do pani ja nie mam żadnej
nadziei.
Nie urodzę - za� miał się jowialnie, ukazujac zdrowe zęby. - Dawid
zapoznał mnie
z historia mężów pań - przeszedł do tematu. - I jeSli istotnie sa na
terenie
ZSRR, nietrudno to będzie sprawdzić... - Wła� nie, że trudno - przerwała
mu
Betty. - Mój ojciec od tygodnia próbuje i nic nie może wskórać. Dlatego
tak
bardzo liczymy na pana. Mamy konkretne wiadomoSci... - To znaczy jakie? -
spytał
Heath. - Meldunek naszej łodzi podwodnej, której przesłali sygnał, że
szczę� liwie wyladowali w pobliżu Władywostoku... - Mówiłem ci o tym -
wtracił
Dawid. - Tak. RzeczywiScie - Heath autorytatywnie wydał zmysłowe wargi. -
JeSli
taki meldunek nadszedł, to pocieszajace. Teraz należy się tylko modlić,
aby
Rosjanie to potwierdzili... - No wła� nie. Dlaczego milcza? - wykrzyknęła
Betty.
- Chwileczkę. Jest wojna. Proszę to zrozumieć. Tam toczy się ciężki bój.
Takich
spraw oni maja tysiace. Trzeba się uzbroić w cierpliwo� ć, drogie panie...
- My
nic innego nie robimy - odparła Betty, wyciagajac chusteczkę. - Proszę
się
uspokoić - zaczał łagodnie Heath. - Pani płacze, a oni tam pewnie
wiwatuja.
Obwoża ich zwycięsko. Ze znana rosyjska go� cinno� cia Nie maja czasu
.
nawet
napisać... - Oby - westchnęła Betty - na wszystko się zgodzę... - Ja bym
tak
łatwo się nie zgadzał. Rosjanki potrafia być urodziwe. Jak Raisa. %7łona
attach~e
prasowego Gorodenki. Co? Dawid? Nie lekceważyłbym przeciwnika -
zażartował,
chcac ożywić atmosferę. - Na wszystko się zgodzę - powtórzyła Betty,
wycierajac
nos w chustkę. - Byle tylko żył. - Ja też - wsparła ja Kate. - I musi pan
nam
pomóc. - No cóż, drogie panie - Heath poprawił kant swoich sztuczkowych
spodni.
- Mogę was tylko zapewnić, że jeszcze dzi� pchnę kabel do Moskwy i
zawiadomię
ambasadora Harrimana. Jest również nadzieja, że w zwiazku z otwarciem
pierwszej
sesji Organizacji Narodów Zjednoczonych minister spraw zagranicznych
Mołotow
zatrzyma się w Waszyngtonie w drodze do San Francisco. Byłaby to
dodatkowa
okazja do poruszenia tej kwestii. Nie jest to jednak pewne. Rosjanie
wciaż nie
wyrażaja zgody na swój udział. � mierć prezydenta Roosevelta mocno
skomplikowała
nasze stosunki. To też zło� liwy żar historii. Na minutę przed
t
zwycięstwem
zabrakło nam tego wielkiego przywódcy. Stalin bardzo się z nim liczył i
brak
jego autorytetu odczuwamy bole� nie. No nic, miejmy nadzieję, że ta � mierć
nie
zaważy na losach Swiata. Ani tej sprawy - Heath pochylił się lekko, dajac
subtelnie do zrozumienia, że audiencja jest skończona. Dawid podał rękę
Betty i
pomógł jej wstać. - Badx dobrej mySli - rzekł czule - Albert zrobi
wszystko, co
w jego mocy - zapewnił ja. - Ma pani w nim wielkiego przyjaciela -
przyznał
Heath, spogladajac ukradkiem na jej mocno zaokraglony brzuch. - Sadzę, że
pani
to docenia... - O tak - potwierdziła goraco. - Bez Dawida byłaby klęska -
ogarnęła go wdzięcznym spojrzeniem. Heath odprowadził ich do drzwi: -
Następnym
razem postaram się o lepsze wiadomoSci - rzucił na pożegnanie. -
Dziękujemy panu
- odpowiedziały zgodnie i szybko wyszły z gabinetu. Czasu było naprawdę
mało.
Ostatni pociag do Nowego Jorku odjeżdżał za pół godziny. XIX Bob po
amputacji
nogi wysoko goraczkował i jego stan pogarszał się z każdym dniem.
Koszmarne
warunki w celi i złe odżywianie sprawiły, że zupełnie opadł z sił.
Niemniej raz
się przemógł i z pomoca kolegów spróbował wstać. Kiedy Rick zobaczył go
ze
smutnie wiszaca nogawka, ledwie się opanował. - No co? Po� cigamy się? -
zakpił
Bob i machnał pustymi spodniami. Rick starał się go pocieszyć: - W domu
ci
zrobia protezę i będziesz biegał... To "w domu" wypadło jeszcze gorzej.
Zwatpili, że ten dom kiedykolwiek zobacza. Piatego dnia po operacji Boba
wszedł
klawisz i zapytał, który z nich jest na literę "F". Zamarli ze zgrozy.
Wreszcie
Bob uniósł rękę. Wtedy dwóch strażników podbiegło do niego, próbujac
zwlec z
kojki. Rick zastapił im drogę: - Stop! Bo zabiję! Inni dołaczyli do niego
i
zasłonili Boba zwartym murem. Glenn pchnał strażnika swym wielkim ciałem,
aż
tamten zatoczył się pod � cianę. Czapka spadła mu z głowy. - Co to bunt?!
Ja was
nauczę! Zdrajcy! Rick natarł na niego z furia. Strażnik cofnał się z
kolegami i
w strachu zatrzasnał drzwi. - Rcierwa! - splunał z w� ciekło� cia Grzdyl.
-
Dzicz!
Kuzmicz zaczał rwać włosy z głowy: - Co� cie zrobili?! To obłęd! On tu
zaraz
przyjdzie! - Kto? - Iwan Groxny - szepnał z lękiem. Miał twarz
zaszczutego psa.
W obłakanym strachu miotał się po całej celi. - Chłopcy! - rzucił krótko
Rick. -
Nie damy go... - Nie skończył. Do celi wpadło kilku strażników z Iwanem
Groxnym
na czele. Iwan trzymał olbrzymia gumowa pałę zakończona żelazna główka.
U� miechał się wrednie. Wierzyć mu się nie ch
ciało, że trafia mu się taka
gratka:
- Ach wy hitlersyny! FaszySci! Krzyk podnosicie? O tego kulawca?! Ja wam
zaraz
dwie nogi z dupy powyrywam i jeszcze każę tańczyć! Nauczycie się szanować
władzę
radziecka... � wisnęła opancerzona nahajka. Jak trafio kula, Snajper
ny
zwalił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]