[ Pobierz całość w formacie PDF ]

popołudniowym dyżurem. I jeszcze jedno. Niedawno dzwoniła Juliet.
Charles odzyskał przytomność, ale niestety prawą rękę, nogę i prawą
stronę twarzy ma w znacznym stopniu sparaliżowaną.
Ma też trudności z mówieniem.
- Biedny Charles! - westchnęła Kirstin, starając się odwrócić myśli
od swych własnych problemów. - Tego się obawiałam. Będzie wymagał
wzmożonej opieki i fizykoterapii.
- Właśnie miałem do tego przejść. Juliet zamieszka teraz z matką,
żeby być bliżej szpitala, a potem, kiedy Charles zostanie wypisany,
pomóc jej w domu.
- W takim razie natychmiast się wyprowadzę. Ostatnia rzecz, jakiej
im teraz potrzeba, to gość w domu.
- Właśnie - zgodził się Harry.
- I tak zamierzałam czegoś poszukać - powiedziała słabym głosem.
- Skoro tak, to może obejrzysz mieszkanie, o którym ci mówiłem.
Miałabyś kłopot z głowy i w dodatku byłabyś blisko mnie, co znacznie
ułatwiłoby wspólne wyjazdy do nagłych przypadków w nocy. - Spojrzał
na zegarek. - Za piętnaście minut spotykamy się przy samochodzie -
powiedział i wyszedł z pokoju.
Gdy została sama, spróbowała pozbierać myśli. Najwyrazniej nie
tylko przyjdzie jej pracować z Brolinem, ale też zamieszkać obok niego.
Udała się najpierw do gabinetu opatrunkowego, żeby powiadomić
Isabelle i Val o tym, co zaszło.
- Przepraszam, ale nie będę mogła wam dzisiaj pomóc - oznajmiła.
RS
67
- A to czemu? Przydałaby się nam dodatkowa para rąk
- odezwała się Val znad kozetki, na której właśnie zmieniała
jednorazowe prześcieradło.
- Przykro mi, ale jadę na wizyty.
- To jednak cię nie wyrzucili? - spytała Isabella.
- Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że wpadłam na dobre.
- Z kim jedziesz? - Val patrzyła na nią podejrzliwie.
- Z Harrym Brolinem.
- Rozumiem, że to tymczasowe rozwiązanie, zanim się gdzieś nie
przeniesiesz?
- Nigdzie się nie przenoszę.
- Z jakiegoś powodu obwieszczenie tego sprawiło jej przyjemność.
- Więc zostajesz? To świetnie. Kamień spadł ci z serca, prawda?
- Tak. Byłoby okropnie wracać do domu i zaczynać wszystko od
nowa.
- Ale kto cię będzie prowadził? - spytała Val. - Jeśli mnie pamięć nie
myli, tylko doktor Hardiman przyjmował stażystów.
- Zawsze musi być pierwszy raz i to chyba jeden z tych przypadków,
bo Harry Brolin zgodził się mnie przejąć.
- Harry? Na cały rok? - Val wpatrywała się w nią z
niedowierzaniem.
- Właśnie. Nawet powiedział, że mogę mu pomagać w pracy z
policją.
- Musiał cię naprawdę polubić - roześmiała się Isabella. - A to
nieczęsto się zdarza, prawda, Val? - zwróciła się do koleżanki, ale ta
tylko zacisnęła usta i wyszła z pokoju.
- Nie zwracaj na nią uwagi - poradziła Isabella.
- Czy jej chodzi o mnie, czy o Harry'ego?
- Domyślam się, że o każde po trochu.
- Może oni spotykają się ze sobą? - Kirstin pomyślała, że być może
czegoś nie zauważyła.
- Ależ skąd, choć Val nie miałaby nic przeciwko temu. Od lat się w
RS
68
nim kocha.
- A Harry? - zapytała Kirstin.
- Gdzie tam. Wydaje ci się, że Val jest w jego typie?
- Nie, chyba nie.
Isabella roześmiała się znowu.
- Sama nie wiem, kto jest w jego typie, a poza tym, jaka kobieta
zdołałaby z nim wytrzymać? Delikatnie mówiąc, bywa nie do zniesienia.
Przed oczami Kirstin pojawił się obraz wysokiej, wyniosłej
blondynki imieniem Juliet. Wspomniała wyraz twarzy Harry'ego w
chwili, kiedy ją ujrzał, oraz jej oczy, gdy znalazła się w jego ramionach.
Czy coś ich łączy?
- O Boże, która godzina! - zerwała się Isabella. - Przepraszam cię,
Kirstin, ale muszę wziąć się do pracy.
- Ja też, albo odeślą mnie do domu za niepunktualność.
Harry już czekał w samochodzie. Kiedy wsiadła, nie odezwał się
słowem, tylko ruszył przed siebie zatłoczonymi, krętymi ulicami
Maybury. Znalezli się na skraju betonowego osiedla.
- Dobrze znasz drogę - zauważyła Kirstin.
- Nic dziwnego.
- Pewnie już długo tu mieszkasz?
- Urodziłem się tutaj - odparł krótko, parkując samochód przed
jednym z najwyższych wieżowców.
- Ach tak - zdziwiła się.
Myślała, że dowie się czegoś więcej, ale Harry zachował milczenie.
Wysiedli z samochodu.
- Miejmy nadzieję, że będzie cały, jak tu wrócimy -powiedział,
przyglądając się dwóm chłopcom rzucającym kamieniami do celu
ustawionego z puszek po coli. - Nie powinniście być teraz w szkole? -
zwrócił się do nich.
- Nie, przecież jesteśmy chorzy - odpowiedział jeden z nich.
- A co wam jest?
Drugi z chłopców dał koledze kuksańca.
RS
69
- Ty, uważaj, to lekarz - powiedział i obaj rzucili się do ucieczki.
Harry westchnął.
- Idziemy - zwrócił się do Kirstin.
Przez ciężkie, metalowe drzwi weszli do holu.
- Winda jest zepsuta. Lubisz chodzić po schodach?
- Czemu nie? Nie powinniśmy tego gdzieś zgłosić?
- Proszę bardzo, jeśli masz ochotę. Tylko to nic nie da. Ta winda jest
zepsuta od niepamiętnych czasów.
Na klatce spotkali młodą kobietę schodzącą na dół z niemowlęciem
w wózku i dwójką maluchów uczepionych jej płaszcza.
- Jak ona daje sobie radę? - zdziwiła się Kirstin, która sama już
zdążyła się zasapać.
- Teraz to nic. Ale wyobraz sobie, jak będzie wracać z siatkami
pełnymi zakupów, jednocześnie ciągnąc wózek.
- Na które piętro idziemy?
- Na ostatnie - odparł z rozbawieniem.
- Mogłam się domyślić.
Starała się ukryć, że zaczyna jej brakować powietrza.
- Do kogo idziemy? - zapytała, kiedy wreszcie znalezli się w
obskurnym korytarzu na samej górze i stanęli przed odrapanymi
drzwiami.
- Do Margaret Burns - odpowiedział, pukając do drzwi.
- Co jej jest?
- Artretyzm. Prawie w ogóle nie może się ruszać.
- To jak może mieszkać na ostatnim piętrze? - Kirstin nie posiadała
się z oburzenia.
Za drzwiami rozległy się odgłosy szurania i ktoś drżącym głosem
zapytał:
- Kto tam?
- Maggie, otwórz, to ja, Harry Brolin - przedstawił się wyraznie.
Przez dłuższą chwilę czekali na korytarzu, podczas gdy Maggie
RS
70
zdejmowała łańcuch. W końcu otworzyła drzwi na szerokość kilku
centymetrów i przyjrzała się im badawczo.
- A to kto? - zapytała, wskazując wzrokiem na Kirstin.
- Lekarka. Nazywa się Patterson.
Kobieta nareszcie pozwoliła im wejść. Opierając się ciężko na
kulach, zaprowadziła ich do małego, zagraconego pokoju.
- Jak się dziś czujesz, Maggie? - spytał Harry. Zdjął marynarkę i
powiesił ją na krześle. W pokoju było duszno i gorąco, co bynajmniej nie
skłoniło Maggie do wyłączenia piecyka.
- Bardzo zle - odparła bez ogródek i ciężko usiadła na drugim
krześle.
- Wyniki badania krwi są lepsze niż poprzednio, co według mnie
oznacza, że środki przeciwzapalne, które ci zapisałem, zaczęły działać.
- Uważaj, doktorze, bo jeszcze dam się nabrać. A co z hydrauliką?
- Badanie wykazało, że masz infekcję dróg moczowych. Mogła
nastąpić w wyniku reakcji na nowy lek, ale może też wyhodowałaś jakąś
bakterię, więc na wszelki wypadek zapiszę ci septrin. Już kiedyś go
brałaś, prawda? - Harry wyjął z torby kartę Maggie.
- Tak, i to tyle, że wystarczyłoby na pułk wojska - odpowiedziała, po
czym skierowała wzrok na Kirstin. - Wysyłają was dwójkami?
- Nie - roześmiał się Harry, nie odrywając oczu od recepty.
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było. Coraz tu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl