[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widzia³ Lenin za kamienn¹ przegrod¹, za zas³on¹ z mgie³ i krzy¿uj¹cych siê promieni s³o-
necznych ca³¹ ziemiê.
Ujrza³ j¹ tak¹, jak¹ zna³ od lat g³êbokiej zadumy, troski ciê¿kiej, nienawiSci pal¹cej.
By³a to kraina ³ez, p³aczu i zgrzytu zêbów...
Od wieków, wieków niezliczonych, od zamierzch³ych czasów potê¿nych, dumnych cesa-
rzy czterech stron Swiata, siedz¹cych na tronie Assyru i Babilonu, od tajemniczych królów-
kap³anów, synów egipskiego Ra s³oñca, od boskich w³adców Chin i tak bez koñca, przez
epoki, stulecia, po przez miecze i ber³a koronowanych drapie¿ników, mêdrców i Swiêtych...
Kraina wiecznej, krwawej przemocy garstki mo¿nych, m¹drych i zbrojnych nad mrowiskiem
nêdznych, bezbronnych, bezradnych.
Cha! cha! cha! rozleg³ siê g³oSny, z³y Smiech stoj¹cego na drodze cz³owieka w wysza-
rza³em ubraniu i zniszczonem obuwiu.
Cha! cha! cha! Smia³ siê Lenin, oczy skoSne mru¿y³, zaciska³ szczêki, a¿ ko³o ma-
³ych, przyciSniêtych do czaszki uszu zadrga³y guzy miêSni. Cha cha cha! To s¹ moje za-
stêpy! Wszyscy ci, którym pozostawiono jedyne prawo p³akaæ, ryczeæ, wyæ z rozpaczy, zê-
bami zgrzytaæ z nienawiSci!... Oni pójd¹ za mn¹!... NajnieszczêSliwsi, najciemniejsi, najbar-
dziej zdeptani na czele, na pierwszy ogieñ, a za nimi ci, co ju¿ cierpieæ i milczeæ umiej¹. Lecz
ja wyszarpnê z nich tak¹ nienawiSæ zimn¹, ¿e a¿ zgrzytn¹ zêbami i pójd¹ za mn¹... pójd¹!...
USmiecha³ siê cicho, niemal ³agodnie, jak zwykle, gdy wiedzia³, ¿e rozwa¿y³ wszystko
dok³adnie i by³ pewien powodzenia.
Szed³ dalej, obojêtnym wzrokiem Slizgaj¹c siê po usianem gwiazdami niebie. By³o mu ono
obce, nieciekawe dla niego, bo dalekie, nieuchwytne. Oczy weso³e, ostre, przenikliwe wbija³
117
w ziemiê, w góry, czarn¹ zêbat¹ Scian¹ wystêpuj¹ce na niebie, w lasy ciemne, w okna chat
góralskich, które Swieci³y siê z obydwuch stron drogi.
Ziemiê wyczuwa³ ca³¹ swoj¹ istot¹.
Przenika³y go przyziemne drgania, zalatywa³y od pól, boru i chat ubogich szmery i szepty;
rozumia³ je i odpowiada³ na nie mySlami i cich¹ radoSci¹, odczuwan¹ w sercu.
Dziwne s¹ zrz¹dzenia nieznanego ludziom przedwiecznego wyroku!
Oto w tej chwili, w mroku nocnym, na drodze, piaskiem zasypanej, wpobli¿u wiosek, ukry-
tych w roz³ogach górskich, szed³ samotny cz³owiek. Niós³ pod kopu³¹ potê¿nej czaszki mySl,
maj¹c¹ wstrz¹sn¹æ Swiatem ca³ym; tu pod namiotem starych wierzb przydro¿nych zapala³y
siê ognie w zuchwa³ych oczach skoSnych, widz¹cych wszystko, co ¿y³o, mySla³o i cierpia³o
za temi górami i za dalekim horyzontem, a zamierzaj¹cych ¿arem swym zap³odniæ nienawiSæ,
aby wyda³a obfity, wiekuisty plon mi³oSci; przez rozklekotany, drewniany mostek, przerzuco-
ny nad wartkim potokiem, kroczy³ cz³owiek o ¿Ã³³to-bladej twarzy dalekich przodków mon-
golskich i mySla³ o zburzeniu wszystkiego, co przez wieki krwawej walki i orlego lotu genju-
szu budowa³y tysi¹ce pokoleñ, d¹¿¹cych do szczêScia i kierowanych podSwiadomem d¹¿e-
niem do bóstwa.
W nieznanym, drobnym zak¹tku górskim szed³ taki cz³owiek. W tej samej chwili we wspa-
nia³ych pa³acach w³adców, parlamentów, bogaczy, w Swi¹tyniach wiary i nauki, w zacisznych
pracowniach twórców wojny, wiedzy, pokoju i ³adu p³yn¹³ swojem ³o¿yskiem niczem nie
zm¹cony potok codziennych trosk i zagadnieñ, jakgdyby wyrytem przed wiekami i na wieki
korytem. Nikt nie przeczuwa³ d¹¿¹cej katastrofy, spowodowanej s³owem, które mog³o kiedyS
staæ siê cia³em; nikt nie podejrzewa³, ¿e gdzieS w zaciszu Tatr oddycha³ i mySla³ cz³owiek,
posiadaj¹cy moc, ¿eby siê og³osiæ drugim Mesjaszem bia³ym lub czarnym, promiennym lub
mrocznym, Chrystusem lub Antychrystem...
Nikt o tem nie wiedzia³.
LudzkoSæ, zagnana szybkim pêdem ¿ycia, sz³a wydeptan¹ od wieków Scie¿k¹ bezimien-
nych bohaterów i mêczenników, patrz¹c obojêtnie na wiechy zmursza³ych, zbutwia³ych idej,
nie widz¹c przed sob¹ innego celu, oprócz ciemnej czeluSci grobu.
Dawno wyzby³a siê wiary i nadziei, nie marzy³a o nowych Mesjaszach i nie s³ysza³a kro-
ków cz³owieka o skoSnych oczach nienawidz¹cych, o zaciêtych w uporze wargach, zwartych
niez³omnem postanowieniem.
Lenin zbli¿a³ siê do Poronina.
Spostrzeg³ samotn¹ postaæ, stoj¹c¹ na drodze. Wymin¹³ j¹, przygl¹daj¹c siê bacznie.
Ujrza³ m³odego mê¿czyznê. Na twarzy piêknej, uduchowionej p³onê³y w bladem Swietle
wschodz¹cego ksiê¿yca, oczy natchnione.
Przepraszam... doszed³ Lenina cichy okrzyk. Czy mam przyjemnoSæ widzieæ towa-
rzysza W³odzimierza Iljicza Uljanowa Lenina?
W³odzimierz przystan¹³, podejrzliwie patrz¹c na nieznajomego.
Jestem Lenin odpar³ i przybra³ czujn¹, gotow¹ do obrony postawê.
Przys³ano mnie do was, towarzyszu, rzek³ m³odzieniec. DziS przyby³em z Rosji...
Jestem cz³onkiem centralnego komitetu socjal-rewolucjonistów, Sielaninow, Micha³ Paw³o-
wicz Sielaninow, partyjne imiê Muromiec . Widzicie, ¿e mam zupe³ne zaufanie? Prosi³bym
o to samo ze strony waszej, towarzyszu!
Lenin ogl¹da³ go bacznie, nieufnie i milcza³.
118
Nieznajomy uSmiecha³ siê nieznacznie i szepn¹³:
Nie mam przy sobie ¿adnej broni... Gotów jestem poddaæ siê rewizji osobistej. Przyby-
³em tu nie dla zamachu terorystycznego na was, lecz dla rozmowy powa¿nej... ostatecznej...
Lenin potrz¹sn¹³ g³ow¹ i spyta³:
JesteSmy blisko domu... Mo¿e zechcecie wst¹piæ do mnie?
Wola³bym pomówiæ z wami tu. W domu nie jesteScie sami... odpar³ Sielaninow.
Jak chcecie? wzruszy³ ramionami Lenin. Usi¹dxmy tedy. Powracam z gór... Znu¿ony
jestem...
Usiedli obok siebie na stosie kamieni i milczeli d³ugo.
Lenin ze zdziwieniem podniós³ oczy na nieznajomego.
Zaraz... szepn¹³ Sielaninow, odpowiadaj¹c na nieme pytanie. Chcê jak najwyraxniej
sformu³owaæ swoje pytania i ¿¹dania.
¯¹dania? powtórzy³ W³odzimierz i zmru¿y³ oczy,
Nagle zrozumia³ cel przybycia pos³a.
Sielaninow zada³ pierwsze pytanie:
Zamierzacie rozpocz¹æ rewolucjê w okresie wojny?
Tak!
Zamierzacie oddaæ w³adzê polityczn¹ masie robotniczej?
Tak!
Zamierzacie postawiæ proletarjat zdeklasowany na czele ludo rolnego? dopytywa³ Sie-
laninow.
Tak! Wiecie o tem, bo pisa³em nieraz o naszym programie partyjnym na okres rewolu-
cyjny, odpar³ Lenin.
Wiemy! potwierdzi³ m³odzieniec. W tej w³aSnie sprawie partja moja pos³a³a mnie
dla porozumienia siê z wami, towarzyszu.
O có¿ chodzi?
Proponujemy wspó³pracê na ca³ej linji rewolucyjnej...
Na ca³ej? Czy dobrze s³ysza³em? wyrwa³o siê Leninowi szydercze pytanie.
Tak, lecz... do chwili zwyciêstwa rewolucji odpowiedzia³ Sielaninow.
To zabawne! zaSmia³ siê W³odzimierz. Mo¿e bêdziecie uprzejmi wyjaSniæ szczegó³y
tak niezwyk³ej propozycji?
W³aSnie w tym celu przybywam odpowiedzia³ m³odzieniec. Centralny Komitet so-
cjal-rewolucjonistów bêdzie wspó³dzia³a³ z wami do chwili obalenia dynastji, zniesienia mo-
narchji i wyw³aszczenia ziemi. Bêdzie dopomaga³ wam w uregulowaniu ¿ycia pracuj¹cego
proletarjatu, ¿¹da jednak niemieszania siê do polityki w³oSciañstwa. Ma on bowiem swoje
idea³y i tradycje...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]