[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roweno, i nauczyć cię wszystkiego, co wiem o miłości.
- Ponieważ nigdy nie byłam... zakochana, nie zdawałam
sobie sprawy z tego, co czuję do ciebie - wyszeptała.
- I nigdy w nikim się już nie zakochasz - powiedział
markiz. - Należysz tylko do mnie, Roweno, Będę zazdrosny o
każdą twoją rozmowę z innym mężczyzną. - Po chwili
ponownie patrząc jej w oczy dodał: - Czuję się jak badacz,
który na szczycie góry odkrywa nieznany kwiat i dochodzi do
wniosku, że to skarb, o jakim nie słyszał świat. - Roześmiał
się. - Sprawiłaś, Roweno, że stałem się poetą, chociaż nigdy
nim dotąd nie byłem.
Wciągnęła głęboko powietrze.
- Czy to prawda... czy to prawda, że ty... mnie kochasz? -
z niedowierzaniem pytała.
- Od dawna cię kocham - rzekł. - Kiedy wychodziłaś z
pokoju, czułem się tak, jakbyś zabierała ze sobą światło. Nie
mogłem zasnąć. Wcale nie chciałem wyzdrowieć.
Wyobrażałem sobie, że jesteś przy mnie, że słyszę twój głos i
czuję dotyk twych rąk.
- Kiedy byłeś chory - odezwała się Rowena - traktowałam
cię jak dziecko, które potrzebuje opieki, ale tego wieczoru... -
Zawahała się.
- Co tego wieczoru? - zapytał markiz.
- Byłeś po prostu... mężczyzną i poczułam lęk.
- Lęk? - zawołał zdumiony markiz.
- Byłeś taki inny... Uświadomiłam sobie, że... wyjeżdżasz.
- A więc pragnęłaś mnie! - Zabrzmiało to tak
jednoznacznie, że przez ciało Roweny przebiegł dreszcz, nie
odpowiedziała mu jednak i markiz mówił dalej. - Nauczę cię,
skarbie, pragnąć mnie tak, jak ja ciebie pragnę, i nie będziemy
już więcej leżeć samotnie w ciemności i tęsknić za sobą.
Znowu zaczaj ją całować i Rowenie się zdawało, że żar
jego ust wznieca płomień, który powoli obejmuje ją całą. To
uczucie było tak niesamowite, a jednocześnie tak cudowne, że
chociaż budziło w niej lęk, chciała, aby trwało jak najdłużej.
Markiz całował kąciki jej ust i dołeczki na policzkach. A
kiedy pochyliwszy głowę zaczął całować jej szyję, jej
doznania były jeszcze silniejsze i jeszcze wspanialsze.
- Kocham cię! - powtórzył markiz. - Nie potrafię myśleć o
czymkolwiek innym, kocham cię i pragnę być tylko z tobą. W
dzień i w nocy. Stałaś się dla mnie, najdroższa, sensem mego
życia.
- Ale... wyjeżdżasz stąd... jutro.
Markiz uniósłszy głowę wyprostował się nieco, ale wciąż
trzymał Rowenę w ramionach.
- Wiesz dobrze, że muszę wracać do domu - rzekł. - Ale
uzgodnimy wszystko tak, abyśmy mogli być razem, nie
sprawiając przy tym przykrości twemu ojcu.
- Rozstanie ze mną będzie bolesne dla niego - wtrąciła
Rowena. - Jednak kiedyś i tak to nastąpi. - Uśmiechnęła się i
szybko dodała: - Ale ja przecież nie mogę zostawić
rodzeństwa bez opieki.
- Wiem o tym - rzekł markiz.
- Jestem przekonana, że pani Graham, która uczy
Hermionę, z przyjemnością się do nas przeniesie. Wprawdzie
nigdy z nią o tym nie mówiłam, ale jej dom jest bardzo mały i
bardzo wilgotny, a ona cierpi na reumatyzm. Poza tym
podziwia mojego ojca i z pewnością się nim zajmie.
- To znakomicie ułatwi nam zadanie - zauważył markiz.
- Jesteś... pewien... naprawdę pewien, że chcesz być ze
mną?
- Czy muszę odpowiadać na tak niedorzeczne pytanie? -
zapytał markiz i znowu zaczął ją całować, aż Rowena poczuła,
że płonący w nim ogień ogarnia jej ciało. Po chwili jego
pocałunki stały się mniej żarliwe i namiętne, za to bardziej
delikatne i pieszczotliwe. - Jesteś taka młodziutka - powiedział
miękko. - Nie chcę cię wystraszyć.
- Nie jestem... wystraszona - odrzekła Rowena. - To
wszystko jest takie... doskonałe.,. takie cudowne! A może ja
tylko śnię?
- Jeśli ty śnisz, to ja śnię również. - Pieszczotliwie dotknął
jej twarzy, po czym tak mówił dalej: - Czy to możliwe, aby
jakakolwiek istota była tak delikatna i słodka, a jednocześnie
doprowadzała mężczyznę aż do takiego szaleństwa? O moja
ukochana, jak długo będę musiał czekać, abyśmy byli razem?
- Proszę cię, bądz rozsądny - powiedziała szybko
Rowena. - Pamiętaj, że jeszcze nie całkiem doszedłeś do
zdrowia. Nie wolno ci się przemęczać.
- Nazywasz to przemęczaniem? - śmiejąc się zawołał
markiz.
- To wszystko jest takie cudowne! Fascynujące! -
odrzekła Rowena. - Ale tyle emocji może cię zmęczyć.
- Z pewnością, mój skarbie - zgodził się markiz. - Jednak
to taka forma zmęczenia, która, jak sądzę, i tobie przypadnie
do gustu!
Rowena nie zrozumiała, co miał na myśli, ale czuła się
zbyt szczęśliwa, aby prosić o wyjaśnienie. Ramiona markiza
obejmowały ją, jego usta szukały jej warg. Pragnęła tylko
jednego, aby znowu ją całował, wzbudzając uczucia, do jakich
nigdy nie przypuszczała, że może być zdolna.
Z lekkim westchnieniem oparła głowę na jego ramieniu.
- Pragnę się tobą opiekować. I chociaż jesteś kimś tak
ważnym, to może jednak mnie potrzebujesz.
- Potrzebuję cię z wielu powodów - odparł markiz. -
Przede wszystkim dlatego, że jesteś częścią mnie i że nie
wyobrażam sobie przyszłości bez ciebie.
- Jestem szczęśliwa, że tak to odczuwasz - wtrąciła
Rowena. - Ale ty poznałeś tyle pięknych i ekscytujących
kobiet. Być może po jakimś czasie... znudzisz się mną.
- Nigdy tak się nie stanie - rzekł markiz. - Zawsze będę
się o ciebie troszczył i nigdy nie pożałujesz, że zdecydowałaś
się na ten związek. - Pocałował ją w czoło i dodał: - A teraz na
wypadek, gdyby twój ojciec wrócił wcześniej, niż się tego
spodziewamy, musimy uzgodnić nasze plany. Myślałem już o
tym.
- To znaczy o nas? - dopytywała Rowena.
- W ciągu ostatnich kilku dni nie byłem w stanie myśleć o
niczym innym - odrzekł. - W końcu doszedłem do wniosku, że
najlepszym wyjściem będzie powiedzieć twojemu ojcu, iż
zaproponowałem ci wyjazd do Londynu w charakterze damy
do towarzystwa jednej z moich kuzynek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]