[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Powiedziałeś, że nie ma powodu do obaw. Uwierzyłam ci na
słowo, Spencer.
- Mądra dziewczynka - pochwalił, uśmiechając się z
zadowoleniem.
Jenna bacznie śledziła każdy jego ruch. Spencer zgodnie z
obietnicą informował ją o każdym manewrze. Pewną ręką
wyprowadził samolot na pas startowy.
Serce waliło jej jak oszalałe mimo to nie czuła strachu.
Zdumiewająco lekko maszyna poderwała się do góry.
- Zwietnie nam poszło. Jestem z ciebie dumny
 uśmiechnął się Spencer, przekrzykując szum silników. Ujął
jej dłoń i podniósł do ust.
Jenna pośpiesznie wyrwała rękę.
- Obie dłonie na sterze, dobrze? Zwietnie sobie radzę, bo
zachowujesz się rozsądnie, jeśli zaczniesz się wygłupiać, chwytam
spadochron i wyskakuję
141
anula
ous
l
a
and
c
s
- zażartowała.
- Nie mam spadochronu.
- Co takiego?!
- %7łartowałem. Oczywiście, że mam - uspokoił ją pośpiesznie. -
Sam je pakowałem. Trenowałem kiedyś skoki. Nie mówiłem ci o
tym?
- Nie, ale domyślam się, że próbowałeś wszystkiego, skoków ze
spadochronem, lotni, lotu balonem.
Oczy Spencera rozbłysły.
- Latałaś kiedyś balonem?
- Nie.
- Założę się, że by ci się spodobało.
- To z pewnością łatwiejsze od pilotowania samolotu -
zauważyła, wskazując deskę rozdzielczą, upstrzoną całą masą różnych
przyrządów.
Spencer wzruszył ramionami.
- Wcale nie takie trudne. Też mogłabyś się nauczyć.
- Dziękuję bardzo.
- Mówię serio.
- Ja też. Namówiłeś mnie na lot. To i tak duży sukces, zarówno
mój jak i twój.
Nie kłamała. Wątpiła, czy udałoby się to komukolwiek innemu.
Nie była jednak zachwycona, kiedy okazało się, że muszą
wylądować w Savannah, by zatankować paliwo. Agent z biura
podróży dobrze wiedział, że starty i lądowania to momenty, których
142
anula
ous
l
a
and
c
s
najbardziej się obawiała i zawsze starał się rezerwować jej bilety na
połączenia nie wymagające przesiadek.
No cóż, Spencer nie był jej agentem, a poza tym musiał
zatankować paliwo. Na szczęście zarówno lądowanie, jak i start
przeszły bez problemów. Kłopoty zaczęły się pózniej.
Lecieli właśnie nad wodą, kiedy zauważyła, że Spencer ze
zmarszczonym czołem kilkakrotnie stuknął palcem w tarczę jednego
ze wskazników.
- Czy coś się stało, Spencer? - spytała zaniepokojona.
- Nie - mruknął, ale po jego minie poznała, że nie mówi całej
prawdy.
- Wiem, że coś się stało - powtórzyła stanowczo. - Możesz mi
powiedzieć. Jestem przygotowana na najgorsze.
Spencer zmarszczył brwi.
- To drobiazg. Jeden ze wskazników pokazuje nie to, co
powinien. Już od paru miesięcy szwankuje.
- A mówiłeś, że to bezpieczny samolot.
- Bo tak jest.
- Twierdziłeś, że wiedziałbyś o każdym uszkodzeniu, jeszcze
zanim pokazałyby je przyrządy. Czy coś się zepsuło?
- Nie. Wszystko w porządku - zapewnił ją spokojnie. - Mówiłem
ci, że jestem dobrym pilotem. Dobry pilot nie lekceważy żadnego
drobiazgu. Będziemy lądować.
- Lądować?! Gdzie?! - przeraziła się Jenna.
- Przecież tu nic nie ma. Pod nami tylko woda.
143
anula
ous
l
a
and
c
s
- Wylądujemy na jednej z tych małych wysepek
- oświadczył, wskazując jej mikroskopijne punkciki w dole. - O
tam! Widzisz?
Jenna wytężyła wzrok.
- Tam nic nie ma. To złudzenie.
- Nie, to wyspa.
- Jak nazywa się ta wyspa? - spytała nieufnie. Czarny punkcik w
dole nie budził zaufania.
- To na północ od Bimini.
- Ale jak ona się nazywa? Spencer wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Na mapie oznaczono ją jako własność prywatną
numer 457.
Jenna popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze
zdumienia oczami.
- %7łartujesz?
- Równie dobrze może to być 483 albo 421. Z tymi małymi
wysepkami nigdy nie wiadomo. Archipelag Bahama liczy ponad
siedemset małych wysepek i tylko trzysta z nich jest zamieszkanych.
Jenna zesztywniała.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Mężczyzna uśmiechnął się
pogodnie.
- Jesteś bardzo bystra. No cóż, jeżeli plaża okaże się
wystarczająco duża, by posłużyć za lotnisko, mam zamiar tu
wylądować i nie wykluczam, że znajdziemy się zupełnie sami.
144
anula
ous
l
a
and
c
s
- Masz zamiar wylądować na bezludnej wyspie?! - wykrzyknęła
Jenna ze zgrozą.
- Trudno o lepsze lądowisko.
- Ależ, Spencer!
No tak! Sprawdzały się jej najgorsze obawy.
- Daj spokój, skarbie. Nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo -
przekonywał. - Jeśli okaże się, że ta plaża nie nadaje się do lądowania,
znajdziemy inną. Jak tylko wylądujemy, sprawdzę wszystkie
przyrządy i polecimy dalej, jeśli zaś okaże się, że to coś poważnego,
wezwę pomoc przez radio.
Jenna zacisnęła palce na brzegach fotela.
- Powinnam była lecieć dużym samolotem. Tak właśnie
chciałam zrobić - powiedziała cicho.
- Ale zgodziłaś się lecieć ze mną, ponieważ mi ufasz. Czy
myślisz, że duże samoloty są takie pewne? W zasadzie masz rację, ale
żaden z nich nie mógłby wylądować na tej plaży, a ja mogę.
- I uważasz, że to całkiem bezpieczne?
- Jeśli plaża jest wystarczająco duża. Mówiłem ci już, że nie
jestem samobójcą. Poza tym, nie narażałbym ciebie - zapewnił,
delikatnie głaszcząc jej dłoń.
- No, skarbie. Pomyśl o tym jak o fascynującej przygodzie.
Będziesz miała o czym opowiadać wnukom na stare lata.
- Uhm - mruknęła niechętnie.
Dlaczego? Dlaczego właśnie jej musiało się to przytrafić? Była
taka młoda. Jej życie dopiero się zaczynało. Nie chciała umierać,
145
anula
ous
l
a
and
c
s
szczególnie teraz, kiedy miała już swoje upragnione maleństwo. Czy
los musi być tak okrutny?!
- Hej! Jesteś tu? - uśmiechnął się pogodnie mężczyzna.
- A czy mam inne wyjście?
- Myślałem, że poszłaś do tyłu szukać spadochronu. Oczy Jenny
rozszerzył strach.
- Mam założyć spadochron?
- Skądże znowu! Tylko żartowałem. Spójrz! Tu mamy coś na
kształt lotniska.
Jenna posłusznie popatrzyła w okienko.
- Czy to bardzo niebezpieczne?
- Ależ nie!
Jenna gniewnie zacisnęła usta. Jak mógł?! Jak mógł narażać ją
na coś takiego?!
- No i już po strachu - stwierdził Spencer, gładko sadzając
maszynę na piaszczystym brzegu.
- Możesz zacząć oddychać - dodał miękko. Pośpiesznie uwolnił
się z pasów i obrócił do
Jenny, biorąc ją w ramiona.
- Przepraszam, skarbie. Wiem, że to dla ciebie trochę przykre.
- Przykre?  powtórzyła. - Przykre? To... to było potworne! -
wykrzyknęła, odzyskując głos i uwalniając się z jego ramion. - Jak
śmiałeś zrobić mi coś takiego, Spencer?! Wiesz dobrze, że boję się
latać. Nie powinnam była w ogóle wsiadać do tego twojego
samolociku!
146
anula
ous
l
a
and
c
s
Gwałtownie otworzyła drzwi kabiny i wyskoczyła na piasek.
- Dokąd idziesz? - zawołał Spencer, wyskakując za nią.
- A dokąd mam iść? - zżymała się Jenna, przyspieszając kroku.
Ochłonęła, gdy znalazła się w znacznej odległości od samolotu.
Musiała wszystko przemyśleć. Wdrapała się na jedną z nadbrzeżnych
skałek.
Po jakiejś półgodzinie dołączył do niej Spencer. Przysiadł nieco
niżej. Nie miał odwagi zbliżyć się do niej. Wiedział też, że to, co
zamierza jej oznajmić, nie poprawi jej nastroju.
- Mamy mały problem, Jenna- zaczął niepewnie.
Zmarszczyła czoło. Milczała.
- Tak jak podejrzewałem, popsuł się jeden ze wskazników -
ciągnął. - Okazało się, że to wina instalacji elektrycznej.
Jenna objęła ramionami kolana i zacisnęła zęby.
- Niestety - westchnął ciężko Spencer - przy lądowaniu nastąpiło
spięcie. Wygląda na to, że nie będziemy w stanie lecieć dalej. Brakuje
mi części, żeby naprawić uszkodzenie. Musimy poczekać tu na
pomoc.
Jenna westchnęła. Powoli uniosła głowę.
- Jak długo to potrwa? - spytała, patrząc na niego.
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, kiedy nas zobaczą.
- Jak to, zobaczą? Przecież możesz nadać wiadomość. Mówiłeś,
że masz radio.
147
anula
ous
l
a
and
c
s
Spencer skinął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl