[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedział o G.12.
Ale czasami, jak ostatniej nocy, w momentach skrajnego
zagrożenia był ktoś, kto im pomagał, ktoś, do kogo mogli się
odwołać w ostatecznej potrzebie.
Rex nie miał pojęcia, skąd E.17 znał jego tożsamość.
Nigdy wcześniej nie spotkał tego człowieka i istniało
niewielkie prawdopodobieństwo, by kiedykolwiek ponownie
nawiązali kontakt.
Ale fakt, że E.17 szukał jego pomocy, uświadomił Rexowi
konieczność jeszcze większej ostrożności.
Racja była po stronie sir Terence'a, który perswadował mu
wytrwale, by na jakiś czas opuścił północno - zachodnie
pogranicze i te okolice, gdzie odnosił sukcesy.
Opowiadanie Rexa przeciągnęło się aż do lunchu. Właśnie
służący wniósł posiłek dostarczony ze stacji, na której się
zatrzymali. Jak zwykle na indyjskich stacjach, panował na niej
zgiełk i rozgardiasz.
Quenella przeszła na drugą stronę przedziału i podniosła
żaluzje. Wiedział, że przygląda się tłumom z nową
ciekawością i wzrastającym zainteresowaniem.
Jak wielu z tych przepychających się, krzyczących ludzi
obładowanych bagażami jest uwikłanych w tę intrygę? Bywa,
że pozostają po niej jakieś zwłoki na skraju drogi lub
zamęczony na śmierć człowiek, który strzegł pilnie swoich
tajemnic.
Stanęła z boku, żeby i on mógł wyjrzeć.
Zatrzymał wzrok na miękkich krągłościach jej piersi,
szczupłej talii. Spojrzał na jej doskonały, niemal grecki profil.
W tle jawił się kalejdoskop kolorów i kształtów. Krew
ponownie uderzyła mu do głowy, a serce zaczęło bić w piersi
jak oszalałe.
Zmusił się do wyjrzenia przez okno i zadał sobie w duchu
pytanie, jak długo jeszcze zdoła zachowywać się w ten
sposób.
Chłodna uprzejmość i obojętność już nie wchodziły w
rachubę.
Skoro jestem wystarczająco silny, by poskromić
rosyjskie ambicje i pogmatwać najprzewrotniejsze plany
politycznych wrogów", pomyślał, z pewnością uda mi się
nakłonić tę młodą damę, by mnie pokochała".
Ale Quenella nie była zwyczajną młodą damą!
I wtedy, jak zawsze w momentach zakłopotania i
niepewności, ujrzał szybujące po niebie dwa złociste orły.
Widział je tak wyraznie, jakby sam wzleciał w niebo na
ich spotkanie.
Szybowały wytrwałe, aż nagle, z szybkością pocisku i z
nieopisanym wdziękiem, dały nurka w głąb zalanej słońcem
doliny.
Złociste orły przywróciły mu moc.
W reszcie dojechali do Lucknow. Quenella była
oczarowana pięknem kraju: polami błękitnego lnu, żółtej
gorczycy, połaciami trzciny cukrowej.
Mijali tropikalne dżungle i bagniste aluwialne równiny, a
wszystko to znajdowało się u stóp pokrytych śniegami
łańcuchów górskich.
Kochała patrzeć na poziome smugi dymu unoszące się nad
wioskami o zachodzie słońca, na bydło wracające do domu w
chmurze beżowego pyłu.
A teraz ujrzała miasto, które miało być jej domem.
Rex już wcześniej powiedział Quenelli, że w dawnych
czasach Lucknow było stolicą królów Oudh, i że jest to
miasto, w którym wspaniałość ociera się o nędzę: miasto
przyjemności, rozpusty i intryg, do którego ciągną
awanturnicy z całej Azji.
Quenella oczekiwała tego wszystkiego w podnieceniu, ale
rzeczywistość przerosła jej wyobrażenia.
Lucknow znane było z uprawy najcenniejszych róż w
Indiach, a także z najwspanialszych bajader (Bajadera -
hinduska tancerka kultowa, pełniąca służbę przy świątyni
Buddy.).
Na początku jednak Quenella ujrzała mrowie lepianek,
ulice zatłoczone ludzmi najróżniejszego pokroju i dzikimi
zwierzętami, włączając w to skrępowane tygrysy.
Były tam też pałace, meczety i grobowce, trącące
blichtrem fantazyjne dzieła architektury, a także budynki
władz otoczone szpalerami drzew. Gmachy te wyglądały
bardzo brytyjsko.
Poprzednia rezydencja gubernatora, która była centrum
straszliwego oblężenia w czasie powstania sipajów (Sipaje -
indyjscy żołnierze w brytyjskiej armii.), została zachowana
bez zmian.
Zrujnowana, bez dachu, naznaczona śladami pocisków;
dwa tysiące europejskich kobiet i dzieci, które się tu schroniły,
straciło życie. Wzruszenie odbierało głos patrzącym na te
ruiny. Pozostały pomnikiem brytyjskiego męstwa.
W tych trudnych czerwcowych dniach roku 1857 prawie
pięć tysięcy ludzi znajdowało się na obszarze narażonej na
ostrzał, otoczonej murami rezydencji. Ogień muszkietów był
tak gwałtowny, a kanonada trwała nieustannie, że utrzymanie
pozycji stało się niemożliwe i część rezydencji padła. Ci, co
przeżyli, wytrwali następne osiemdziesiąt siedem dni nękani
upałem, chorobami i głodem. Odsiecz przyszła dopiero pod
koniec września.
Po zakończeniu walk główny komisarz przeniósł
rezydencję do południowo - wschodniej części miasta.
Budynek zwał się Hayat Bakhsh Kothi, czyli %7łyciodajny
Dom" jak na ironię, gdyż poprzednio był w nim magazyn
prochu.
W czasach powstania Brytyjczycy nazywali go po prostu
bungalowem na skarpie".
Ze względu na bardzo dobre położenie, został po prostu
powiększony i wciąż rozbudowywany przez kolejnych
gubernatorów. Zmieniono mu dach, dobudowano górne piętro,
dodano werandy i obecnie bungalow na skarpie" był dużą i
wygodną siedzibą gubernatora.
Nowe kuchnie, sala balowa i brama wjazdowa nadawały
mu imponujący wygląd. Quenella wpadła w zachwyt na widok
ogromnych, wysokich pokojów z białymi ścianami i
marmurowymi posadzkami.
Szczególnie przypadł jej do gustu kamienny kominek w
orientalnym stylu, zdobiony rzezbami chryzantem, syren i ryb.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]