[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za bardzo zaczniesz go lubić, będę zazdrosny.
- Nie musisz... być zazdrosny o kogokolwiek - powiedziała i w jej głosie
zabrzmiała namiętna nuta. - Kocham ciebie... i teraz, kiedy nauczyłeś mnie, jak
doskonała i piękna może być miłość, możesz być pewien, że nie ma... innego
mężczyzny na całym świecie... oprócz ciebie.
Pocałował ją.
- Mówiłam ci, że coś sobie przypomniałam i to jest coś, co muszę zrobić w
dniu mojego ślubu.
- Co to takiego?
- Obiecałam mamie, że kiedy wyjdę za maż otworzę list, który mi dała.
- List?
Kistna mówiła cicho:
- Sadzę, że mama miała przeczucie, że ona i tato mogą umrzeć nagle na
cholerę.
Markiz przysunął ją bliżej siebie, a ona mówiła dalej:
- Na początku było tylko parę przypadków, ale władze były zaniepokojone i
oczywiście papa upierał się, by robić wszystko, co w jego mocy. Kistna zrobiła
przerwę, jakby spoglądała w przeszłość.
- Pewnego dnia mama długo w nocy nie spała pisząc list. Potem
powiedziała: - Przynieś mi swoją Biblię, tę, którą dał ci papa". Przyniosłam ze
swojej sypialni oprawioną w skórę księgę, a ona bardzo ostrożnie odkleiła
okładkę w środku.
- Dlaczego to zrobiła?
- Wsunęła napisany list pod skórzaną oprawę Biblii, wszystko na powrót
zakleiła i powiedziała: Nie chcę, byś przeczytała ten list lub nawet o nim
myślała, dopóki nie wyjdziesz za mąż. Wtedy, w dniu swojego ślubu otwórz
go, chyba że wcześniej powiem ci, co zawiera.
- Musiałaś być ciekawa - zauważył markiz. - Byłam, w pewnym sensie. Ale
to nie wydawało się ważne i mama nigdy już o tym nie wspominała.
- Ale ta Biblia była zawsze z tobą.
- Powiedziałam ci, że to wszystko co posiadam.
- Dobrze - rzekł markiz. - Otwórz go teraz, zanim temu przeszkodzę.
Mówiąc to pocałował ją w ramię, a ona odsłoniła kotarę i sięgnęła po Biblię,
która leżała na stole obok świec. Usiadła na łóżku, a markiz położył się na
poduszkach obserwując ją. Pomyślał, że niemożliwe, by ktoś był tak śliczny i
atrakcyjny, a przy tym tak całkowicie niezepsuty i czuły. Wiedział, że dzięki
nie tylko miłości, ale również intuicji, której brakowało większości dziewcząt,
była wrażliwa na wszystko, o co poprosił. Kochając się z tą młodziutką kobietą
zdał sobie sprawę, że znalazł w niej jakby dopełnienie siebie. Ponieważ kochał
ją i dbał o jej uczucia bardziej niż o własne, oboje znalezli się w stanie
fizycznej i duchowej ekstazy, której markiz nie zaznał nigdy wcześniej. To
uniesienie wydawało mu się idealne w każdym sensie. Wiedział teraz, że
uczucie do Kistny, którego jak głupiec nie poznał od razu staje się coraz
głębsze.
I wierzył, że może dać jej tyle szczęścia, co ona jemu. Patrzył na nią i
myślał, że żadnej innej kobiety nie pragnął tak bardzo. Nie przeżył wcześniej
fizycznej satysfakcji połączonej z duchowym uniesieniem. Rozpaliło to w nim
ideały, nowe ambicje, które, jak przeczuwał, w przyszłości wzbogacą jego
życie.
Kistna wysunęła gęsto zapisane kartki papieru z okładki Biblii. Rozłożyła je
i zauważył wyraz smutku w jej oczach. Zapewne pomyślała o matce. Poczuł, że
się odsunęła i nieco instynktownie wyciągnął dłoń, by jej dotknąć. Zrozumiała
ten czuły gest, odwróciła ku niemu głowę i uśmiechnęła się.
- Czy mam przeczytać list mamy? Pragnę podzielić się nim z tobą tak jak
dzielimy wszystko inne.
- Oczywiście, najdroższa.
Kistna trzymała list tak, aby światło świec padało nań i swoim ciepłym,
melodyjnym głosem zaczęła czytać:
Moja najdroższa, najukochańsza córko!
Na wypadek, gdyby cokolwiek mi się przytrafiło, pragnę podzielić się z
Tobą tajemnicą o której nie chcę teraz Ci mówić, szczególnie przed tatą.
Wiesz, jak jesteśmy szczęśliwi ze sobą, twój ojciec i ja. I jaką jestem
najszczęśliwszą kobietą na świecie, kochając i będąc kochaną przez
mężczyznę, który jest tak wspaniały we wszystkim, że mógł zostać zesłany mi
tylko przez Boga. Ale, Kistna, aby poślubić Twego ojca musiałam zrobić to, co
większość ludzi nazwałaby bardzo nagannym czynem, chociaż był on wyrazem
odwagi.
Nigdy z Tobą nie rozmawiałam o mojej rodzinie, ponieważ było to ze
wzglądu na Twojego tatą zbyt niebezpieczne.
Gdyby mój ojciec mógł go znalezć wiem, ponieważ był bardzo wpływowym
i mściwym człowiekiem, że z pewnością cierpielibyśmy oboje, a być może
nawet chciałby zniszczyć nas.
Zdumiona tym, co właśnie przeczytała, Kistna spojrzała szybko na markiza,
jakby sam jego widok przynosił jej ukojenie i poczucie bezpieczeństwa
- Czytaj, moja najdroższa - rzekł delikatnie.
Mój ojciec był siódmym hrabią Branscombe! Byłam jego najmłodszą córką i
myślę bez zarozumiałości, że kochał mnie najbardziej ze wszystkich swoich
dzieci. Był więc bardzo dumny, kiedy książę Frederick Melderstein poprosił o
moją rękę.
Nie trzeba dodawać, że nie spytano czy pragnę wyjść za niego za mąż.
Uświadomiono mi, jak ogromne szczęście mnie spotkało i że to zrządzenie łosu
powinnam przyjąć z wdzięcznością. Chodziło przecież o królewską koronę.
Ja też myślałabym pewnie, że to wspaniała propozycja, gdybym nie
zakochała się wcześniej tak bardzo, tak całkowicie, iż wszyscy inni mężczyzni
na całym świecie przestali istnieć.
Kistna krzyknęła.
- To właśnie czuję do ciebie.
- Powiem ci, co do ciebie czuję, moja kochana - odrzekł - ale skończ
najpierw list.
Czytała dalej:
Poznałam Twego ojca, gdy układałam kwiaty w kościele. Robiłam to w
każdą sobotą przez kilka lat, jako jeden z wyznaczonych mi obowiązków.
Przedstawił się jako nowy wikary i zaczęliśmy rozmawiać. Potem
spotykaliśmy się co tydzień, chociaż oczywiście mój ojciec i matka nie mieli o
tym pojęcia.
I ponieważ, jak sama widzisz, jest przystojny i tak bardzo, bardzo miły,
zakochałam się w nim do szaleństwa i wiedziałam, chociaż nic o tym nie
mówił, że też mnie kochał.
Kiedy powiedziano mi o moim, już uzgodnionym przez ojca, ślubie z
księciem, załamaliśmy się i wyznaliśmy co czujemy do siebie, ale wiadomo
było, że to beznadziejne.
Twój ojciec powiedział, że nie zniesie mojego ślubu z księciem
Frederickiem. Poprzez jednego ze swoich krewnych pracujących w Kompanii
Wschodnioindyjskiej załatwił sobie wyjazd do Indii w charakterze misjonarza.
Wiadomo było już wówczas, że zakaz pracy misyjnej w Indiach zostanie
zniesiony, a ponieważ tato Twój tak bardzo chciał opuścić Anglię, jego krewny
zgodził się pomóc mu opłacić podróż. Mógł zatem pojechać przed innymi
misjonarzami.
To nie był jego wybór, ale wiedział, że statek wypływa z Tilbury rano w
dniu mojego ślubu.
Gdy szalałam na myśl o utracie ukochanego i konieczności poślubienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]