[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tomności.
- Dlaczego za niego wyszłaś? - zapytał Heath.
W jego głosie nie było śladu nagany czy pretensji. To było proste pytanie zadane
normalnym tonem.
- To był największy błąd mojego życia.
R
L
T
Dopiero w tym momencie, wypowiedziawszy te słowa, Kat tak naprawdę w pełni
poczuła ciężar i rozmiar tego błędu, który położył się cieniem na całym jej życiu. Za-
miast Heatha, wybrała Arthura. Straciła szansę na szczęście. Bezpowrotnie.
- Myślałam, że Arthur jest autentycznie szarmanckim, czarującym mężczyzną, a
życie w Grange spełnionym marzeniem. Kiedy jednak ocknęłam się tamtego wieczoru tu,
w salonie, w pierwszym odruchu chciałam cię zawołać. Bez ciebie czułam się zagubiona
i przestraszona! Co prawda Charltonowie szybko sprawili, że odprężyłam się i uspo-
koiłam, ale powinnam była posłuchać głosu intuicji. Tamtego wieczoru nie poszedłeś so-
bie po prostu do domu, prawda?
Potrząsnął głową.
- Wyrzucili mnie na zbity pysk.
- Już wtedy próbowali nas rozdzielić. A ja im na to pozwoliłam.
- Mogłaś wtedy w każdej chwili zapytać, co się ze mną stało - zauważył z wyrazną
pretensjÄ….
- Tak, ale... byłam głupia. O, Boże, taka głupia!
Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Poczuła pod palcami jego na-
pięte muskuły i ciepłą skórę. Nagle odniosła wrażenie, że ten mężczyzna jest jej jedynym
oparciem, jedyną kotwicą w tym podłym, szalonym świecie, w życiu, które zaczęło się
walić już dawno temu - od momentu, gdy straciła swego najlepszego przyjaciela.
- Heath, przepraszam! Boże, gdybym mogła cofnąć czas...
- Nie da się zmienić przeszłości - zauważył przytomnie. - Ale można kształtować
przyszłość. Wystarczy przestać popełniać stare błędy. Przerwać ten zaklęty krąg.
- Naprawdę możemy to zrobić? - zapytała z szaloną nadzieją, ale też niedowierza-
niem. - Możemy zacząć od nowa?
- Możemy spróbować.
Stała krok od niego. Za daleko. Chciała mieć go bliżej siebie. Pragnęła go pocało-
wać. Rozpocząć pocałunkiem nowy rozdział w ich relacjach.
- Spróbujmy - poprosiła.
Stanęła na palcach i musnęła ustami jego policzek. Bała się pocałować go w usta.
Rozpadłaby się na kawałki, gdyby odrzucił jej gest czułości i... czego jeszcze? Bała się
R
L
T
dokończyć tego zdania. Przestraszyła się tak mocno, że aż zadrżała. Poczuła na wargach
smak jego skóry. Wciągnęła głęboko w płuca przyjemny, męski zapach, od którego za-
kręciło jej się w głowie. Ta chwila słabości spowodowała, że do jej umysłu wdarła się
końcówka urwanej myśli.
Gest czułości i miłości.
Tak, miłości.
Kochała Heatha. Ta nagła świadomość była niczym eksplozja, która ją oszołomiła i
ogłuszyła.
- Proszę, spróbujmy - powtórzyła, nie słysząc swoich słów, ale czując wyraznie, że
w jakiś fundamentalny sposób odmienią one jej życie.
Wystarczyło zrobić pierwszy krok.
Nachyliła się do Heatha i teraz już bez obaw pocałowała go w usta. Mruknął coś w
ojczystym języku; mogło to być przekleństwo, wyraz zaskoczenia i zdumienia, ale na
pewno nie było to nie". Odpowiedział na pocałunek z takim ogniem, że niemal pozba-
wił ją tchu. Ich ciała się zderzyły. Zgniótł torsem jej piersi, wyrywając z jej ust jęk roz-
koszy. Przyparł ją do ściany i zamknął w pułapce twardych, stalowych ramion. Poły jej
szlafroka rozsunęły się, ukazując pod spodem prześwitującą koszulkę nocną. Gorące,
głodne usta Heatha całowały jej szyję, po czym zaczęły wędrować w stronę dekoltu, tam,
gdzie wyraznie pod materiałem rysował się biust. Wyszeptała jego imię, gdy wziął do ust
sutek, całując go, gryząc i ssąc. Jej ciało wygięło się w spazmie niewysłowionej rozko-
szy. Miała wrażenie, że lada moment zemdleje, nie wytrzyma tego natężenia rozkoszy i
pożądania.
To niesprawiedliwe, pomyślała nagle. On mnie dotyka, a ja jego nie. Drżącymi
dłońmi rozpięła jego koszulę, wsunęła dłonie pod materiał i położyła je na rozpalonej,
unoszÄ…cej siÄ™ co chwila klatce piersiowej.
- ChcÄ™ ciebie.
Ledwie rozpoznała swój głos, ochrypły od gorączkowego pragnienia, które za-
władnęło już całym jej ciałem. Gdy poczuła, że zaraz się roztopi, rozpłynie, oplotła ra-
mionami jego silny kark. Heath podniósł głowę i znowu zaatakował jej usta, podczas gdy
jego dłonie wdarły się pod koszulkę i dotknęły jej najczulszego miejsca. Na to czekała.
R
L
T
Nie wiedziała jednak, że natychmiast zaleje ją tak potężna fala rozkoszy, niemal ścinając
ją z nóg.
- Não! - wysapaÅ‚ nagle Heath, odsuwajÄ…c siÄ™ od niej jak poparzony. - Nie!
Była zdezorientowana. Zaszokowana. Zdruzgotana. Zawieszona w nagłej, nieocze-
kiwanej próżni.
- Co... co się stało? - wydukała bez tchu.
- Powiedziałem: nie! - oświadczył ponownie. - To się nie stanie. Nie dzisiaj. Nie w
taki sposób.
- Ale...
Nic nie rozumiała. Przecież jej pragnął! Reakcja jego ciała nie mogła kłamać. Jesz-
cze kilka sekund temu niemal pożerał ją żywcem. A tu nagle, jakby ktoś coś w nim wy-
łączył, wszystko zniknęło. Stał w bezruchu, zimny i daleki, tak daleki, jakby znowu wy-
rosła pomiędzy nimi przepaść.
- Wrócę pózniej, jeśli chcesz, żebym porozmawiał z Harrym. - Sięgnął po płaszcz i
zarzucił go na ramiona.
- Dz-dziękuję - wyjąkała, choć na usta cisnęło jej się milion innych słów, gorącz-
kowych, rozpaczliwych pytań.
Ruszył w stronę wyjścia.
- Heath! - zawołała.
Rzucił jej przez ramię spojrzenie, które zmroziło krew w jej żyłach. Dygocąc na
całym ciele, zakryła się ponownie szlafrokiem, niechcący muskając swoje podrażnione
piersi, które nadal domagały się jego ust.
- Tak? Chcesz czegoÅ› jeszcze ode mnie?
- Chciałam tylko zapytać... czy przyjdziesz na pogrzeb?
Nie to chciała powiedzieć, lecz zabrakło jej odwagi, aby zapytać wprost: dlaczego
to zrobiłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś? Wiedziała, że nic z niego nie wyciągnie. Zresztą
prawda mogłaby ją zabić. Bo co by odpowiedział? Prawdopodobnie chciał ją jedynie
zranić. Zemścić się za wszystkie krzywdy, które mu wyrządziła. Czego innego mogła się
spodziewać? Jestem idiotką, beształa się w myślach. Skończoną idiotką!
R
L
T
Na dodatek to głupie, wręcz bezczelne pytanie. Jak mogła go prosić o to, by przy-
był na pogrzeb człowieka, którego nienawidził?
Chciała go przeprosić, lecz w momencie, gdy otworzyła usta, odpowiedział obojęt-
nym tonem:
- Tak. Jeśli chcesz, to przyjdę.
I wyszedł.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Minął tydzień.
Całą uwagę Kat zaprzątało organizowanie pogrzebu Josepha, przyjmowanie wyra-
zów współczucia od bliskich i znajomych, załatwianie formalności. Nie miała czasu, siły
ani ochoty myśleć o tym, co się wydarzyło pomiędzy nią a Heathem. Wiedziała, że gdy-
by zaczęła o tym rozmyślać, zatonęłaby na dnie rozpaczy. Gdyby zaczęła płakać, nigdy
nie udałoby jej się przestać.
Widywała Heatha codziennie. Pomagał jej opiekować się Harrym i organizować
ceremonię pożegnalną. Był wobec niej uprzejmy, lecz zachowywał dystans. Nie potrafiła
odgadnąć ani jednego jego uczucia czy myśli. Można było odnieść wrażenie, że nic mię-
dzy nimi nigdy nie było. %7ładnego pocałunku. %7ładnych zwierzeń. Nic.
Po pogrzebie, gdy wszyscy goście opuścili już Grange, Kat opadła na kuchenny
stołek, zupełnie wyczerpana.
- Nareszcie - westchnęła z ulgą.
Heath był jedyną osobą, która jeszcze nie wyszła.
- Miałaś ciężki tydzień.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]