[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za to, że mam wspaniałą rodzinę. Nie udawaj, że tego nie rozumiesz.
Rozumiał, ale cena wciąż wydawała mu się zbyt wysoka. Uśmiechnęła
się.
Teraz blizniaczki wiedzą co nieco o twoim życiu erotycznym.
Najchętniej by tego uniknął. Julie i Jenny w niczym mu nie
przeszkadzały, ale to chyba zbyt intymne szczegóły?
Mam nadzieję, że Jenny o nic nie wypytywała?
Tylko czy się zabezpieczyłeś.
Annie miała podniesioną głowę, ale jej policzki były zaczerwienione.
Dostrzegał w niej wiele sprzeczności: bywała nieśmiała, ale i stanowcza,
apodyktyczna, a czasami uległa.
I co powiedziałaś?
%7łe tak... Nawet trzy razy.
85
R
L
T
A ona?
Odłożyła słuchawkę.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
Annie wyglądała ładnie w porannym świetle. Burza jej wciąż
wilgotnych loków lśniła. Miała pełne usta i różowe policzki. Była piękna w
nienachalny sposób. Wiek tylko doda jej uroku, pomyślał.
Gdyby spotkał ją przed Valentiną, z pewnością by go zaintrygowała.
Choć może urok niegrzecznej dziewczynki okazałby się silniejszy. Może
musiał dostać wtedy nauczkę, by wyciągnąć odpowiednie wnioski.
A jego wnioski były proste: nikomu nie można ufać. Nie wolno niczego
oddawać za darmo i pod żadnym pozorem nie wolno szarżować uczuciami.
Rozumiesz, że między nami nie może wydarzyć się nic więcej?
Czyli mam sobie nie robić nadziei? To po prostu biznesowy układ z
wartością dodaną?
Coś w tym stylu. Wszystko skończy się po świętach.
Nigdy nie byłam w związku, który miałby datę ważności
powiedziała ze smutnym uśmiechem, patrząc mu w oczy. Ale się nie martw.
Znam reguły gry i nie będę ich zmieniać.
Nie jestem pewien, czy ci wierzę. Przecież marzysz o
szczęśliwym zakończeniu.
Tak, chcę znalezć kogoś, kogo będę kochać i szanować, kto nie
będzie mógł beze mnie żyć. Chcę mieć dzieci, psa i kilka chomików, ale to nie
w twoim stylu, prawda?
Prawda.
Może kilka lat wcześniej... Ale angażując się teraz, ryzykowałby zbyt
wiele. Zawsze grał, by wygrać, a małżeństwo nie dawało żadnych gwarancji.
Tego też nauczyła go Valentina.
86
R
L
T
Miałeś nie iść ze mną do łóżka zauważyła Annie.
Wiem. Nie potrafił wyczuć, czy się z nim droczy, czy jest zła.
Chcesz, żebym cię przeprosił?
Zaczerpnęła powietrza.
Chcę, żebyś obiecał, że nie poprosisz mnie po wszystkim, żebyśmy
zostali przyjaciółmi. Obiecujesz?
Nie będziemy przyjaciółmi. Gdy to powiedział, poczuł dziwną
pustkę. Annie była jedną z niewielu osób, które lubił. Będzie za nią tęsknił,
ale pozwoli jej odejść.
Przez cały dzień starała się nie szczerzyć zębów jak idiotka.
Przedszkolaki niczego by nie zauważyły, ale pozostali nauczyciele z
pewnością tak. Zaczęliby zadawać pytania, a ona nie potrafiła kłamać.
W normalnych okolicznościach to raczej pozytywna cecha, pocieszała
się w myślach, parkując na podjezdzie przed domem. Idąc do skrzynki
pocztowej, czuła ból w nogach i biodrach. Jej mięśnie nie były
przyzwyczajone do tego rodzaju gimnastyki. Nie przeszkadzało jej to jednak,
bo była to pamiątka wydarzeń nocy, którą spędziła w łóżku Duncana.
Obiecała sobie, że nie będzie niczego żałować. Przeżyła z nim
niesamowite chwile. Jej ciało okazało się zdolne do rzeczy, o jakich nawet nie
śniła. Teraz już wiedziała, czego chce od życia. Nie tylko wielkiej miłości,
lecz i ogromnej namiętności. W poprzednich związkach szła na kompromis.
Ale z tym już koniec.
Poważna deklaracja, jak na kogoś, kto nawet nie chodzi na randki
powiedziała do siebie, wyjmując listy ze skrzynki i je przeglądając. Nie
mogła przecież liczyć na Duncana, nawet jeśli bardzo go pragnęła.
Spojrzała na ostatnią kopertę i skrzywiła się. List z uniwersytetu, na
pewno wezwanie do zapłaty czesnego. Otwierając go, zastanawiała się, skąd
87
R
L
T
wezmie teraz pieniądze. Jej konto świeciło pustkami. Może po świętach
powinna się rozejrzeć za dodatkową pracą. %7łeby...
Nagle znieruchomiała, czytając list z uniwersytetu. Znalazła w nim
tylko krótką informację, że czesne zostało opłacone za cały rok. Nawet nie za
kwartał, ale za cały najbliższy rok akademicki. Na sam widok tak
niebotycznej sumy zakręciło jej się w głowie. Ale jak to możliwe? Ona tego
nie zrobiła, a przecież Jenny nie odziedziczyła nagle fortuny.
Weszła do domu i jeszcze raz przejrzała pocztę. Tym razem znalazła list
z uczelni Julie. Z taką samą informacją.
Nagle doznała olśnienia i wszystko zrozumiała. Gdyby nie zeszła noc,
byłaby może trochę zła, ale zdecydowanie bardziej wdzięczna. Teraz czuła
się zdezorientowana i raczej urażona.
Rzuciła pozostałe koperty na stół i wróciła do samochodu. Biuro
Duncana mieściło się w ogromnym kompleksie budynków obok portu w Los
Angeles, całkiem blisko jej domu. Podała nazwisko ochroniarzowi przy
bramie i czekała, aż ten wykona kilka telefonów. Wreszcie dostała przepustkę
wraz ze wskazówkami, gdzie może zaparkować.
Minęła magazyny, pod którymi stały potężne ciężarówki czekające na
załadunek. Wokół kręciło się mnóstwo ludzi. Dotarła pod sześciopiętrowy
budynek biura i odnalazła parking dla gości.
Prawdziwe imperium, pomyślała, stojąc w lobby Patrick Industires. Na
ogromnym monitorze zobaczyła mapę świata, a na niej tysiące światełek
oznaczających położenie ciężarówek, pociągów i statków należących do
firmy. Wiedziała, że Duncan jest bogaty, ale ten widok zrobił na niej
wrażenie. Wreszcie zobaczyła na własne oczy, jak wielki odniósł sukces.
Poprawiła swój wyciągnięty sweter, zdając sobie sprawę, że zdobiące
go tańczące elfy może i nadają się do przedszkola, ale nie spełniają
88
R
L
T
korporacyjnych wymogów dotyczących stroju. Jej spódnica była poplamiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]