[ Pobierz całość w formacie PDF ]

\e ona się zmieniła? Przecie\ to nie ona była winna temu,
co się stało! Gdyby nie pojawiła się Dolores, wszystko
112
byłoby tak, jak dotychczas. Nie potrafiła dłu\ej powstrzy-
mać swojej wściekłości.
 Jakim prawem ośmielasz się mnie osądzać, ty
obłudniku! Dopiero dziś poznałam się na tobie. Nie
pozostanę ani chwili dłu\ej w domu człowieka, który nie
ma nawet tyle odwagi, by otwarcie powiedzieć mi, co
myśli. Dlaczego nie masz tyle śmiałości, by powiedzieć
dziewczynie, którą zmusiłeś do mał\eństwa, \e jej ju\ nie
chcesz? Natychmiast wynoś się z mojego pokoju, zanim
zacznę krzyczeć! Odchodzę, Manuelu! Ułatwię ci całą
sprawę. Jutro ju\ mnie tu nie będzie. Jedyne, co mo\esz
jeszcze dla mnie zrobić, to wyjść stąd natychmiast i dłu\ej
mnie nie poni\ać!  Jej głos brzmiał teraz głośno i prze-
nikliwie. Zraniono ją i tak\e ona chciała teraz zadawać
rany.  Wyjdz! Nie potrzebujesz mnie ju\, i ja tak\e
nigdy cię nie potrzebowałam!  Odwróciła się, \eby
ukryć łzy. Jej usta dr\ały.
Manuel usiadł w fotelu i spoglądał ponuro przed siebie.
Pobladł, z trudem przychodziło mu wymówić choć
słowo.
 Coś się dzisiaj musiało stać. Inaczej nie mówiłabyś
tak. Od kiedy wróciłem na hacjendę, wszyscy zachowują
się dziwnie. Przybywa nie zapowiedziany gość, a ty nawet
się tym nie zajmujesz. Pozostawiasz wszystko słu\bie.
Nawet nie uznałaś za stosowne przedstawić się Dolores.
Była zupełnie zaszokowana, gdy dopiero ja przy kolacji
przedstawiłem cię jako moją \onę. Twoim obowiązkiem,
jako duęuesy, jest witać i przyjmować naszych gości,
nawet jeśli przybywają niespodziewanie. Było to dla
seńority Sanchez upokarzające, \e potraktowała cię naj-
pierw jak słu\ącą, a dopiero potem ja wyjaśniłem jej, \e
jesteś moją \oną. Gdy nie ma mnie w domu, twoim
obowiązkiem jest przejąć obowiązki gospodarza.  Prze-
rwał, jakby gniew odebrał mu mowę.
113
Julia słuchała tego, co mówił z otwartymi ze wzburze-
nia ustami. Miała w jego towarzystwie serdecznie witać
i przyjmować jego kochankę? To ju\ był szczyt! Zanim
zdą\yła cokolwiek powiedzieć, Manuel kontynuował swą
oskar\y cielska mowę:  Podczas kolacji bez przerwy
wybuchaliście z moim bratem śmiechem. On mo\e uczy-
nić cię wesołą, ja nie. Naszego gościa nawet nie zauwa\a-
łaś. Musiałem się sam nią zająć. Nawet madrecita i Es-
talita były zdumione twym skandalicznym zachowaniem.
To w ogóle do ciebie nie pasowało. Czy Juan oczarował
cię swym urokiem, tak jak oczarował Mary? I do tego
wszystkiego jeszcze, kiedy wysyłam do ciebie Dolores
z prośbą, byś zeszła na dół i przyłączyła się do nas, ty
odmawiasz! Była na tyle wyrozumiała, by przebaczyć ci
twą niegrzeczność. Ale ty mi odmawiasz! Jak to wygląda!
 Jego głos brzmiał gorzko. Spojrzał na Julię i spytał
spokojnie:  Przekazała ci to, co chciałem ci powiedzieć?
Julia westchnęła i skinęła głową:  Tak, Manuel, ale
nie chcę więcej o tym słyszeć. Powiedziałeś wszystko, co
chciałeś. Ja cię wysłuchałam i teraz ju\ nie mogę tego
dłu\ej znieść. Najwyrazniej jesteś zdania, \e nie jestem
godna twego nazwiska. To ju\ raz dzisiaj słyszałam.
Zrozumiałam, \e jestem w tym domu osobą niepo\ądaną.
Zostaw mnie więc teraz, proszę, w spokoju. Z pewnością
ju\ ktoś na ciebie czeka, więc idz!
Julia podeszła do balkonu i otwarła drzwi. Potrzebowa-
ła odetchnąć świe\ym powietrzem, gdy\ ból zdusił w niej
oddech. Kiedy myślała, \e Manuel ju\ wreszcie po-
szedł, obróciła się, by w tej samej chwili stanąć jak wryta.
Manuel stał przed nią. Jego twarz przybrała dziwny
wyraz. W ręku trzymał jeden z pozostawionych przez
Dolores w popielniczce niedopałków. Z uniesionymi
brwiami spytał:
 A to skąd się tu wzięło? Kto spędził tak du\o czasu
114
w pokoju mojej \ony, by wypalić tyle zagranicznych
papierosów?
Julia zaczerpnęła głęboko powietrza. Jakby nie wie-
dział, kto pali takie papierosy! Przecie\ wysłał do niej
Dolores! Wściekła rzuciła się na niego z pięściami.
Ale on jak kot, zręcznie usunął jej się na bok, by po
chwili pochwycić ją w swe silne ramiona.
 A więc moja mała tygrysico o fiołkowych oczach!
Chcę znać prawdę!  Julia broniła się z wszystkich sił.
Uwolniła jedną rękę i uderzyła Manuela w twarz.
Zaklął, rzucił ją brutalnie na łó\ko i patrzył na nią iskrzą-
cymi się z wściekłości oczyma. Patrzył na nią jak lew, który
obserwuje swą ofiarę. Przez zaciśnięte zęby wycedziła:
 Nie mo\esz traktować mnie jak niewolnicę! Puść
mnie!
Jego twarz pociemniała jeszcze bardziej. Jego oczy
ciskały gromy. Wzrok powędrował ku jej piersiom, ku jej
płaskiemu łonu i stał się jakby nieco bardziej łagodny.
Poło\ył się obok niej na łó\ku i przycisnął jej ciało
swym udem.
 Porozmawiajmy otwarcie i uczciwie. Mam ju\ dość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl