[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Simen otworzyÅ‚ nagle oczy i popatrzyÅ‚ wprost na Åshild. StaÅ‚o siÄ™ to tak nieoczekiwanie, że
aż drgnęła przestraszona, nie uciekła jednak spojrzeniem. Wyczula, że ją rozpoznał.
- Nic nie mów - rzekła. - Odpocznij, zaraz zrobi ci się cieplej, zobaczysz. Boli cię głowa?
Simen pomrugał, co uznała za odpowiedz twierdzącą.
- Zobaczysz, zaraz się rozgrzejesz - mruknął Ole. Przytrzymał głowę Simena i wlał mu do
ust zawartość kieliszka. - Spróbuj teraz połknąć.
Po krótkiej chwili ranny uspokoiÅ‚ siÄ™ i zapadÅ‚ w gÅ‚Ä™boki sen. Ole i Åshild wyszli,
pozostawiajÄ…c przy Sinienie Jørunn.
- Niestety, musimy natychmiast wracać. Most wciąż jest w niebezpieczeństwie - rzekł Ole
do siedzÄ…cych w izbie mężczyzn, którzy posilali siÄ™ plackami i serem. Åshild byÅ‚a zadowolona, że
Jørunn wystawiÅ‚a na stół jedzenie, nie czekajÄ…c, aż jej to poleci gospodyni. Ta dziewczyna potrafi
podejmować mądre decyzje, pomyślała.
Spojrzała na Olego, błagając spojrzeniem, by zachował ostrożność. Zrozumiał, o co jej
chodzi i pokiwał głową. Potem zapiął kurtkę i rzekł:
- Już pora.
W drodze powrotnej nad rzekę mężczyzni milczeli. Ole zmagał się z własnymi emocjami.
Przeraził się swojej reakcji, gdy zobaczył rannego Simena. Nieszczęście nie obeszło go tak bardzo,
jak zapewne by się stało, gdyby to ktoś inny wpadł do wody. Od tamtej historii z Birgit unikał
Simena jak zarazy. Nie potrafił mu wybaczyć tego, że tak skrzywdził jego siostrę. Nikomu zle nie
życzył, jednak gdy słyszał imię Simena albo ktoś wspominał jego zagrodę, serce przepełniało mu
się nienawiścią. Mimo to kazał przenieść rannego do swego domu. Był przecież jego najbliższym
sąsiadem. Nie mógł postąpić inaczej...
Kiedy mężczyzni wrócili nad rzekę, zastali tam wielu gospodarzy z siekierami i piłami. Przy
brzegach niczym góry lodowe piętrzyły się kry. Chociaż już od paru dni kruszyli lód, prawie nie
widać było efektów ich ciężkiej pracy. Kolejne kry spływały z góry rzeki, tworząc zatory. Ole
omiótł spojrzeniem pracujących i ogarnęła go bezsilność. Powinno ich być tutaj więcej. Potarł
brodę i nagle pomyślał o Slettenie. Wprawdzie trzyma się na uboczu, ale w takiej sytuacji powinien
chyba przyłączyć się do innych mieszkańców wsi. Przecież most stanowi wspólne dobro! A gdyby
tak pojechać i porozmawiać z Sjugurdem? Może przy okazji by się przekonał, czemu wciąż po-
wraca myślami do dzieci Slettenów i ich zagrody.
- Spróbuję sprowadzić do pomocy Sjugurda Slettena! - zawołał Ole do pracujących
mężczyzn. - Nie zajmie mi to wiele czasu, zaraz wrócę.
- Możesz sobie tego oszczędzić! - krzyknął w odpowiedzi jakiś gospodarz. - Nigdy w
niczym nie pomógł, więc i teraz na pewno odmówi.
- Zobaczymy. Potrzebna nam każda para rąk, by wygrać z krą.
Ole spiął konia i ruszył ostro, aż rozprysło się błoto spod kopyt. Do Sletten nie było daleko,
ale na stromym, śliskim podjezdzie musiał zwolnić. I tu wiosenne roztopy zrobiły swoje.
Zbliżywszy się do zagrody, poczuł nieprzyjemny chłód na twarzy i otoczyła go lepka
duszność. Ktoś tu bardzo cierpi, nie miał co do tego wątpliwości. Ani Karoline, ani Sjugurd nie
uczynią nic, by mu pomóc rozwikłać tę tajemnicę, ponieważ sami ponoszą winę za zaistniałą
sytuację. Ole zatrzymał konia na podwórzu tuż przy drzwiach drewnianej chaty, ale nikt stamtąd nie
wyszedł. Siedział przez chwilę w siodle, po czym zsiadł, a gdy już zamierzał zapukać, drzwi się
otwarły i stanął w nich Sjugurd, mierząc go niechętnym spojrzeniem. Ole przywitał się i ponarzekał
na gwałtowną odwilż, ale Sjugurd nie podjął tematu. Wyraznie czekał, by Ole wyjaśnił mu powód
swej wizyty.
- Wszyscy mężczyzni ze wsi kruszą na rzece kry, by uratować mosty. Harujemy tak już od
kilku dni. Dobrze by było, gdybyś się do nas przyłączył - oświadczył Ole i popatrzył na Sjugurda
wyczekujÄ…co.
- Akurat teraz nie bardzo mi pasuje - odparł Sletten niechętnie. Odmowa była jednoznaczna.
Ole nie dał się jednak tak łatwo odprawić.
- No cóż. Nikomu z nas nie pasuje, ale musimy stanąć ramię w ramię, gdy zachodzi taka
potrzeba - odparł Ole, nie spuszczając wzroku z Sjugurda.
- Dziwne, że się u nas nagle pojawiasz - rzekł przeciągle Sjugurd. - Jakoś nigdy wcześniej
się to nie zdarzało.
- Na ogół szanuję to, że ludzie chcą żyć w spokoju -odparł Ole lekko. - Więc jeśli teraz
zwracam się o pomoc, to znaczy, że sytuacja jest naprawdę wyjątkowa.
Sjugurd spuścił wzrok. Nie wytrzymał spojrzenia błękitnych oczu Olego, które jakby
przejrzały go na wskroś. Olemu tymczasem pojawił się przed oczyma jakiś straszny obraz. Przez
chwilę czul się tak, jakby się znalazł w innym miejscu w zagrodzie.
Boże, co ci ludzie ukrywają! To nie może być prawda!
Powinien natychmiast zareagować, bał się jednak następstw takiego kroku. Może dla
wszystkich będzie lepiej, jeśli poczeka z ujawnieniem tej okropnej tajemnicy? Może ktoś powinien
być wtedy z nim...
- Jeśli tak, to pojadę - zadecydował Sjugurd, chwycił kurtkę i rękawice i zamknął za sobą
drzwi.
Ole wrócił do rzeczywistości, chwilę jednak trwało, nim zebrał się w sobie i odparł jakby
nigdy nic:
- To dobrze. Nie ma czasu do stracenia.
Nie wiadomo, do czego posunąłby się Sjugurd, gdyby się domyślił, że Ole zna prawdę.
Po drodze nie zamienili ze sobą nawet słowa. Obaj musieli bardzo uważać, by konie się nie
ześlizgnęły po zboczu. A kiedy już dojechali na miejsce, mężczyzni na moment przerwali pracę,
zaskoczeni przybyciem Slettena. Doprawdy, Ole dokonał niemożliwego! Nikt nie pamiętał, by
kiedykolwiek Sjugurd włączył się do wspólnej pracy na rzecz ich niewielkiej społeczności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl