[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strach sprawiÅ‚y, że Jesse mocno jÄ… do siebie przytuliÅ‚. Poca­
łował ją. Chciał zrobić to tak, żeby bolało. Chciał ją ukarać
za zło, które mu wyrządziła, za zmarnowane lata. Poczuł, że
Mandy wbiÅ‚a paznokcie w jego plecy, ale byÅ‚o mu to obojÄ™t­
ne. Nie miał zamiaru jej puścić.
Natychmiast pojÄ…Å‚, jak bardzo siÄ™ pomyliÅ‚. ChciaÅ‚ jÄ… uka­
rać, tymczasem sam poczuł się ukarany. Była tak blisko,
wcale się nie broniła, a mimo to Jesse nie mógł jej mieć. To
bolało.
Rozluznił uścisk. Teraz tulił ją do siebie delikatnie, jak
kruchą figurkę z porcelany, i Mandy po krótkiej chwili mu
siÄ™ poddaÅ‚a. Jakby ona także czekaÅ‚a na niego, jakby żaÅ‚owa­
ła, że go mieć nie może.
Zamknęła oczy. Tuliła się do niego i powtarzała sobie
w myślach, że wcale tego nie chce, że została przymuszona.
A jednak czuła nieprzepartą potrzebę bycia przy nim, blisko,
tak jak kiedyś... Tak bardzo za nim tęskniła.
Ciepło, spokój i poczucie bezpieczeństwa zniknęły tak
JAK DWIE KROPLE WODY
58
samo szybko, jak się pojawiły. Mandy znów była sama. Jej
spragnione dłonie tuliły do piersi powietrze.
Otworzyła oczy. Jesse stał zaledwie kilka kroków od niej,
ale Mandy wydawaÅ‚o siÄ™, że dzieli ich szeroka i bardzo gÅ‚Ä™­
boka przepaść. Jesse wsunął ręce w kieszenie, spuścił głowę.
- Nigdy więcej tego nie rób - szepnęła bliska załamania.
Nie wiedziała, dlaczego ją odepchnął, za co ukarał.
- To się już nigdy nie powtórzy. Możesz być pewna -
warknÄ…Å‚, wychodzÄ…c z gabinetu.
Nawet na nią nie spojrzał.
ROZDZIAA CZWARTY
- Uważaj!
Zanim ostrzeżenie do niego dotarÅ‚o, zderzyÅ‚ siÄ™ z tÄ… ko­
bietÄ…. ChwyciÅ‚ jÄ… wpół, chcÄ…c i jÄ…, i siebie uchronić od upad­
ku, ale na nic się to nie zdało. Oboje leżeli na ziemi. Na
domiar złego Jesse dostał w głowę dużą czarną torbą.
- Zabierz Å‚apy!
Jesse natychmiast ją puścił. W głowie mu się kręciło,
przed oczami wirowały roje gwiazd. Z wysiłkiem przyglądał
się leżącej kobiecie.
- Sam? - zapytał niepewnie. Była trochę podobna do
młodszej siostry Mandy, ale jakże odmieniona.
- Chwała Bogu nie oślepłeś - prychnęła Sam, otrzepując
się z kurzu. - Może jeszcze da się ciebie uratować.
- Przepraszam - powiedział Jesse, gramoląc się z ziemi.
Upadając, paskudnie otarł sobie łokieć. Krew zdążyła się
już przesączyć przez materiał koszuli.
Sam schyliÅ‚a siÄ™ po torbÄ™. Dopiero kiedy siÄ™ wyprostowa­
ła, zauważyła krew na jego koszuli.
- Skaleczyłeś się? - zapytała.
- Drobiazg. Nie ma się czym przejmować.
Nie pytając o pozwolenie, Sam podwinęła rękaw koszuli
Jesse'a i obejrzała zranioną rękę.
- Chodz do stajni - poleciła. - Trzeba to opatrzyć.
60 JAK DWIE KROPLE WODY
- Nie trzeba - protestował Jesse.
Marzył o tym, żeby znalezć się jak najdalej od Rancza
ZÅ‚amanego Serca. Jak najdalej od Mandy.
- Nie wygłupiaj się - powiedziała Sam takim tonem, że
nie miał innego wyjścia, jak tylko pójść za nią.
W kącie stajni Sam urządziła sobie gabinet. Nie był duży,
ale doskonale wyposażony. Znajdował się tam nawet stół
operacyjny, wszelkie potrzebne do wykonywania zabie­
gów narzędzia, no i - oczywiście - doskonale zaopatrzona
apteczka.
- Zdejmij koszulÄ™ - rozkazaÅ‚a, kiedy znalezli siÄ™ w gabi­
necie.
Postawiła torbę na podłodze i dokładnie umyła ręce.
- Teraz ty - poleciła.
Ponieważ się ociągał, sama zaprowadziła go do zlewu
i delikatnie obmyła ranę.
- Muszę to dokładnie obejrzeć. Rana nie jest głęboka
- mówiła do siebie. - Posmaruję maścią z antybiotykiem
i owinę bandażem. Do wesela się zagoi.
- Znasz się na tym? - zapytał z powątpiewaniem Jesse.
- Jasne. Jestem weterynarzem. - Sam wyjęła z torby
maść i środki opatrunkowe. - A ludzie wcale tak bardzo nie
różnią się od zwierząt.
- Weterynarzem? - zapytał Jesse.
Już pogodził się z tym, że przyjdzie mu spędzić na tym
przeklętym ranczu jeszcze parę minut. Posłusznie poddawał
skaleczoną rękę zabiegom Sam.
- Zawsze chciałam leczyć zwierzęta.
- Mądra decyzja - mruknął Jesse. - Lepsze to niż mieć
do czynienia z ludzmi.
JAK DWIE KROPLE WODY 61
- Fakt. - Sam zgodziła się bez wahania. - A skoro już
o tym mówimy, to co ciÄ™ tak gnaÅ‚o, że nawet mnie nie za­
uważyłeś?
- Spieszyłem się do domu - skłamał. Ciarki przeszły mu
po plecach na wspomnienie tego, co zaszło pomiędzy nim
i Mandy.
- Widziałeś się z Jamie'em? - zapytała Sam.
- Nie. Pojechał gdzieś z kolegami.
- Pewnie z Daviem. Są nierozłączni. W każdy piątek
gdzieÅ› siÄ™ razem wybierajÄ….
- Widzę, że dobrze znasz jego zwyczaje - powiedział .
rozżalony Jesse. Przykro mu byÅ‚o, że Sam wie o jego wÅ‚as­
nym synu więcej aniżeli on, rodzony ojciec.
- Jeśli o to ci chodzi, to wiem, że jest twoim synem.
- Sam spojrzała mu prosto w oczy. - Wiem też, po co tu
przyjeżdżasz.
- I co o tym sądzisz? Uważasz, że nie mam prawa do
widywania własnego dziecka?
- Moje zdanie jest w tej sprawie najmniej ważne. - Sam
skupiła się na opatrywaniu skaleczenia.
Przemyła ranę i zawinęła rękę Jesse'a bandażem. Potem
wytarła dłonie o spodnie, jakby się ubrudziła.
- Ale chyba masz na ten temat własne zdanie? - Jesse nie
zamierzał ustąpić.
- Nie pozwolÄ™ ci ich skrzywdzić - ostrzegÅ‚a. - Ani ma­
łego, ani Mandy. Lepiej, żebyś o tym wiedział.
- Uważasz, że chcę ich krzywdy? - zdziwił się Jesse.
- Często robimy bliznim krzywdę niechcący. Nawet jeśli
bardzo ich kochamy.
Jesse domyślał się, że tę mądrość życiową zyskała Sam
62 JAK DWIE KROPLE WODY
wraz z doświadczeniem. Lucas krótko trzymał wszystkie
swoje córki. Mandy czÄ™sto opowiadaÅ‚a mu o tym, jak trakto­
wał jej młodsze siostry.
- Czy Lucas bardzo się wściekał, kiedy się zorientował, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl