[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wychowawcy; on wypracowuje sztukę i filozofię karania, w tym też bicia. Represje mu-
szą mieć również swój rytuał; kat ma być  chirurgiem , nie  sadystą . Oczywiście ka-
leki wychowawca zdobywa swą wiedzę i umiejętność rządzenia po długotrwałej prak-
tyce, znosząc wiele upokorzeń, dotkliwie poznając ryzyko swej krucjaty. Zdradza prze-
rażające rezultaty swej nauki:  Wystarczy najmniejsze przewinienie, a biją z całym sa-
dyzmem. Wystarczy błąd językowy, wystarczy powiedzieć: pokaż, zamiast: wskaż [& ]
Biją, czym popadnie  pięściami, butami, zmoczonym ręcznikiem; biją systematycznie i
79
celowo  by nie zostawić śladów, razy padają na nerki i żołądek. I tak wychowują już
od początku istotę równą sobie. A kiedy przyjdzie następny, dawna ofiara będzie biła z
tym większym oddaniem, im większe dostawała cięgi. Zaiste, jakże mądry był ten, kto
pierwszy rozpoczął bić . Kulawy uzyskuje nieograniczoną władzę poprzez akceptację
praw podległego mu świata czy pół-światka z jego złem i brutalnością, przez poznanie i
 twórczą adaptację jego reguł. Na podstawie swej dogłębnej znajomości przedmiotu
buduje komplementarny, spójny system  architekturę norm, przepisów, nakazów i za-
kazów.  Ten świat to jadalnia i ubikacja. Stąd, aby żyć jak człowiek, czynności jedzenia
i czynności wydalania muszą być obwarowane szczegółowymi przepisami. Nie wolno
dotknąć klozetu ręką, nie wolno jeść w ubikacji, nie wolno przyjąć papierosa od frajera,
nie wolno używać innego języka niż grypsera& Tylko nie-człowiek nie broni własnego
wnętrza [& ] . Ten regulamin odpowiednich przepisów narzucony na r y t u a ł podpo-
rządkowuje go sobie, uzależnia od siebie. Jednostka powinna czuć się teraz fragmentem
nienaruszalnej całości, członkiem  wielkiej rodziny : jej psychiką, reakcjami kieruje się
w określony pożądany sposób; kiedy trzeba, paraliżuje się jej działania. Zwiadomość
jednostki staje się w coraz mniejszym stopniu zdolna do produkowania prywatnych my-
śli, indywidualnych zamiarów, skrytych zachceń.
Celem, do którego dąży się w  wielkiej rodzinie , jest w gruncie rzeczy całkowita
eliminacja takich właśnie myśli i zamiarów: uniemożliwienie funkcjonowania ich w or-
ganizmie społecznym. Obowiązuje naturalny, bezwarunkowy odruch d o n o s z e n i a
na innych, zwłaszcza na tych, którym w głowie zaświta jakaś prywatna, niekonwencjo-
nalna idea, czy np. marzenie o ucieczce. Stała kontrola nad umysłami i uczuciami
członków  rodziny musi oczywiście uwzględniać pewien margines intymności i iluzo-
rycznej swobody:  Daję im taką malutką możliwość popełnienia nikłego przestępstwa,
aby w tym momencie poczuli się wolni; łatwość zaś, a szczególnie pospolitość wykro-
czenia utrzymuje ich wszystkich w ciągłej obawie przed karą, obawie tak pomocnej w
naszej pracy. I w końcu obawa zaczyna obejmować tę odrobinę wolności, jaką jeszcze
mają .
System społeczny, którego wyznawcą, rzecznikiem i reżyserem staje się Kulawy, nie
ma intencji reedukacyjnych, nie jest to  nawracanie nieuświadomionych pogan , wydo-
bywanie z dna kształtowanie charakterów w pozytywnym znaczeniu; jego motorem,
spiralą mocy jest nade wszystko bodziec umacniania, gruntowania w ł a d z y, ciągłego
się w niej utwierdzania. Ten system premiuje u  poddanych ich wady i słabości  sko-
ro może z nich czynić stosowny użytek  i dławi wszelkie wyższe odruchy emocjonal-
ne, etyczne. Kulawy powiada:  Moja walka [& ] to walka o władzę nad światem . I:
 Być tak potężnym, jak los  aby schwycić w pot każdego z nich  pierwszego i ostat-
niego  i zgwałcić, wsadzając jego dłonie do klozetu& jak najgłębiej. Nikt mu już po-
tem ręki nie poda . Można jedynie żałować, że zbyt wiele prawd i tez w tej książce
sformułowano nazbyt esencjonalnie, w tym niektóre  z katedry , nie wpisując ich może
bardziej naturalnie w narrację czy samą fabułę; stąd towarzyszące lekturze wrażenie
niepełności, nie wykończenia powieści.
*
Wyraznie niedopięta pod względem artystycznym jest powieść czy raczej mikropo-
wieść Stanisława Esden-Tempskiego. Człowiek, który udawał psa lokuje się przy tym
dość wyraznie, choć nie bez przekory, w krajobrazie nowej (młodej) prozy polskiej. Ale
dla tej przekory godzien jest uwagi. Osobiście po lekturze niezbyt długiego utworu po-
czułem się zawiedziony: jego początkowe partie zapowiadają znacznie więcej, niż reali-
zują dalsze. W przeciwieństwie do niejednorodnej i niekonsekwentnej w dziedzinie
warsztatu, a jednak niezwykle sugestywnej i dojrzałej w przemyśleniach powieści Jana
Komolki książkę Esden-Tempskiego możemy potraktować tylko jako interesującą oraz
80
znamienną zapowiedz.
Człowiek, który udawał psa nie zalicza się oczywiście do tzw. grzecznych utworów
(obowiązek niegrzeczności  i obyczajowej, i stylistycznej  stanowi zresztą jeden z
istotnych motywów narratora nowej prozy, ale nie w tym rzecz). Czytelnik spotka tu
ponownie znanego mu z książek Andermana, Aozińskiego, Pastuszka i całej plejady ich
następców bohatera skrzywdzonego przez los, złamanego, plączącego się chyłkiem i
bez wiadomego celu po peryferiach współczesnego świata, znajdującego ratunek w
przypadkowych, głównie barowych i łóżkowych, kontaktach oraz w permanentnej al-
koholowej nirwanie. W mikropowieści Esden-Tempskiego, podobnie jak to się dzieje
(choć z lepszym efektem) u Komolki, ta niemal już stereotypowa sytuacja egzystencjal-
na dzisiejszego bohatera literackiego uzyskuje wszakże dość nietypową, bardziej niż w
innych książkach autentyczną, zasługującą na zaufanie konkretyzację. Ale  tylko do
miejsca zauważalnego w książce pęknięcia (o czym niżej).
Autentyzm konkretyzacji fabularnej polega przede wszystkim na wiarygodnym od-
zwierciedleniu charakteru jednostkowego losu rozbitka cywilizacji schyłku XX wieku,
przyjrzeniu się zródłom tego losu. Jeśli ten bohater wylądował istotnie na wielkomiej-
skim dnie  kryjąc się jak szczur po piwnicach, unikając ludzi  to stało się właśnie tak
nie w wyniku jego osobistego, apriorycznego urazu do społeczeństwa ani w wyniku
kompleksów i intencjonalnie  wychwytywanych czyichś uprzedzeń do jego osoby,
tylko w następstwie procesu realnych zdarzeń, doczesnych dramatycznych przeżyć. W
tym gehenny okresu dzieciństwa. Owoc rozbitego małżeństwa, niekochane i niechciane
dziecko, prawie nie znające rodziców (ojca  głośnego poetę, a cichego alkoholika 
zna zaledwie z fotografii w przypadkiem okazanej gazecie), krnąbrny wychowanek do-
mów dziecka, pózniej uciekinier z internatu, ma prawo do enuncjacji, która w ustach
bohaterów niektórych innych powieści  oczywiście w innych wariantach  wydaje się
sztuczna, naciągana:  Wiem, że moja twarz nie mogła w nikim budzić sympatii . T e n
nieudacznik ma powody do pesymizmu, pełnego goryczy poglądu na świat, przesyco-
nego przy tym dosyć naturalistycznym nastawieniem do życia, dojmującym poczuciem
własnej cielesności  konkurencyjnej w tym wypadku dla wybujałej duchowości  któ-
rej można do tego stopnia doświadczyć jedynie w trybie wegetacji clochardowsko-
piwnicznej i w stosunkach z podobnie skażonymi ludzkimi wrakami.
Niedorozwój uczuć, brak jakichkolwiek iluzji i marzeń np. o karierze czy szczęśli-
wym małżeństwie, niewiara w wyższe wartości zbliżają bohatera powieści Esden-
Tempskiego do Janka Plewy, ale z kolei zdecydowanie różni go od tej postaci z Uciecz-
ki do nieba radykalny, stosowany indywidualizm i izolacjonizm jako  zasadnicza filo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl