[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciężaru swego ciała. Przetoczył się na plecy i przez moment
wpatrywał w wieczorne niebo, czekając, aż w pełni odzyska
panowanie nad sobÄ….
- Brak mi słów na to, co się przed chwilą stało - ode
zwał się po chwili. - Wiem tylko, że bardzo cię pragnę.
Nie odezwała się, więc obrócił się na bok, ciekaw, co
się z nią dzieje. Szybko wstawała z ziemi, nie patrząc nawet
w jego stronÄ™.
- Pragnę cię - powtórzył - choć Bóg mi świadkiem, że
nie wiem dlaczego.
Ledwie pojęła, o czym mówił. Walczyła ze łzami, które
napłynęły do oczu piekącą falą. %7łal i jakiś niezrozumiały
smutek czy tęsknota chwyciły ją za gardło. Tak bardzo
chciała znowu znalezć się w jego ramionach, chciała, by ją
124 NORA ROBERTS
całował, tak delikatnie i czule jak na początku, by dotykał
jej łagodnie i cierpliwie. Wciąż oszołomiona, przesunęła rę
ką po splątanych włosach. Liść, który w nich znalazła, zmię
ła między palcami i cisnęła pod nogi. Możliwe, że straciła
panowanie nad sobą, ale jeszcze została jej duma.
- Krowy i kozy parzÄ… siÄ™, gdy nadchodzi ich czas - jej
głos miał w sobie chłód i twardość stali, podobnie jak jej
spojrzenie. - Do tego nie trzeba się lubić, milordzie.
- Dobrze powiedziane - mruknÄ…Å‚, podnoszÄ…c siÄ™ z kolan.
Doskonale rozumiał, co chciała przez to powiedzieć i co
myślała o nim. Chciałby mieć tylko pewność, że sam rów
nież podchodzi to tego w taki sposób.
- Miejmy nadzieję, że jednak różnimy się od bydła- do
dał, otrzepując płaszcz. - Jest w tobie coś takiego, Sereno,
co wyzwala we mnie najbardziej prymitywne odruchy. Za
pewniam cię jednak, że potrafię nad tym zapanować.
Obojętny ton jego głosu, dystans, który starał się wy
tworzyć między nimi, podziałały na nią prowokująco. Miała
ochotę znowu rzucić się na niego z pięściami, ale tym razem
jej nie uległa. To dało jej poczucie siły i pomogło wrócić
do równowagi.
- Jeszcze się o tym przekonamy - mruknęła niechętnie.
Odwróciła się i pewnym krokiem podeszła do swego ko
nia. Sięgała właśnie po wodze, gdy poczuła na włosach jego
dotyk. Znieruchomiała natychmiast, oplatając wokół palców
gruby rzemień.
- Masz liście we włosach, Sereno.
Mówił do niej łagodnie jak do dziecka. Chciał otoczyć
ją ramionami, mocno przytulić do siebie. Nie zrobił tego
jednak.
Rebelia 125
- Nie szkodzi. WyczeszÄ™ je.
Czując na ramieniu jego rękę, zmusiła się, by spojrzeć
mu w twarz.
- Nie zrobiłem ci krzywdy?
Wyraz jego oczu prawie ją rozbroił. Dostrzegła w nich
łagodność, troskę i coś, czego nie potrafiła nazwać. Musiała
kilka razy przełknąć ślinę, nim mogła odezwać się pewnym
głosem.
- Bez obawy, milordzie. Nie jestem z cukru ani z por
celany. Nie stłukę się.
Chciał pomóc jej dosiąść konia, ale pokręciła przecząco
głową i zwinnie jak kot wskoczyła na siodło. Bez słowa
obserwował, jak wolno obraca swego wierzchowca, a potem
rusza z miejsca ostrym galopem.
ROZDZIAA PITY
- Tylko wariat może myśleć, że będę gnił w pościeli
jak jakiś zgrzybiały starzec, podczas gdy ty i mój ojciec
kręcicie się wokół spraw księcia Karola - gorączkował się
Coll.
Brigham spokojnie patrzył, jak jego niecierpliwy przy
jaciel podnosi się z łóżka i staje na chwiejnych nogach.
Głowa kołysała mu się na boki i zapewne kręciło mu się
w niej, bo w pewnej chwili przytrzymał się wezgłowia. Nie-
zrażony swym stanem, gwałtownie zdarł z siebie nocną ko
szulÄ™.
- Gdzie, u licha, są moje ubrania? - spojrzał pytająco
na Brighama.
- A skąd ja mam to, u licha, wiedzieć?
- Na pewno widziałeś, co z nimi zrobiły!
- Muszę cię rozczarować, przyjacielu. Niestety, niewiele
mogę pomóc w tym względzie. Ani nie mam zamiaru zbie
rać cię z ziemi, gdy zemdlejesz i zlecisz z konia - powie
dział spokojnie.
- W dniu gdy MacGregor spadnie z konia...
- Wybacz, ale muszę ci przypomnieć, że parę dni temu
to ci się przydarzyło.
- Gadanie! - burknÄ…Å‚ Coll, a zaraz potem zaklÄ…Å‚ szpetnie
i poszedł do kufra szukać swoich rzeczy.
Rebelia 127
Brigham założył ręce do tyłu i przez chwilę obserwował
w milczeniu jego wysiłki.
- Coll - odezwał się wreszcie tonem łagodnej perswazji.
- Rozumiem cię, mój druhu, i szczerze ci współczuję. To
straszne być przykutym do łóżka. Jednak sam dobrze wiesz,
że nie nadajesz się jeszcze do forsownych podróży.
- A ja ci mówię, że się nadaję!
- Amelia twierdzi coś całkiem innego.
- A odkąd to ta młoda koza ma prawo decydować o mo
im życiu?
- Odkąd ci je uratowała!
Coll zatrzasnął z hukiem wieko kufra, w którym nie zna
lazł nic prócz kilku zmian świeżej pościeli. To go trochę
uspokoiło, ale nie odezwał się słowem. Stał tylko z gniewną
miną, nagi jak go pan Bóg stworzył i tarł zarośnięte policzki.
- Nie ma wątpliwości, że zawdzięczasz Amelii życie
- ciągnął Brigham, korzystając z tego, że Coll przestał się
ciskać. - I naprawdę nie chciałbym widzieć, jak cały jej
trud idzie na marne tylko dlatego, że jej narwany brat nie
potrafi uleżeć w łóżku, póki całkiem nie wydobrzeje.
- Niech mnie kule biją, jeśli ten nikczemny łotr Camp
bell powstrzyma mnie przed wyprawą z ojcem. Nie będę
czekał bezczynnie, kiedy on będzie zabiegał o poparcie dla
księcia!
- Uspokój się. Jeszcze zdążysz zrobić swoje. To dopiero
początek - uspokajał Brigham.
Uśmiechnął się, widząc, że złość Colla mija i że za mo
ment przyjaciel znowu zacznie myśleć racjonalnie. W swo
jej gwałtowności bardzo przypominał siostrę, obydwoje za
palali się błyskawicznie niczym wiązka suchego siana. Szko-
128 NORA ROBERTS
da tylko, że Serena nie umiała wyciszyć się równie szybko
jak jej brat.
- Poza tym chcę ci przypomnieć, że wyruszamy na
zwykłe polowanie. Lepiej, żeby wszyscy tak myśleli. Roz
głos na pewno nie przysłuży się naszej sprawie.
- Zdawało mi się, że pod własnym dachem wolno
mi mówić, co myślę - burknął Coll, ale wyraznie spuścił
z tonu.
Musiał jakoś pogodzić się z tym, że zostaje. Na szczęście
miał dość rozsądku, by zdawać sobie sprawę, że po pier
wsze, rzeczywiście nie nadaje się jeszcze do długiej podróży
na zachód, a po drugie, gdyby nawet uparł się i pojechał,
tylko spowalniałby jazdę całej grupy.
- Spotkacie siÄ™ z MacDonaldami i Cameronami? - za
pytał zapatrzony w okno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]