[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kręcaj się ciągnęła. Jeśli ja w tym stanie zdecydo-
wałam się wziąć udział w szkoleniu, ty tym bardziej
możesz iść na kurs.
Sara westchnęła. Może nie powinna się opierać?
Dobrze. Pójdę.
To była najlepsza decyzja, jaką Sara podjęła od
długiego czasu. Tori miała rację, i to od początku do
końca. Zajęcia były fascynujące, a Matthew Bucha-
nan okazał się niezwykle sympatyczny. Dwudniowy
kurs był bardzo intensywny i miał bardzo bogaty
program. Siłą rzeczy był też raczej powierzchowny
i Matthew wyraził nadzieję, że część pielęgniarek,
ratowników i lekarzy zapisze się na prawdziwy kurs
dający uprawnienia, ale zapewnił ich, że i bez tego
w sytuacjach awaryjnych mogą brać udział w akcjach.
Nie sądzcie, że coś takiego nigdy wam się nie
przydarzy zaczął, pokazując slajdy z trzęsienia
ziemi, lawiny błotnej, terrorystycznych ataków bom-
bowych i katastrof lotniczych. Przecież mieliśmy
tutaj poważną powódz, a w ciągu ostatnich tygodni
w Zatoce Obfitości kilkakrotnie zatrzęsła się ziemia.
Na szczęście mieszkańców ewakuowano. W tej chwi-
li na Pacyfiku zbiera się cyklon zagrażający wyspom
Cooka, a nawet Fidżi. Jeśli zwrócą sięo pomoc, Nowa
Zelandia jest najbliżej.
Czy już zawsze na dzwięk nazwy Fidżi będę przy-
woływać w pamięci Bena Dawsona? zastanawiała
sięSara. Im usilniej starała sięprzestać o nim myśleć,
tym natarczywiej powracały wspomnienia. Całą siłą
woli zmusiła się do śledzenia wykładu.
Następnego dnia z pełnym zaangażowaniem ucze-
stniczyła w zajęciach praktycznych na wysypisku
śmieci. Tori wybrano na ofiarę. Została schowana
pod rumowiskiem z arkuszy blachy falistej, brył beto-
nu i desek. To Sara usłyszała pierwsze słabe wołanie.
Pamiętała o uniesieniu ręki i wskazaniu kierunku,
skąd dobiegają odgłosy życia. Matthew był z niej
bardzo zadowolony. Po zajęciach specjalnie pod-
szedł i jej pogratulował.
Zwietnie się spisałaś. Znakomicie pokierowałaś
swojÄ… grupÄ….
Dziękuję za uznanie.
Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Może
na kolejnym kursie?
Z chęcią.
Tori usłyszała jedynie sam koniec rozmowy, lecz
kiedy dojechały do domu i dowiedziała się, że to
tematyka kursu, a nie instruktor wzbudził takie zain-
teresowanie siostry, jej entuzjazm ostygł.
Czego mu brakuje?
Niczego. Jest bardzo sympatyczny.
Spodobałaś mu się.
On mnie też.
Więc w czym problem? Facet nadaje się wprost
idealnie.
Sara potrząsnęła głową.
Nie dla mnie.
Ale dlaczego?
Po prostu mnie nie pociÄ…ga.
Prawie go nie znasz.
I kto to mówi? Czy to nie ty całkiem niedawno
twierdziłaś, że kiedy spotykasz mężczyznę, od pierw-
szej chwili wiesz, czy to ten, czy nie?
A ty mnie wyśmiałaś i powiedziałaś, że najpierw
trzeba kogoś poznać, nabrać do niego zaufania, a do-
piero potem można się zakochać.
No tak...
Sara umościła się wygodniej na kanapie i sięgnęła
po pilota.
Co tak?
To było, zanim...
Zanim co?
Sara jęknęła, ściszyła głos i przyznała się:
Zanim Ben Dawson mnie pocałował. Teraz już
wszystko wiesz. Zadowolona? Tori otworzyła usta,
by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Co? Pilot
i tobie wyłączył dzwięk? zażartowała. Dlaczego
mi nie powiedziałaś, co do niego czujesz?
Bo wydawało mi się, że jeśli nie będę o nim
mówić, szybciej zapomnę. Urwała i ciężko wes-
tchnęła. Nie miałam pojęcia, że nie uda mi się, że
każdego nowo poznanego mężczyznę będę z nim
porównywać. %7łe z upływem czasu coraz bardziej bę-
dzie mnie pociągać.
Zakochałaś się w nim. Och, Sas!
Skądże. Prawie go nie znam.
To postaraj się go poznać.
Zwietny pomysł. Może mi powiesz jak?
Pojedz na kolejne wakacje.
Sara prychnęła pogardliwie.
Nie mógł się doczekać, kiedy znikniemy mu
z oczu.
Możliwe, że to przeze mnie. Próbowałam go
uwodzić, a on był zainteresowany tobą.
Hm.
Czy to było powodem niechęci Bena? Czy pa-
planina Tori po dawce morfiny, że nie jestem nim
zainteresowana i zostawiam wolnÄ… drogÄ™ siostrze,
mogła wywołać jego złość? Gdyby była na miejscu
Bena, czułaby się dotknięta, szczególnie jeśli rzeczy-
wiście mu się spodobała...
Już za pózno.
Nieprawda.
Nie stać nas na kolejne wakacje, a poza tym
spójrz! Wskazała ekran telewizora, gdzie porywy
huraganowego wiatru targały wysokimi palmami. To
nie może być Fidżi, pomyślała. Zaczęła gorączkowo
szukać pilota. Mapa, jaka teraz pojawiła się na ek-
ranie, pokazywała trasęcyklonu. Wyglądało na to, że
najbardziej ucierpiały rejony bardziej na północ, Sa-
moa albo Wyspy Salomona. A co z Benem?
Niestety właśnie w tej samej chwili, kiedy włączy-
ła dzwięk, wiadomości dobiegły końca.
Nie wiemy nic o Fidżi. Tori nadal wpatrywała
się w ekran. Zadzwoń do Matthew i zgłoś się, na
wypadek gdyby organizowali ekipÄ™ ratunkowÄ….
Gdyby!
,,Nie sądzcie, że wam coś takiego nigdy się nie
przydarzy zacytowała Tori. W tej samej chwili
rozległ się dzwonek telefonu. Tori zbladła. To na
pewno do ciebie szepnęła. To on, Sas. Mam
przeczucie.
A niech to!
Serce biło jej jak młotem, kiedy sięgała po słu-
chawkÄ™.
ROZDZIAA SZÓSTY
Leciałaś już kiedyś herkulesem?
Sara kiwnęła potakująco głową.
Kilka tygodni temu wyjaśniła, starając się
przekrzyczeć ryk silnika. Moja siostra złamała nogę
podczas wakacji na Fidżi. Wróciłyśmy wojskowym
samolotem. Warunki podróżowania były mało
komfortowe. Ochotnicy, w sumie dwadzieścia osób
z całej Nowej Zelandii, siedzieli ściśnięci na ławkach
w kadłubie ogromnego samolotu transportowego,
a niemal całą wolą przestrzeń zajmowały kontenery
z lekami. Ale w akcji ratunkowej bioręudział po raz
pierwszy dodała.
Ciężka praca, niemniej daje wiele satysfakcji.
Kevin przedstawił się młody brodaty lekarz siedzą-
cy obok Sary. Zajmujęsię chirurgią ogólną dodał.
Sara. Lecimy do szpitala w Suwie, tak?
Gdy otrzymała niespodziewany telefon z pyta-
niem, czy mogłaby przyłączyć się do kompletowanej
przez Matthew ekipy medycznej, i usłyszała, że
chodzi o Suwę, radość z możliwości spotkania Bena
przeważyła wszelkie obawy.
Podzielą nas. Niektórzy zostaną w Nadi albo
pojadÄ… do Lautoki.
Trudno, pomyślała, tak czy owak będę bliżej
niego.
Co będziemy robić?
Właściwie to samo co w domu. Tylko będziemy
mieli znacznie więcej pacjentów i znacznie mniej
miejsca i sprzętu. O śnie możesz zapomnieć. Tak
samo o jedzeniu i gorÄ…cym prysznicu. Spodoba ci siÄ™,
zobaczysz dorzucił z szerokim uśmiechem.
Minęło trzydzieści sześć godzin od katastrofy, lecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]