[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłoń znów nieruchomieje i spoczywa na jej ciele przez nieskończenie
długą chwilę.
-James,.. - Wypowiedziała jego imię tak cicho i miękko, że w
otaczającej ich głębokiej ciszy było omal niesłyszalne. Jednak ze
75
RS
spojrzenia, jakim ją obdarzył wynikało, że usłyszał i zrozumiał coś, z
czego ona sama ledwie zdawała sobie sprawę. Powoli, jak we śnie,
pochylił się i dotknął jej ust swoimi. Pocałunek był tak delikatny, że
kiedy się skończył, nie miała pewności, czy nie wyobraziła sobie tego
miękkiego dotyku. Nie było jednak możliwe, by złudzenie
pozostawiło po sobie to uczucie rozedrganego ciepła, które zdawało
się topić nagromadzone w jej życiu pokłady lodowatego cierpienia.
-James, ja...
- Wyjmę tylko jakiś sweter z walizki. - Odwrócił się od niej i
wysiadł z samochodu, kierując się do bagażnika. Sarah przełknęła
ślinę, czując napływające do oczu łzy. Zrozumiała lepiej, niż gdyby on
to powiedział, że żałuje teraz tego impulsywnego pocałunku. Nie
powinien jednak czuć się winny. To przez nią. Mimo swego
zupełnego braku doświadczenia wiedziała, że wypowiedzenie jego
imienia w taki sposób i spojrzenie, którym go obdarzyła, były
jawnym zaproszeniem.
Usłyszawszy, że wraca, zamknęła oczy i wcisnęła się w siedzenie.
-Powinniśmy spróbować zasnąć. Jeśli nikt się rano nie pojawi,
będziemy jednak musieli iść do miasteczka, więc trzeba nabrać sił.
Jego głos brzmiał chłodno i obojętnie. Wyrażał jasno, że to, co
między nimi zaszło, jest z jego punktu widzenia zakończone. Było to
chwilowe potknięcie, które się już więcej nie powtórzy. Jak dwoje
rozsądnych ludzi, wymażą to z pamięci. W głębi serca Sarah jednak
wiedziała, że nigdy nie zapomni tej krótkiej chwili, w której niebo
zdawało się zapraszać ją do siebie.
Gdyby James otworzył teraz przed nią ramiona, czy potrafiłaby
rzucić się w jego objęcia, zapominając o przeszłości?
76
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
W głębi serca Sarah wiedziała, że to tylko sen. Zdawała sobie
sprawę, iż gdyby tylko udało się jej wyplątać z pajęczej siatki
koszmaru, stałaby się wolna. Ale teraz było już za pózno: zły sen
zadawał jej kolejne bolesne ciosy.
Poruszyła się niespokojnie na skórzanym obiciu siedzenia,
mrużąc oczy przed nadchodzącymi ją od lat obrazami.
-Nie! Nie... proszę... nie! - jęczała gardłowym, przerażonym
głosem, który wdarł się w ciszę wypełniającą jej umysł. Kiedy
poczuła, że chwytają ją mocne ręce, krzyknęła piskliwie.
- Sarah! Obudz się... no już, obudz się!
Ktoś unosił teraz jej wiotkie, skąpane w pocie ciało. Czuła tak
gwałtowne bicie serca, że aż zakręciło się jej w głowie. Nie
przestawała jednak się bronić, walczyć i wyrywać, uderzając w
trzymające ją ręce. Usłyszała ostry okrzyk. Nagle coś dotknęło jej
policzka, wybudzając i uwalniając od złego snu. Roz-trzęsiona
patrzyła na pochyloną nad nią sylwetkę przerażonymi,
rozszerzonymi oczami i za wszelką cenę próbowała się opanować.
Dotknęła policzka, czując rozpalony ślad uderzenia Jamesa.
Przełknęła ślinę.
- Miałaś zły sen. Musiałem cię uderzyć, przepraszam - powiedział
stanowczym, lecz uprzejmym' głosem. Odpowiedziała pełnym
zrozumienia skinieniem głowy, po czym odwróciła się do okna. Co
powiedziała? Jak wiele zdradziło przerażenie i całkowita
bezradność, które zawsze towarzyszyły temu koszmarnemu snowi?
Gdyby się domyślił, byłoby to dla niej nie do zniesienia.
Zapalił światełko, które przestraszyło ją do tego stopnia, że
podskoczyła. Ich oczy spotkały się na chwilę, ale zaraz odwróciła
wzrok. W bladym świetle lampki wyraz jego twarzy był nieczytelny.
- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał niskim, trudnym do
określenia głosem. Sarah pokręciła przecząco głową czując, jak
uwolnione od spinek włosy opadają jej na twarz.
77
RS
-To mogłoby ci pomóc. Mam wrażenie, iż nie pierwszy raz miałaś
ten sen, prawda?
- Nie. - Zaschło jej w gardle do tego stopnia, że wypowiedzenie
każdego słowa stawało się bolesne. - Ale nie chcę o tym mówić. To
tylko zły sen,
- Tak zły, że walczyłaś jak oszalała? Tak zły, że krzyczałaś, jakby
twoje życie wisiało na włosku? Do cholery, Sarah, nie kłam! Miałaś
już ten sen, prawda? Dlaczego? Czy coś ci się kiedyś stało?
Przeżywałaś to na nowo?
Lęk przywrócił jej mowę i pragnienie wymazania ze świadomości
przykrej prawdy.
-Nie. To był po prostu sen i tyle. Nigdy nie miewasz złych snów?
Czyżby wielki James MacAllister był na nie odporny?
- Och, oczywiście, że miewam złe sny. W ciągu ostatnich paru dni
zamartwiania się o Catherine miałem ich nawet kilka. Nie
przypominam sobie jednak takiego przerażenia, jakie stało się
twoim udziałem, Sarah.
-Ja... - Odwróciła się, nie mogąc znieść jego przenikliwości.
- Cokolwiek by to było, nadal rani cię zbyt mocno. Czemu nie
chcesz mi ó tym powiedzieć, Sarah? Może pomogłoby ci to? - W jego
głosie była nuta współ-czucia i przez chwilę miała ochotę wyrzucić
to z siebie i podzielić się tajemnicą, którą tak skwapliwie chroniła
przez te wszystkie lata. Opamiętała się jednak. Jak mogłaby mu
powiedzieć? Nie zniosłaby widoku współczucia na jego twarzy
zmieniającego się w pogardę i wstręt.
- Nie mam nic do powiedzenia. To był po prostu okropny sen i
tyle.
-Jak chcesz. Nie mogę cię zmusić. Ale nic nie zmieni mojego
zdania, Sarah. W tym śnie było coś więcej, niż mówisz.
Uderzyła ją stanowcza pewność w jego głosie. Odwróciła się do
niego.
- Za kogo ty się uważasz? Siedzisz tu i mówisz, co mi się śni i
dlaczego. JesteÅ› nie do zniesienia, Jamesie MacAllister! Twoja
arogancja i przekonanie, iż zawsze masz rację, są niewiarygodne. Nic
78
RS
dziwnego, że ostatnio Catherine miała takie trudności w
porozumieniu siÄ™ z tobÄ…. WÄ…tpiÄ™, byÅ› kiedykolwiek naprawdÄ™
słuchał, co miała ci do powiedzenia!
Z jego twarzy zniknęło wszelkie współczucie i pojawił się na niej
wyraz gniewu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]