[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tą w talii. Jedyną biżuterią, jaka ozdabiała pannę młodą,
były perłowe klipsy.
- Nie sądzisz, że powinnaś to zdjąć?
Kyla podążyła wzrokiem za spojrzeniem Babs.
Obrączka! Stała się niemal nieodłączną - podobnie jak
palce, kłykcie czy paznokcie - częścią dłoni. Oczy Kyli
wezbrały łzami. Nie zdejmowała jej ani razu od chwili,
kiedy Richard założył ją na palec, powtarzając słowa mał
żeńskiej przysięgi: Będę cię kochał, póki śmierć nas nie
rozłączy". Powolnym ruchem ściągnęła z palca złote kół
ko. Z uszanowaniem włożyła je do aksamitnego etui.
- Gotowa? - spytała Babs.
- Chyba tak - odparła Kyla drżącym głosem. - Czy
ojciec zaprowadził Aarona na dół?
- Daj spokój, bierzesz ślub! Przestań się martwić o Aa
rona, zajmiemy się nim. - Babs sięgnęła po kwadratowe,
ozdobne pudło, które wcześniej wniosła na górę. - Trevor
prosił, żebym ci to dała, zanim zejdziesz.
W paczce spoczywał bukiet białych orchidei Royal Oc-
casion, które tak uwielbiała, przybrany pączkami białych
róż i wiotkimi gałązkami gipsówki.
- Och... to... - Kyla zamilkła z wrażenia.
- Dwanaście orchidei. - Błękitne oczy Babs błyszcza
ły z przejęcia. - Mówię ci, Kyla, ten facet to skarb. Jeżeli,
czego ci nie życzę, zaprzepaścisz swoją szansę, sama się
zabiorę za tego przystojniaka, wcale nie będę się zastana
wiać.
- Postaram się- mruknęła Kyla i półprzytomna skiero
wała się w stronę schodów.
Szmer rozmów ucichł, kiedy wkraczała, poprzedzana
przez przyjaciółkę, do salonu.
Meg z rozrzewnieniem przyciskała do twarzy jedwabną
chusteczkę. Clif ze wzruszenia z trudem przełykał ślinę.
Babs miała rozmarzoną minę. Haskellowie przybrali uro
czyste pozy. Trevor wyglądał fantastycznie. Do stalowo-
szarego garnituru, który Kyla pamiętała z bankietu, włożył
koszulę w kolorze kości słoniowej. W tej samej tonacji
krawat w drobniutkie czarne prążki znakomicie pasował
do jedwabnej chusteczki w butonierce.
Pan młody postąpił kilka kroków w kierunku panny
młodej. Lecz Aaron, szybki jak błyskawica, ubiegł go
i pierwszy dopadł matki. Meg i Clif zerwali się, by rato
wać pończochy, suknię i bukiet panny młodej. Niepotrzeb
nie. Trevor szybkim ruchem zgarnął malca na ręce.
- Twoja mama wygląda pięknie, prawda, bąku? - sze
pnÄ…Å‚ mu do ucha.
Aaron zagruchał radośnie, powtarzając kilkakrotnie
dzwięk przypominający słowo mama", po czym zama-
szyście cmoknął Kylę w policzek. Wydawał się zadowolo
ny ze swojego punktu obserwacyjnego w ramionach Tre-
vora, co Kyla przyjęła tym razem z westchnieniem ulgi,
bowiem pozbyła się w ten sposób niemałego kłopotu trzy
mania chłopca i bukietu jednocześnie.
- Ciągle muszę ci dziękować za kwiaty.
. - PodobajÄ… ci siÄ™?
- SÄ… urzekajÄ…ce. Uwielbiam je. JesteÅ› zanadto roz
rzutny.
Potrząsnął głową.
- To dzień naszego ślubu. Jesteś panną młodą. Niczego
nie jest zanadto, kochanie.
Patrzyli sobie głęboko w oczy dłuższą chwilę, póki Aa
ron nie zaczął wiercić się niespokojnie. Trevor otrząsnął
się z zauroczenia i ujął pannę młodą pod ramię. Ruszyli
w głąb salonu, gdzie wokół pastora zgromadzili się nieli
czni goście.
- Kyla, Trevor, to szczęśliwy dzień - rozpoczął cere
moniÄ™ duchowny.
Choć było wczesne popołudnie i słońce jasno świeciło
przez wypolerowane przez Meg szyby, Babs uparła się, by
zapalić mnóstwo świec. Migotliwe płomyki błyskały
z każdego zakątka pokoju, nasycając powietrze aromaty
cznym zapachem wanilii. Ktoś zadbał o muzykę i z głośni
ka dobiegały dyskretne dzwięki romantycznej melodii.
Zapewne Babs opróżniła doszczętnie wszystkie gabloty
Różowego Pączka, bowiem salon tonął w powodzi różno
barwnych kwiatów.
Uroczystość miała mniej formalny przebieg, niż to za
zwyczaj bywa przy tego typu okazjach. Słowa małżeńskiej
przysięgi przerwało głośne kichnięcie Aarona. Kyla po
spiesznie zaczęła ścierać chusteczką wilgotne kropelki
z garnituru Trevora. Pastor cierpliwie odczekał, aż matka
wytrze dziecku nos, nim wznowił ceremonię. Poprosił
o obrączki; Trevor sięgnął do wewnętrznej kieszeni mary
narki. Wsunął Kyli na palec osadzone w złocie diamenty.
Zauważył przy tym pasek białej skóry na palcu żony.
Zajrzała mu w oczy przepraszająco, skruszona. Trevor
wzdrygnął się, jak gdyby ciarki przeszły mu po plecach,
lecz natychmiast odzyskał panowanie nad sobą. Ten drob
ny incydent uszedł, na szczęście, uwagi obecnych.
Kilka minut potem pastor wypowiedział tradycyjną for
mułkę:
- Trevor, możesz teraz ucałować pannę młodą.
Kyla utkwiła wzrok w węzle krawata koloru kości sło
niowej i najwyrazniej nie zamierzała go odrywać od tej
części mężowskiej garderoby. W końcu nieśmiało uniosła
oczy i napotkała rozjarzone zielenią spojrzenie.
Trevor nachylił się i złożył na wargach żony czuły, acz
odrobinę zaborczy pocałunek. Uśmiechnął się i ucałował
także policzek Aarona.
- Kocham was oboje - wyszeptał Kyli do ucha. O ma
ło się nie rozpłakała.
Nie zdążyła jednak, bowiem otoczył ją krąg radosnych,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]