[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pracy. Wyglądała dziś rześko, oczy miała wesołe i uśmiechnięte, ubrała się w czerwień, w
której było jej bardzo do twarzy. Gotycko, ale jednak pogodnie. Nadal prze\ywała śmierć
ojca, Claire dostrzegała to od czasu do czasu, kiedy Eve wydawało się, \e nikt na nią nie
patrzy - ale jakoś się pozbierała i nie poddawała się mimo wszelkich przeciwności losu.
Teraz akurat nikt nie stał w kolejce po kawę, więc pokazała ręką współpracowniczce pięć
palców, pewnie, \e chce zrobić sobie pięć minut przerwy, domyśliła się Claire, a potem zdjęła
fartuch, zanurkowała pod barem i usiadła naprzeciw Claire.
- No więc... - zagaiła. - Słyszałam od Billy'ego Harrisona, \e jego tata dostał
zaproszenie na ten cały bal od Tamary, wampirzycy, która jest właścicielką gazety i
wszystkich tych składów towarowych na północy miasta. I on powiedział, \e wampiry z
całego miasta wybierają się i ka\dy zabiera człowieka jako osobę towarzyszącą? Dziwne. To
znaczy, \e wszyscy przyprowadzają ludzi?
- A nigdy przedtem tak nie było?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Rozpytywałam, ale nikt nigdy o czymś podobnym nie
słyszał. Z tego się robi najwa\niejsza impreza roku. - Jej uśmiech nieco zbladł. - Michael
chyba zapomniał wysłać mi moje zaproszenie. Będę musiała mu przypomnieć.
Claire coś lekko ścisnęło za serce.
- Nie zaprosił cię?
- Zaprosi.
- Ale... To ju\ pojutrze, prawda?
- Zaprosi mnie. Poza tym przecie\ nie muszę sobie wymyślać skomplikowanego
kostiumu. Widziałaś moją szafę? Połowa z tego, co noszę, nadaje się na bal maskowy. - Eve
zerknęła na nią, a potem spuściła oczy. - A ty?
- Nikt mnie nie zaprosił. - No tak, w jej głosie wyczuwało się gorycz. Nie udało się jej
ukryć. - Wiesz przecie\, z kim idzie Shane.
- To nie jego wina, tylko jej, Ysandre. - Eve się skrzywiła. - I w ogóle, co to za imię?
- Francuskie. Myrnin dał mi ksią\kę na jej temat. Zdawałam sobie sprawę, \e ona jest
niebezpieczna, ale naprawdę, jest jeszcze gorsza, ni\ myślałam. Mo\e kiedyś starała się tylko
przetrwać, ale w czasach, kiedy polityka była wojną, stała się całkiem wa\nym graczem.
- A ten facet? Francois? - Eve przewróciła oczami, wymawiając jego imię, przesadnie
naśladując francuską wymowę. - Jemu się wydaje, \e jest gorętszy ni\ powierzchnia słońca.
Kogo on zabiera?
- Nie mam pojęcia- powiedziała Claire.- Ale... tu nie chodzi o randkę, wiesz... - Nie
miała tak naprawdę pojęcia, o co chodzi. - Chodzi o coś innego.
- Wygląda jak randka, ubiera się jak randka, randkuje jak randka - powiedziała Eve. - A
ja zamierzam być dla Michaela bardzo słodziutka i strzec go przed tymi wszystkimi
niedobrymi, namolnymi karierowiczkami, które będą chciały zaczepiać najnowszego
wampira w mieście.
- Ale on nie jest najnowszy - powiedziała Claire. - Ju\ nie. Bishop i jego świta są nowsi
ni\ on, przynajmniej jeśli chodzi o czynnik świe\ości.
Eve zmarszczyła brwi.
Tak - powiedziała. - Chyba masz rację.
Na ich stolik padł cień, ale zanim zdołały podnieść wzrok, coś upadło na blat między nimi i
odruchowo obie na to spojrzały.
Było to zaproszenie.
Uniosły wzrok. Monica. Odgarnęła swoje idealne, jasne włosy, uniosła brwi i
uśmiechnęła się do Eve niespiesznym, wrednym uśmiechem.
- Szkoda - powiedziała. - Twój seksowny chłopak jednak wie, z której strony towarzyski
chlebek jest posmarowany masłem.
Eve szerzej otworzyła oczy. Obróciła zaproszenie, \eby je przeczytać, ale nawet do góry
nogami Claire widziała jego kompromitującą treść.
Zapraszamy Panią do udziału w balu maskowym i uczcie na cześć przyjazdu Starszego
Bishopa, w sobotę dwudziestego pazdziernika, w siedzibie Rady Starszych o północy.
Na balu będzie Pani towarzyszyła panu Michaelowi Glassow i i oczekuje się, \e będzie Pani
do jego dyspozycji".
To nazwisko rzuciło jej się w oczy zupełnie jak niespodziewany napastnik o
wampirzych kłach. Michaelowi Glassowi. Michael zapraszał Monice.
Eve nie powiedziała ani słowa. Oddała zaproszenie Monice, wstała i przeszła pod
kontuarem baru, \eby znów zało\yć fartuszek. Claire patrzyła jej śladem oniemiała. Eve
odwracała się plecami i nawet kiedy podeszła do ekspresu przygotować kolejne porcje kawy,
oczy miała spuszczone i usiłowała ukryć ból.
Pierwszy szok minął i zamiast niego Claire poczuła gniew.
- Jesteś totalną suką, wiesz o tym? - powiedziała. Monica uniosła idealnie
wydepilowaną brew. - Nie musiałaś tego robić.
- Nie moja wina, \e wy, dziwaczki, nie umiecie utrzymać przy sobie chłopaków.
Słyszałam, \e Shane prowadza się z Ysandre. Szkoda. Zało\ę się, \e nawet z nim nie poszłaś
do łó\ka, prawda? Albo, zaczekaj... Mo\e poszłaś. Bo zało\ę się, \e to go z miejsca mogło
pchnąć w cudze objęcia.
Przez chwilę Claire zabawiała się wyobra\aniem sobie, jak cię\kim podręcznikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]