[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chciał krzyczeć z nagłej, obłąkanej trwogi, nie wydobył głosu, dzwięki pomarły mu w krtani
jak poduszone w gniezdzie pisklęta, zaczął bić i łomotać w tę ścianę przejrzystą, jakby szkla-
ną, nawet nie zadzwięczała pod razami, poranił tylko boleśnie ręce i kolana i padł wyczerpa-
ny.
Dopiero po jakimś czasie uniósł głowę, ściana jeszcze jaśniała, jakiś śpiew przeciągły
brzmiał monotonnie, słowa dziwne, ciężkie jak kwiaty spadały cicho, splatając się w modli-
tewny, uroczysty wieniec płomiennych szeptów:
  Panie nocy i milczenia
  Bądz z nami  odbrzmiewały echa.
  Panie trwożnych i uciśnionych .
Akały coraz namiętniej głosy; podniósł się, przytknął twarz do poczerniałej nieco ściany:
grota była prawie niewidzialna, noc ją zapełniła, tylko pośrodku posąg Bafometa jaśniał niby
skamieniała w biegu błyskawica, a czarne mary stały wciąż pod nim, w kręgi świateł z głębin
cieniów rwała się wolno uroczysta, przejmująca psalmodia.
  Który zbawiasz wyklęte .
  Jedyny  odpowiadały konające echa.
  Który utulasz pobite przemocą .
  Zemsto nieśmiertelna .
  Któryś rówien potęgą .
  Cieniu bolesny .
  Zwiatłości, mściwie zepchnięta w otchłanie .
  Mocy spętana!
  Mocy litosna!
  Mocy święta!
Zrozumiał naraz tę dziwną litanię, pamiętał ją, to była ta sama melodia, jaką usłyszał wte-
dy na seansie, to były te same słowa, których nie mógł sobie przypomnieć dotychczas... gdzie
on je słyszał i kiedy...
Zpiewy się rozwijały, w stłoczonych i mętnych ciemnościach zaczynało się coś dziać... nie
mógł rozróżnić chwiejnych zarysów... mgliste, białawe cienie wiodły się korowodem... opły-
wały posąg... snuły się jak drgające światła... a jakiś cień nachylił się nad marami... wyraznie
rozróżniał stąpanie niewidzialnych nóg po ostrym żwirze.. szepty jakieś... syczenie płomieni...
ruchy niedojrzane!...
Naraz rozległ się przeciągły, żałosny ryk.
 To Bagh! Bagh!  szepnął spostrzegając zarys pantery rzucającej się na mary... opadła z
nich płachta cieniów i naga, wysoka postać podniosła się wolno... Zadrżał do głębi, dałby w
tej chwili całe życie za możność dojrzenia jej twarzy... widział tylko jak przez gęstą mgłę
wysmukłe nagie ciało, owiane płaszczem rdzawych w oddali włosów, stojące między kola-
nami Bafometa!
Głos mocny spiżowym dzwiękiem rozległ się donośnie.
  Czego chcesz?
  Umrzeć dla niego!  odpowiedział śmiało drugi.
  Chcesz poślubić śmierć?
  Poślubiłam zemstę i tajemnicę .
58
  Przeklinasz A?
  Przeklinam .
  Przeklinasz O?
  Przeklinam .
  Przeklinasz M?
  Przeklinam!  padały dzwięczne, nieustraszone słowa odpowiedzi.
Nie rozumiał już dalszej litanii przysiąg straszliwych i zaklęć mrożących krew, bo zasłu-
chał się całą duszą w oddzwiękach przysięgającego głosu, czuł po dreszczu, jaki w nim bu-
dził, że już go gdzieś słyszał... łowił go więc w sobie jak motyla, nie zwracając uwagi na
przerażający rytuał, ciągnący się bez przerwy, aż w końcu zrozumiał jasno, że to była Daisy,
że to ją poświęcono Bafometowi w tych tajemniczych obrzędach, ale nie zdziwił się temu,
jakby już wyzbyty zdolności zdumiewania się czymkolwiek.
Ciemności pobladły i grota zaczęła się nieco rozjaśniać.
Daisy siedziała między kolanami Bafometa w takiej samej jak i on pozycji, opuszczone rę-
ce dotykały pantery siedzącej u jej nóg, a nad jej głową, opłyniętą w złoty dym kadzielny,
pochylała się zielonawokrwawa, smutna twarz Diabła, a jego ręce długie zdawały się obej-
mować ją wpół i przytulać do siebie, to jedno tylko widział dobrze, a reszta majaczyła przed
olśnionymi oczyma jak korowód sennych, ledwie przypomnianych mar i zjaw.
Nie wiedział, skąd płyną, i nie wiedział, czy są poza jego duszą.
 Oto na poły zwierzęcy, złowrogi orszak Seta przywiódł białego baranka, którego jakiś
człowiek z głową psa zabijał ciężkim, krzemiennym nożem i wśród ponurych śpiewów i
przekleństw rzucono go na pożarcie panterze...
 Oto palono siedem ziół czarnoksięskich, skropionych krwią niewiniątka, i popioły roz-
siewano w siedem stron świata.
 Oto zamajaczył korowód płazów i ropuch olbrzymich, wlokąc za sobą na słomianych
sznurach rozpięte drzewo krzyżowe i wśród urągowisk i plwań, wśród piekielnego chóru chi-
chotów i naigrawań podarto je w drzazgi, rozdeptano i rzucono pod kopyta posągu.
 Oto gromada potworów nieopowiedzianych, rozwyte stado strachów, wampirów, mar,
zjawiła się jakby wylęgła z obłąkanego mózgu, niosąc na wiekach spróchniałych trumien
symboliczną białą Hostię i wśród przerażających wrzasków, znieważań i wycia zwialono ją
przed Bafometem.
 Oto zaczęły się wychylać na światło jakby wszystkie potwory katedr średniowiecznych,
wszystkie larwy pokuszeń i lęków, tające się w duszach świętych, zjawiały się milczące, po-
sępne, niosąc księgi święte, symbole, znamiona, wizerunki, szaty rytualne, zwalając wszystko
na jeden stos ogromny; siedem krwawych błyskawic trysnęło z oczu Bafometa, siedem gro-
mów runęło w stos, buchnęły płomienie, a wszystkie zjawy piekielne zawiodły dziki, roz-
chwiany, okrążający tan.
Gryzące czarne dymy przysłoniły postać Daisy i wzbijały się wysoko rozwichrzonymi słu-
pami, zaciemniając grotę ponurym, nieprzeniknionym tumanem.
A Zenon pochylił się w sobie, jakby nad krawędzią świata nieznanego, spoglądał w tajem-
nice i jego oczy duszy pierwszy raz wybiegły poza siebie, poza głupią i leniwą myśl, poza
fakty i rzeczy widome; pierwszy raz leciały przez jakieś nieprzejrzane obszary, przez jakieś
dale czarowne, przez jakieś wyże i przepaście nieskończone, iż cofnął się olśniony, pełen
świętej cichości przeczuwań i widzeń, jakiś wiew nieśmiertelnej mocy przewiał mu przez
duszę.
 Nie trwóż się! Jestem przy tobie!  zadzwięczał tuż przy nim głos Daisy.
Ukorzył się nagle w sobie, padł na twarz jakby u stóp niewidzialnej i głosem pokory naj-
wyższej i oddania szepnął:
 Nic nie wiem, nic nie rozumiem, ale czuję, że jesteś przy mnie.
 Myśl, a znajdziesz mnie zawsze i wszędzie!
59
Dusza mu się zawarła na wszystko i padła w długie odrętwienie.
Kiedy powstał z ziemi, grota była w bladych, błękitnawych jasnościach skąpana. Bafomet
stał jak krzew purpurowych ogni, a u jego stóp na rozkrzyżowane, białe ciało Daisy wpełzał
czołgający się cień, jakby pantery, biorącej ją w uścisk.
Grota była pusta; nadludzki strach o nią tak sprężył mu siły zwątlałe, że krzyknął z całej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl