[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozumiałem sens i odcienie tej angielszczyzny. Tak samo
zresztą jak redaktorzy i recenzenci. Bo ten żywy język i jego
podteksty można do głębi poznać tylko w życiu. Na miejscu.
Tego nie uczą na kursach i lektoratach.
Aż dopiero w dziesięć lat pózniej znalazłem się po raz
pierwszy w Londynie, nauczyłem się go do głębi i
pokochałem, żyjąc tam wielokrotnie i w sumie przez kilka
lat; w najrozmaitszych dzielnicach, sytuacjach życiowych i
środowiskach; a język wszedł mi w krew już jako coś
naturalnego, jak oddech, a nie tylko wyczytywany z książek.
Wreszcie na ponawiające się żądania czytelników (jak
się okazało) wciąż pamiętających tę powieść mój Callaghan
292
wrócił na tapetę, najpierw czytany w odcinkach przez radio,
pózniej przerobiony na sztukę telewizyjną w paru odcinkach,
w której główne role grali Roman Wilhelmi i Beata
Tyszkiewicz.
Dopiero wtedy  Iskry (już pod uczciwą i kompetentną
dyrekcją mego przyjaciela Aukasza Szymańskiego)
zaproponowały mi wznowienie tej powieści.
Więc przeczytałem ją na nowo: i odmówiłem.
Zbyt zestarzał się sam przekład i wszystkie związane z
nim problemy. Przyszedł czas na zrobienie do końca tego, co
niegdyś mi uniemożliwiono, mimo że całe nowatorstwo tej
roboty już dawno odeszło w przeszłość.
Zaproponowałem więc to, co czytelnik w tej chwili ma
w ręku: zupełnie nowy przekład wraz z posłowiem
komentującym autora, utwór i dzieje przekładu.
Ogólne perturbacje zaś doprowadziły znowu do kilku
lat opóznień i dalszej wędrówki dzieła po wydawnictwach.
Z pewnością nie obejdzie się bez zdziwienia, że komuś
się chciało robić po raz drugi to samo. Zwłaszcza że obiektem
tego wysiłku stał się autor i utwór tak mało znaczący w
kategoriach literackich. Bo nawet jeśli się przyjmie, że The
Urgent Hangman niebotycznie góruje nad całą resztą
twórczości Cheyneya; że w ogóle powieść kryminalna jest
gatunkiem wymagającym o wiele poważniejszego podejścia
niż dotąd; i że lekceważenie jej przez szanującą się krytykę
dowodzi raczej ciasnoty pojęć, snobizmu lub ignorancji
krytyków niż czegokolwiek w kategoriach literackich,
intelektualnych czy artystycznych; to i tak nie ma porównania
między tym utworem i wszystkimi jego zaletami a tą
kategorią arcydzieł, którymi niżej podpisany jako tłumacz i
literaturoznawca zajmuje się od lat niemal wyłącznie.
Może i jest w tym, nie przeczę, trochę sentymentu do
293
czegoś, co mnie zafrapowało u moich początków literackich.
Może i coś z pedanterii, że tak stosunkowo nie najważniejszą
pracę wolę wykonać po raz drugi niż zostawić ją w dawnym,
niedoskonałym kształcie. W każdym razie dowodzi to co
najmniej faktu, że nie kieruje mną zasada: wziąć pieniądze i
oszczędzić sobie wysiłku.
Ale też i coś więcej.
Waga eksperymentu nie musi być proporcjonalna do
tego, na jak ważnym czy wielkim obiekcie go
przeprowadzamy. Eksperyment na myszy albo dżdżownicy
nie znaczy mniej niż na słoniu lub na tuczniku.
Otóż myślę, że istotne wnioski dla sztuki
translatorskiej mogą wyniknąć z takich dwóch przekładów
kryminału Cheyneya, różniących się nie tyle dojrzałością
tłumacza (bo ta była już wtedy podobna) i nie o 35 lat, ile
tym, że nowy przekład już nie jest poddany presji:
redaktorów na swobodę twórczą tłumacza i doraznych
konwencji językowych na jego tworzywo. Tłumacz dziś robi,
co tylko zechce i potrafi, a dostępna mu swoboda rozwiązań
stylistycznych nie jest już prowokacją ani odkryciem, tylko
czymś naturalnym i funkcjonującym w kontekście mnóstwa
utworów, które wychodzą z podobnych założeń.
I co teraz z tego wyniknie?
W tymże 1958 roku, co i Cheyneya, wydałem zbiór
pantunów czyli malajskich czterowierszy ludowych Pieśni o
ciemnej miłości, aby w roku 1971 umieścić w mojej
Antologii literatury malajskiej ich nowe przekłady, oparte na
zupełnie innej zasadzie. Nowy przekład Cheyneya jest
eksperymentem podobnego rodzaju i zakłada podobne
konsekwencje z punktu widzenia translatoryki.
Poza tym wyznać mogę, że kto wie, czy nie okaże się
on początkiem jeszcze zgoła innego eksperymentu. Otóż
294
całkiem możliwe, że w ślad za nim przyjdą dalsze tomy o
Callaghanie, już nie tłumaczone, lecz pisane przeze mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl