[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nigdy nie będę mogła poczuć do Santiego tego, co czułam do Alberta, chociaż Santi znacznie
bardziej na to zasługiwał.
– Sandro, byłem w stosunku do ciebie bardzo prostacki, nie stanąłem na wysokości zadania,
jestem starym egoistą.
Kiedy chciałam poprosić go, żeby się nie zadręczał i że ktoś musiał pokazać mi to, co on mi
pokazał, kelnerka szorstkim ruchem położyła na stole talerzyk z rachunkiem. Był to talerzyk w
ciemnobrązowym kolorze z klamerką przytrzymującą rachunek, służącą temu, by podczas dobrej
pogody, kiedy ustawiano na zewnątrz ogródek, nie porwał go wiatr.
Zabrałam ze sobą do domu obraz talerzyka z niewielkim napiwkiem, jaki zostawił Julián.
Kiedy wróciłam, zapytałam, czy był ktoś w odwiedziny, a Norwegowie byli ciekawi, gdzie
byłam, ponieważ się martwili.
Julián
Salva, gdybyś widział, jak swobodnie wchodzę na łódź Heima i ją opuszczam, gdybyś to
mógł widzieć, myślałem w oczekiwaniu na spektakl wariującego Rzeźnika Heima. Wiedziałem,
co czuje, ponieważ z całego błota starości, w jakim człowiek w końcu się tarza, utrata pamięci
najbardziej mnie przerażała. I chociaż tak bardzo się różniliśmy, Heim i ja, w tym punkcie
mogliśmy się zgadzać. Najpierw były mydełka, kwiatek z wazonu i nóż. Zniknęły, a potem
znowu się pojawiły, co dla człowieka tak metodycznego i zorganizowanego, co do milimetra
porządkującego otaczający go świat, musiało być dość niepokojące. A teraz zeszyty z notatkami o
jego barbarzyństwach w Mauthausen. Zadawał sobie pytanie, gdzie je położył, dlaczego wyjął je
z półek, gdzie trzymał je zakamuflowane okładkami z normalnych książek. Czy ktoś wszedł na
łódź? Nie, nigdy nikt nie wchodził, a nawet gdyby, musiałby doskonale wiedzieć, czego szuka. W
takim przypadku kradzież zeszytów wcale nie wyjaśnia zgubienia i znalezienia noża. Z
pewnością nieraz pomyślał o tym, żeby przełożyć gdzie indziej zeszyty, więc może to zrobił, a
teraz nie pamięta?
Był wtorkowy poranek, ładna pogodna, chociaż dość chłodno, żeby jak on chodzić w
krótkich spodniach. Oddałem się przyjemności oglądania, jak Heim wynosi na pokład
praktycznie wszystko, co znajdowało się pod nim. Zasłał go książkami, prześcieradłami, kocami,
garnkami, innymi jeszcze zeszytami w czarnych ceratowych okładkach, których ja nie znalazłem.
Wchodził i schodził. W końcu usiadł na składanym leżaku, na którym zwykle drzemał po
obiedzie, żeby przejrzeć wszystko po kolei i odnotować to w innym zeszycie o czarnych
okładkach. Od czasu do czasu obejmował głowę olbrzymimi dłońmi, po czym kontynuował
pracę. Wszystko, co zanotował, znosił na dół na odpowiednie miejsce. Robił tak przez kilka
poranków i popołudni. Obserwowałem go z doskoku, chwilę rano i chwilę po południu, zawsze
pijąc wspaniałe espresso w barze naprzeciwko i myśląc o Sandrze i o tym, co bym dał, żeby mi
towarzyszyła. Kusiło mnie, żeby jej o tym opowiedzieć, ale pomyślałem, że lepiej dla niej będzie
nie wiedzieć. Aż ostatniego dnia, kiedy Heim już kilkakrotnie wyciągnął na światło dzienne
swoje graty i odnotował je kilka razy, dochodząc do strasznego wniosku, że rachunek się nie
zgadza, zobaczyłem, jak zdecydowanie opuszcza łódź i idzie w stronę parkingu, na którym
trzymał swojego majestatycznego czarnego mercedesa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl