[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i brązo wej skórza nej tecz ce pana Fishe ra.
Po pa trzy liśmy na sie bie ze zgrozą.
 Szyb ko, da waj ręczniki pa pie ro we!  wrzasnął Je re mi, wyłączając blen der.
Złapałam teczkę i zaczęłam ją wy cie rać własnym T-shir tem, ale skóra była już lep ka i po pla mio na.
 O rany  szepnął Je re mi.  Tata uwielbia tę teczkę.
Trudno było w to wątpić  miała jego inicjały wygrawerowane na mosiężnych klamrach. Naprawdę ją uwielbiał,
może na wet bar dziej niż swój blen der.
Czułam się okrop nie, piekły mnie po wie ki od zbie rających się łez. To była moja wina.
 Prze pra szam  po wie działam.
Jeremi wycierał na czworakach podłogę. Kiedy uniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć, z czoła ściekała mu
wino gro no wa oranżada.
 To nie two ja wina.
 Owszem, moja  odparłam, wycierając skórzaną teczkę, aż mój T-shirt zaczął się robić brązowy od tego
po cie ra nia.
 No dobra, trochę tak  przyznał Jeremi, dotknął palcem mojego policzka, a potem zlizał odrobinę cukru.  Ale
w su mie niezle sma ku je.
Kiedy wrócili pozostali, chichotaliśmy i wycieraliśmy podłogę papierowymi ręcznikami. Przynieśli długie papierowe
tor by, ta kie, w ja kich ku pu je się zwy kle ho ma ry, a Ste ven i Con rad je dli lody z rożka.
 Co tu się, do diabła, stało?  za py tał pan Fisher.
Je re mi pod biegł do nie go.
 My tylko&
Drżącymi rękami podałam panu Fishe ro wi jego teczkę.
 Prze pra szam  wy szep tałam.  To było nie chcący.
Wziął ode mnie teczkę i po pa trzył na po pla mioną skórę.
 Dlaczego wzięliście mój blender?  zapytał Jeremiego, a skóra na jego szyi poczerwieniała.  Wiedziałeś, że nie
wolno wam go do ty kać.
Je re mi skinął głową.
 Prze pra szam  po wie dział.
 To była moja wina  dodałam cichut ko.
 No wiesz, Belly.
Moja mat ka potrząsnęła głową, a po tem uklękła i zaczęła zbie rać prze mo czo ne pa pie ro we ręczniki.
Su san na poszła po mop.
Pan Fisher sapnął głośno.
 Dlaczego nigdy nie słuchasz, kiedy do ciebie mówię! Na litość boską! Mówiłem ci, że nie wolno używać blendera
czy nie?
Je re mi przy gryzł war gi, a jego podbródek zadrżał, co uświa do miło mi, że za raz się rozpłacze.
 Od po wiedz, kie dy do cie bie mówię.
Su san na wróciła z mo pem i wia der kiem.
 Adam, to było nie chcący, daj już spokój.  Objęła Je re mie go.
 Su, jeśli będziesz go rozpieszczać, nigdy się nie nauczy. Na zawsze zostanie małym dzieckiem  oznajmił pan
Fisher.  Je re mi, mówiłem wam czy nie mówiłem, że nie wolno do ty kać blen de ra?
Oczy Jeremiego wypełniły się łzami i kilka z nich wymknęło się, chociaż zaczął szybko mrugać. A potem jeszcze
kilka. To było okropne. Wstydziłam się strasznie za niego, ale jednocześnie dręczyło mnie poczucie winy, że przeze
mnie go to spo ty ka. Czułam jed nak także ulgę, że nie ja mam kłopo ty i to nie ja płaczę przy wszyst kich.
W tym mo men cie ode zwał się Con rad.
 Tato, ale ty nam nig dy tego nie po wie działeś.
Miał na po licz ku smugę lodów cze ko la do wych.
Pan Fisher odwrócił się, żeby spojrzeć na nie go.
 Co?
 Nigdy nam tego nie powiedziałeś. Wiedzieliśmy, że nie powinniśmy ruszać blendera, ale nigdy nam tego nie
za bro niłeś.  Con rad wyglądał na wy stra szo ne go, ale nadal mówił rze czo wo.
Pan Fisher potrząsnął głową i znów spojrzał na Je re mie go.
 Idz się umyj  rzu cił szorst ko, ale widziałam, że jest zakłopo ta ny.
Susanna spojrzała na niego nieprzyjemnie i zabrała Jeremiego do łazienki. Moja matka wycierała blaty, a jej
ra mio na były wy pro sto wa ne i sztyw ne.
 Steven, pomóż siostrze się umyć  powiedziała stanowczym tonem, więc Steven złapał mnie za rękę i pociągnął
na górę.
 Będę miała kłopo ty?  za py tałam Ste ve na.
Nie zgrab nie wy tarł mi po licz ki zmo czo nym kawałkiem pa pie ru to a le to we go.
 Tak, ale nie ta kie jak pan Fisher. Mama wdep cze go w zie mię.
 Na prawdę?
 Nie, tak tylko się mówi.  Wzru szył ra mio na mi Ste ven.  To zna czy, że to on ma kłopo ty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl