[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komunikacji z klientem.
- Cześd, Marysiu, tu Paula - mówi.
- A cześd, miło cię słyszed. Już po badaniu? - w głosie Marysi słychad uśmiech. Jest jedyną wtajemniczoną
i zdaje się, że wbrew reputacji firmowej plotkary nikomu jeszcze nie zdradziła tej nowiny.
- Tak, już po i mam problem - mówi Paula z wahaniem.
- Spóznisz się? Jak chcesz, mogę ci dad wolne na dziś, urlop okolicznościowy.
- Nie w tym rzecz... Muszę iśd na zwolnienie. Nie wiem na jak długo. Mąż przywiezie ci zwolnienie do
kadr, a teraz gdybyś mogła połączyd mnie z szefową...
- Jasne - teraz Maria jest zaniepokojona. - A co się dzieje? Coś poważnego? Nie poroniłaś chyba?
- Nie - odpowiada Paula. - Na razie nic poważnego, ale muszę się oszczędzad, leżed, przynajmniej
miesiąc.
- Rozumiem. Trzymaj się - mówi koleżanka ciepłe A teraz przełączam cię do Uli.
Rozmowa z szefową działu jest krótka, powierzchowna, serdeczna, ale Pauli wydaje się, że w głosie
Urszuli słyszy urazę, jakby uważała, że ona specjalnie odczekała do następnego tygodnia, żeby od razu iśd
na zwolnienie. Czuje, że zawiodła jej oczekiwania. Wyłącza telefon, dojeżdżają już do domu. Czuje ciepłą
dłoo męża na ramieniu.
- Nie martw się, kwiatuszku. Wytrzymamy to jakoś mówi Marcin i całuje ją na pożegnanie, bo jedzie na
umówione spotkanie z klientem. Na odchodnym rzuca: - A może zadzwonisz po mamę? Może przyjedzie
ci trochę pomóc?
Mimo jego czułości i dobrych chęci Paula czuje się trącona. Niemal słyszy, jak zamykają się za nią drzwi
więzienia. Teraz jej świat skurczy się do czterech ścian mieszkania. Będzie zależna od innych nawet w
kwestii codziennych zakupów, zdana na ich pomoc i troskę, a przez większośd dnia będzie więzniem
łóżka, podczas gdy za murami będą wieśd życie pełne atrakcji, spotkao, ciekawych zajęd. Przez jedną
okropną chwilę Paulina oddałaby wszystko, byle nie byd już w ciąży, ale zaraz odrzuca tę myśl. Po wejściu
do mieszkania zaparza sobie herbatę i dzwoni do mamy, która, o dziwo, zgadza się przyjechad już za parę
dni.
- Pozamykam parę spraw, czeka parę operacji, a potem tata przejmie sklepik - mówi mama ciepło. - I
przyjadę do ciebie, córuś, jesteś dla mnie ważniejsza niż psie i krowie choróbska - śmieje się. - Może tata
sobie poradzi z odrobaczaniem i zastrzykami.
Paula uśmiecha się do mamy niewidocznej przez telefon, ale tak bliskiej, jakby była tuż obok. Mama jak
zwykle żartem rozładowuje napięcie.
To ona uczyła się od taty wszystkiego, co weterynarz musi wiedzied o zwierzętach, i to ona na początku
istnienia maleokiej rodzinnej kliniki zajmowała się głównie odrobaczaniem i szczepieniami. Od operacji
był tata. Dopiero gdy tacie wzrok się pogorszył, mama przejęła operacje i usypianie starych
podwórzowych kundli.
Paula odkłada słuchawkę i zaczyna nastawiad się psychicznie na przyjazd mamy. Nie wie, jak to
zorganizowad. Mama prawdopodobnie zatrzyma się u ciotki Haliny na placu Konstytucji - to zaledwie
cztery przystanki od nich - i będzie dojeżdżad. Z jednej strony Paulina cieszy się. To będzie trochę jak
powrót do dzieciostwa, kiedy leżała chora z anginą w swoim pokoiku na piętrze, a z dołu dobiegały głosy
z kuchni. Mama pojawiała się w pokoiku co parę minut z lekarstwami, obiadem, książką do wspólnego
czytania. Z drugiej strony Paula przywykła do niezależności i boi się trochę, jak sobie poradzą dwie
dorosłe kobiety na maleokim, czterdziestoparometrowym terytorium. Odrzuca jednak wątpliwości. Jest
przekonana, że będzie dobrze. Przecież zawsze było.
Krzysztof właśnie wrócił z pracy, kiedy zadzwoniła komórka Teresy schowana jak zwykle na samym dnie
jej ogromnej pracowej" torby. Telefon znalazł się dopiero po kilku dzwonkach i wytrząśnięciu całej
zawartości torebki na granatowe płytki w przedpokoju. Teresa próbuje jednocześnie rozmawiad i zbierad
z podłogi stos książek, pomiętych kserówek, kartek w kratkę z pracami domowymi uczniów, jeszcze
monety, spinacze, trzy różne grzebienie, okulary słoneczne i szminki.
Po drugiej stronie telefonu była Karolina, z którą zaprzyjazniła się w pierwszej prawdziwej pracy, a
potem, kiedy obie urodziły dzieci i zmieniły szkołę, kontakt ograniczył się do paru spotkao w roku i
telefonów z życzeniami. Po wymianie kurtuazyjnych uprzejmości na początek po wszystkich jak leci" i a
dzieci zdrowe?" Karolina mówi dośd niepewnie:
- Wiesz, Teresa, chciałabym pogadad tak po babsku Może znalazłabyś chwilę?
- Co się dzieje? - niepokoi się Teresa.
- A, nic... Nic wielkiego... Tylko ostatnio nie mam zbyt wielu przyjaciółek, w pracy nikogo normalnego,
same w malowane dziumdzie, wiesz, tipsy z brokatem... A chciałabym z kimś rozsądnym porozmawiad.
- Jasne, rozumiem - Teresa zgadza się. - To kiedy? M że jutro po zajęciach?
I tak spotykają się po zajęciach, wieczorem, w niewielkim pubie na zapleczu hotelu Forum. Teresa czuje
lekką zazdrośd, bo dawna przyjaciółka podjechała nowiutkim czerwonym renault, a ona - tramwajem, jak
zwykle. Ale już przyzwyczaiła się do myśli, że prawo jazdy przy jej wzroku jest nieosiągalne. Może lepiej
jezdzid tramwajami, niż rozbid się na pierwszym skrzyżowaniu", pociesza się.
Karolina jest niską, drobną brunetką o ogromnych, przykuwających uwagę zielonych oczach w ciemnej
oprawie. Po jej figurze nie sposób odgadnąd, że pięd lat wcześniej urodziła bliznięta, a niedługo po nich
dziewczynkę. Jest zadbana, czarne włosy ma starannie wystrzępione i nastroszone, gdzieniegdzie
przebłyskują blond pasemka. Ma też idealnie równe białe zęby i doskonale utrzyma paznokcie. Teresa
czuje się przez chwilę jak Kopciuszek. Przypomina sobie, że parę lat temu obie bardzo dbały o siebie.
Spuszcza wzrok z zakłopotaniem na swoje dłonie, paznokcie króciutkie, polakierowane jak zawsze na
zbyt jaskrawy kolor, nie wiadomo po co.
Karolina sprawia wrażenie bardzo zdenerwowanej. Ledwie siada przy stoliku, a już zapala papierosa. Nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]