[ Pobierz całość w formacie PDF ]

resztę życia trupem, do tego jeszcze się nadaję&
 Mówię ci, zawróćcie. Słuchaj, może zróbmy tak: ja się stąd wymknę w nocy, a wyda się
to dopiero rano. Wtedy chyba nie będzie problemu.
 Ty jej jeszcze nie znasz!  prychnął Hordo.  Jestem pewien, że kazałaby nam gonić już
nie tyle skarb, ile ciebie, i zabiłaby każdego, kto by się jej sprzeciwił!
Klapa namiotu uniosła się i wyszła z niego Karela.
Twarzy prawie nie było widać spod kaptura długiej do pięt szkarłatnej peleryny.
Zdecydowanym krokiem podeszła do nich przez ciemny obóz. Tu i ówdzie ogniska rzucały
niesamowite błyski na skalną ścianę. Hordo wstał i wykonał ruch, jakby wycierał ręce w
ubranie.
 Mu& muszę jeszcze& Najlepszego, Conan.  Odszedł pospiesznie, nie patrząc w stronę
nadchodzącej kobiety.
Conan ujął w dłoń miecz i pochylił się nad klingą. Tępa nie była, ale nie było to jeszcze
ostrze brzytwy. Na kolczugach miecz tępił się bardzo szybko i jeśli od razu nie był naprawdę
ostry, wkrótce stawał się metalowym łomem. Kątem oka zobaczył brzeg czerwonej peleryny,
lecz nie podniósł wzroku.
 Dlaczego do mnie nie przyszedłeś?  zapytała ostro.
 Musiałem naostrzyć miecz.  Przejechał palcem po ostrzu, wstał i schował broń do
pochwy.
Szmaragdowe oczy rzucały spod kaptura wściekłe błyski. Conan patrzył na nią obojętnie.
 Kazałam ci do mnie przyjść. Mamy wiele do omówienia.
 Kazałaś? Chyba się pomyliłaś, Karelo. Nie jestem jednym z twoich wiernych psów.
Oddychała głośno.
 Zmiesz mi się przeciwstawiać?! Ech, gdybym wiedziała, że chcesz podważyć moje
miejsce w oddziale! Niech ci się nie zdaje, że skoro dzielisz ze mną łoże, to już&
 Karela, nie bądz śmieszna.  Olbrzymi barbarzyńca starał się panować nad sobą.  Nic
mi do twojej bandy. Komenderuj sobie nimi, ja się nie wtrącam. Ale rozkazuj im, a nie mnie.
 Dopóki idziesz z Czerwoną Sokolicą&
 Błąd. Idę z tobą i obok ciebie, tak jak ty idziesz ze mną i obok mnie. Nie mniej i nie
więcej.
 Nie przerywaj mi, ty kupo mięsa!  Jej głos niósł się ponad obozem i odbijał echem od
skalnych ścian.
Bandyci siedzący przy ogniskach odwrócili się ku nim. Nawet w ciemnościach Conan
zauważył, że Karela poczerwieniała. Zniżyła głos i dodała ostrym tonem:
 A ja sobie wyobrażałam, że jesteś mężczyzną, jakiego szukałam. Potężnym człowiekiem,
godnym towarzyszem Czerwonej Sokolicy! Niechaj Derketa porwie twoją duszę! Jesteś tylko
kieszonkowym złodziejem i niczym więcej!
Złapał w powietrzu jej wyciągniętą rękę, zanim zdołała uderzyć go w twarz. Mimo oporu
bez trudu utrzymał ją w dłoni. Szkarłatna peleryna rozchyliła się, ukazując nagie ciało.
 Mam niejasne wrażenie, że znowu złamałaś przysięgę. Czy aż tak lekceważysz swoją
boginię, że sądzisz, iż krzywoprzysięstwo ujdzie ci płazem?
Rudowłosa najwyrazniej zdała sobie sprawę, jak pysznej zabawy dostarczają jej bandzie.
Wolną ręką owinęła się peleryną.
 Puść mnie  zażądała zimno.  Nie powiem: proszę.
Conan rozluznił chwyt, lecz nie z powodu jej słów. Kiedy ona mu się wyrywała, włosy na
karku stanęły mu dęba. Znał już dobrze to niemiłe uczucie. Spojrzał na czarne niebo i na góry
wokół. Gwiazdy były ostro błyszczącymi punktami, księżyc jeszcze nie wzeszedł, góry
piętrzyły się wokół jak nieforemne cienie.
 Imhep Aton wciąż włóczy się za nami  oznajmił spokojnie.
 Pozwolę ci jeszcze na niejedno, Cymmeryjczyku  warknęła Karela, rozcierając obolały
nadgarstek  ale gdy będziemy sami. Nie w obecności& Co? Imhep Aton? Ten wcielony
wtedy, w nocy, wymienił to imię! To jest imię czarownika!
Conan skinął głową.
 To on mi mówił o medalionach. Dla niego miałem je ukraść. Gdyby wtedy, w nocy, nie
nasłał na mnie tego chłopaka, żeby mnie zabił, tobym mu je dostarczył. Wkrótce po ich
zdobyciu& Za cenę, na którą się umówiliśmy. Teraz nic już mu się ode mnie nie należy.
 Skąd wiesz, że to on cię obserwuje, a nie jakiś Kezankijczyk? Może masz uraz po tamtej
nocy czy coś podobnego?
 Wiem  odparł krótko.
 Ale&  Zamilkła.
Rozszerzonymi przerażeniem oczami, z odruchowo otwartymi ustami, w osłupieniu
patrzyła gdzieś poza niego.
Conan odwrócił się gwałtownie i niemal jednocześnie wyrwał miecz z pochwy i odbił nim w
bok oszczep tkwiący w rękach upiornej zjawy. Czerwone oczy błyszczały ogniście w ciemnej,
pokrytej łuską twarzy. Ze zbrojnej w ostre kły paszczy wydobywał się przenikliwy syk.
Jedynym ludzkim elementem straszliwej głowy był grzebieniasty hełm.
Barbarzyńca nie miał czasu na podziwianie nieproszonego gościa. Miecz, który odepchnął
oszczep, w drodze powrotnej rozpłatał korpus człekojaszczura. Upiór padł, brocząc czarną
krwią.
Ze wszystkich stron wokół obozu podniósł się grozny, krzyczący syk. W obliczu ataku wielu
dziesiątków koszmarnych stworów, wyłaniających się z mroku, bandyci zerwali się od ognisk
na równe nogi, bliscy paniki. Alwar stał w osłupieniu, z wytrzeszczonymi oczami, i wrzeszczał
przerazliwie, nie uchylając się przed godzącym w jego pierś oszczepem. Ciemnoskóry Pers
odwrócił się, by uciec, lecz potężny cios toporem, zadany szponiastą ręką, przeciął mu
kręgosłup. Bandyci, jak przerażone szczury, szukali dziur, w których mogliby się schronić.
 Do boju! Crom niechaj was przeklnie!  ryknął Conan.  Naprzód! Oni są śmiertelni!
Rzucił się w wir walki, szukając wzrokiem Kareli. Odnalazł ją w największej kotłowaninie,
walczącą jak rzadko który mężczyzna, przy czym zauważył, że bije się nie swoją szablą.
Zwinięta peleryna chroniła ją częściowo przed bronią jaszczurów. Miotała się po obozie z
rozwianymi włosami i z szablą ociekającą czarną krwią, siejąc śmierć niczym demon
ciemności.
 Walczcie, psy!  wrzasnęła!  Walczcie o swoje życie! Hordo z rykiem rzucił się za nią,
otrzymując cios w udo.
Uderzenie było zapewne wymierzone w jej plecy. Jednym sztychem przebił ohydnego
napastnika, a gdy ten padł, kapitan wyrwał sobie oszczep z uda i nie zważając na krew
ściekającą do butów  rzucił się w wir walki.
Przed barbarzyńcą wyrósł jak spod ziemi kolejny człekojaszczur, odwrócony do niego
plecami. Potwór starał się przebić oszczepem Aberiusa, który z wytrzeszczonymi oczami i
szeroko otwartymi do krzyku szczerbatymi ustami legł na ziemi. Conan wbił napastnikowi
miecz w plecy i szybko wyciągnął go z powrotem.
Potwór padł dokładnie na Aberiusa, który znowu zaczął wrzeszczeć i rozpaczliwie usiłował
zrzucić z siebie odrażającego trupa. Jego wzrok dobitnie wskazywał, że żałuje, iż nie jest to
trup Conana. W końcu wydobył się spod stwora, chwycił jego oszczep i w chwilę pózniej
stanął oko w oko z barbarzyńcą. Przez moment mierzyli się wzrokiem, potem Aberius
odwrócił się i ruszył do walki.
 Za Czerwoną Sokolicę!  ryknął.  Za Sokolicę!
 Crom!  krzyknął Conan i także włączył się do bitwy.  Crom i Bel!
Bitwa stała się dla niego czymś na kształt stale zmieniającego się koszmarnego snu, tak jak
to zwykle w takich wypadkach bywa. Obudził się w nim dziki, barbarzyński atawizm i nawet
potworne człekogady przed śmiercią dowiedziały się, czym jest strach, widząc jego zimne
oczy i słysząc szatański śmiech.
Trwało to tak długo, aż nie było już żywych istot, w których żyłach nie płynęłaby ludzka
krew.
Bojowy szał Conana zniknął. Rozejrzał się dookoła.
Gdzie nie spojrzał, wszędzie leżały pokryte łuską postacie. Niektóre jeszcze drgały w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl