[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Errola Flynna w tej wzorzystej szmacie, którą mi przyniosłeś.
- Manuel lubi kolory - powiedział Julio roztargnionym głosem. - Boże, chciałbym z
tobą pójść!
- Ktoś musi prowadzić samolot, nie myślę, żeby Kate była zadowolona, jeśli
zamieniłbyś cessnę w kamikaze.
- Chyba nie - powiedział Julio, otwierając drzwi do domku. - zaraz wrócę.
Obiecałem Kate, że jej coś wezmę.
71
- KaruzelÄ™?
-Tylko o to prosiła.
- Wiele dla niej znaczy - powiedział Beau, - Idz, przyniosę ją.
Julio zawahał się przez chwilę, patrzył na Beau, po czym wolno pokiwał głową .
- Dobrze. Zaczekam na ciebie na dole.
W małym pokoiku było niemal ciemno, ale Beau trafił do plecionej skrzyni dzięki
wrodzonej orientacji. Drżący promień słońca wpłynął do ciemnego pokoju, oświetlając
pozytywkę ulotnym światłem. Dumny łuk szyi jednorożca, bojownicza śmiałość
mitycznego centaura, zuchwała radość małego, nakrapianego kucyka. Tak wiele z Kate
zamknięte zostało w małej, cudacznej pozytywce. Tak wiele piękna, tak wiele odwagi,
tak wiele ...
Schylił się po karuzelę troskliwie, czując, jak coś ściska go w gardle. To był jedyny
skarb, jaki chciała ze sobą wziąć, tak powiedział Julio. Nie pozwoli jej wziąć tylko tego, a
jego zostawić. Musi się nauczyć, że teraz wszędzie, dokąd pójdzie, będzie go miała przy
sobie. Do diabła z dotrzymaniem słowa. Nie może pozwolić, by znów ładowała się w
takie niebezpieczeństwa. Nie wytrzyma oczekiwania na nią na "Searcherze". Da jej czas
najpózniej do dwunastej i pójdzie do gospody. Potem, niech go piekło pochłonie, jeśli
znów straci ją z oczu.
Włożył pozytywkę pod pachę i szybko ruszył w kierunku drzwi
ROZDZIAA ÓSMY
- Dobrze, a teraz powiedz mi, w jaki sposób udało ci się pozbyć strażników? -
spytał Daniel, kiedy przy rogu, przecznicę od gospody dogonił biegnącą Kate. - Byłem
cholernie szczęśliwy, kiedy zobaczyłem, jak otwierasz drzwi od pokoju, ale przyznaję, że
jestem teraz ciekaw.
Kate obejrzała się za siebie niespokojnie.
Kapitan powiedział czteroosobowej załodze, by podzieliła się na dwójki i szła za
nimi w pewnej odległości, nie budząc podejrzeń. Tak, byli tam.
- Och, to dzięki mojej przyjaciółce, Consuelo - rzekła z uśmiechem. - Miała w
apteczce środki uspokajające. Wsypałyśmy je do butelki wina i wysłałyśmy strażnikom z
pozdrowieniami od Desparda. - Wykrzywiła się. - Nie byłam pewna, czy zadziałają, miały
ponad dwa lata.
- Zadziałały - Daniel błysnął białymi zębami. - Kiedy wciągałem ich do pokoju, spali
jak noworodki. - Nagle przestał się uśmiechać. - Ale jeśli twój środek uspokajający był
stary, może nie działać zbyt długo. Miejmy nadzieję, że będziemy już daleko od
CasteIIano na "Searcherze", kiedy się ockną i ogłoszą alarm.
- Jesteśmy tylko o przecznicę od doku, w którym zacumowany jest statek -
powiedziała Kate. Szli teraz szybko i znów znalezli się w cieniu.
72
- Czy myślisz, że już mogę bezpiecznie zdjąć z siebie to wszystko?
- Więc to jest przebranie? - Wesoły uśmieszek pojawił się na jego ustach, kiedy
zmierzył wzrokiem Kate od błyszczącego, czerwonego hełmu do zbyt obszernej, białej,
płóciennej kurtki, która sięgała jej niemal do kolan. - Tak myślałem, że to raczej dziwnie
wygląda. Coś pomiędzy najezdzcą z Marsa a reklamą Pułkownika Sandersa.
- Pułkownika Sandersa? - Zmarszczyła czoło, po czym wzruszając ramionami,
szybko odrzuciła tę myśl. - Być może dziwnie wyglądam, ale nikt mnie nie pozna. Kto
podejrzewałby kogoś w takim stroju o poważny szwindel?
- Masz rację - rzekł ubawiony Daniel. - Nikt nie może cię oskarżyć, że sobie nie
radzisz. - Nagle się zaśmiał. - Boże, chciałbym, żeby Clancy Donahue mógł cię
zobaczyć. Jesteś najdziwniejszym działającym w ukryciu przestępcą.
- To by mu się nie podobało?
- Tego nie powiedziałem - odparł Daniel. - On podziwia skuteczność, nieważne w
jakim przebraniu, a tego z pewnością ci nie brakuje.
- Miałam szczęście - powiedziała poważnie Kate.
- Tak, miałaś - zgodził się Daniel. - Chyba ci się to często zdarza, prawda? Zresztą
tak samo jest z Beau. Widziałem, jak odstawiał niezłe i przedziwne numery
akrobatyczne. - Spojrzał na nią. Gdzie jest Beau?
Odwróciła pospiesznie wzrok.
- W drodze do Santa Isabella - odparła niefrasobliwie. - To moja wina, że was
złapali i to mój obowiązek, by was uwolnić. Postanowiłam go w to nie mieszać.
Daniel cicho zagwizdał.
- Czy mam rozumieć, że robisz to bez wiedzy Beau? Zdziwiło mnie trochę, że nie
krąży nad tobą jako smok-strażnik. - Pokręcił z niedowierzaniem głową. - Nie mogę
uwierzyć, że odleciał w nieznane i zostawił cię na pastwę losu.
- Dlaczego nie? - powiedziała, nie patrząc na niego. - W końcu nie ma wobec mnie
żadnych zobowiązań.
- Może bym w to uwierzył, gdybym nie widział tego faceta, jak skakał za tobą i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]