[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czym - zarumieniona jak piwonia - utkwiła wzrok w talerzu. Drew rzucił
Lingate'owi spojrzenie mroczne, przekazujące dobitnie, że niezależnie
od tego, jakie są zamiary Lingate'a wobec panny Wardlow, powinien ich
natychmiast poniechać, jeśli jest człowiekiem rozsądnym. W co zresztą
Drew wątpił. Mężczyzni pokroju Lingate'a zwykle byli pewni, że cały
świat podziela ich opinię o nich samych, naturalnie, jak najlepszą.
Znaczące spojrzenie, jakie Lingate rzucił Charity, nie dawało Drew
spokoju. Czyżby ten dandys rzeczywiście zamierzał oświadczyć się
Charity, choć wie, że ona nie posiada żadnego majątku? Czyżby
zdecydował, że jej pozycja w towarzystwie rekompensuje jej ubóstwo?
Proszę, proszę, na jakie to daleko idące ustępstwo zdecydował się
szanowny pan Lingate! Ale to i tak na nic. Julius Lingate nie dostanie
Charity, bo jest ktoś, kto na to nie pozwoli. A tym kimś jest Andrew
MacGregor. Przez chwilę Drew rozważał możliwość wypchnięcia tego
pewnego siebie londyńskiego dandysa z sań podczas przejażdżki
następnego dnia. Ale chyba nie był to najlepszy pomysł. Za długo by
trzeba było z tym czekać...
Kiedy orkiestra na balkonie w sali balowej wydawała pierwsze tony,
Charity była cała jak w gorączce. Bez przerwy rozglądała się dookoła z
55
RS
nadzieją, że Julius czatuje gdzieś w pobliżu i zaraz ukłoni się przed nią, i
poprosi do tańca. Niestety, Julius wyprowadzał właśnie na środek sali
balowej pannę Laurę Tuxbury. Trudno, Charity musi wykazać się większą
cierpliwością...
Jej nerwy napięte były jak postronki. On przecież przy stole omal nie
zdradził się ze swymi zamiarami. Jego spojrzenie mówiło wszystko! A
spojrzenie sir Andrew... Nagle przed oczami Charity pojawił się Drew
MacGregor w tym właśnie momencie. Ponury jak chmura gradowa...
Całe radosne zniecierpliwienie Charity znikło, zastąpiło je wielkie
zakłopotanie. Bo i co to właściwie jest, to coś, co jest między Charity a
tym Szkotem? Odkąd sięgała pamięcią, zawsze był Julius. Wydawało się,
że pragnęła go przez całe życie, a tak naprawdę, to od pięciu lat. W tym
czasie żaden inny mężczyzna nie zaprzątał jej myśli. A tu nagle los chciał,
żeby w korytarzu we dworze Wyecliffe natknęła się przypadkiem na
prowokującego Szkota o ogorzałej twarzy. I przy tym nieobliczalnym
Szkocie zapominała o wszystkim...
Mimo że ów Szkot był nie do wytrzymania. Arogancki, rozpuszczony
jak dziadowski bicz i drażnił ją niepomiernie. Na pewno był
rozpustnikiem, na pewno. I to jakim! Są na to dowody. Przecież to on
potrafił sprawić, że jej serce trzepotało, krew wrzała w żyłach, a w
głowie kręciło się rozkosznie.
Tak. Ale to nie było coś, co pasowało do małżeństwa. Dobre
małżeństwo mogą stworzyć dwie osoby o podobnym pochodzeniu i
sumie doświadczeń. W towarzystwie tej drugiej osoby powinno się czuć
przede wszystkim swojsko i wygodnie. Oboje powinni pragnąć od życia
tego samego, żyć zgodnie, bezpiecznie i rozsądnie. Charity zamknęła
oczy, próbując wyobrazić sobie siebie jako żonę Juliusa Lingate'a. Jak
prowadzi ich londyński dom, jak oczekuje narodzin dziecka...
A może... Och, nie! To po prostu niemożliwe! W jej uczuciach do
Drew MacGregora absolutnie brak jest rozsądku, nie ma w nich niczego
bezpiecznego, swojskiego, wygodnego. Skąd taki pomysł mógł w ogóle
przyjść jej do głowy? Chyba oszalała...
Nagle drgnęła, słysząc tuż nad uchem niski, kpiący głos.
56
RS
- Wygląda pani uroczo, panno Wardlow, i tak słodko zamyślona...
Czy wolno żywić mi nadzieję, że myślała pani o mnie?
- Nadzieję zawsze wolno panu mieć, sir Andrew - mruknęła,
rozglądając się dyskretnie, czy nikt ich nie podsłuchuje.
Uśmiechnął się.
- Wspaniale. Czy wolno mi mieć również nadzieję na taniec z panią?
Nie czekając na odpowiedz, jakby odmowa w ogóle nie wchodziła w
grę, ujął ją za rękę i wyprowadził na środek sali balowej. Objął ją i razem
wtopili się w słodkie dzwięki walca. Kołysali się, wirowali, zgodnie i
lekko. I tak samo lekko i melodyjnie zrobiło się nagle na duszy Charity. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl