[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wającego się w gęstwinę leśną; natychmiast zerwał się od stołu, po-
chwycił oszczep i popędził za nim, atakując go zuchwale sam jeden,
nawet bez psa. A gdy zbliżył się do bestii leśnej i już cios chciał wy-
mierzyć w jej szyję, z przeciwka nadbiegł pewien jego rycerz, który
powstrzymał jego ramię, wzniesione do ciosu, i chciał mu odebrać
oszczep. Wtedy to Bolesław, uniesiony gniewem oraz męstwem, sam
zwycięsko stoczył w cudowny sposób podwójny pojedynek: z czło-
wiekiem i ze zwierzem. Albowiem i owemu [rycerzowi] oszczep
56
wyrwaÅ‚ i dzika zabiÅ‚. Ów zaÅ› potem zapytany, dlaczego to uczyniÅ‚,
wyznał, że sam nie wiedział, co robi; z tego powodu jednak przez
długi czas pozbawiony był jego łaski. Chłopiec zaś powrócił stamtąd
zmęczony i ledwo [wreszcie] odzyskał siły [długo] wachlowany.
[12]
Nie zamilczę też o innym jego dziecięcym czynie, podobnym do
poprzedniego, choć wiem, że rywalom nie we wszystkim będę się
podobał. Tenże chłopiec, wędrując z kilku towarzyszami po lesie,
zatrzymał się przypadkiem na nieco wzniesionym miejscu i spoglą-
dając w dół tu i ówdzie, zobaczył, jak olbrzymi niedzwiedz zabawiał
się z niedzwiedzicą. Ujrzawszy to, natychmiast kazał się innym za-
trzymać, a sam zjechał na równinę i bez trwogi zbliżył się na koniu do
krwiożerczych bestyj; kiedy zaś niedzwiedz zwrócił się przeciw nie-
mu z podniesionymi łapami, przebił go oszczepem. Czyn ten w wielki
podziw wprawił obecnych tam, a tym, którzy nie widzieli, należało o
tym opowiedzieć ze względu na tak niezwykłą odwagę chłopca.
[13]
Tymczasem Bolesław, Marsowe chłopię, wzrastał w siły i lata, i
nie oddawał się próżnemu zbytkowi, jak to zwykli czynić chłopcy w
jego wieku, lecz gdziekolwiek zasłyszał, że wróg grabi, tam natych-
miast spieszył z rówieśnymi młodzieńcami, a częstokroć potajemnie z
nieliczną garstką zapędzał się do kraju nieprzyjacielskiego i spaliwszy
wsie przyprowadzał jeńców i łupy. Już bowiem wiekiem chłopię, lecz
zacnością starzec, dzierżył księstwo wrocławskie, a jeszcze przecież
nie uzyskał godności rycerza. A że w myśl ogólnych nadziei zapowia-
dał się na młodzieńca wybitnych zdolności i już widoczne były w nim
zadatki wielkiej sławy rycerskiej, kochali go wszyscy możni, ponie-
waż dopatrywali się w nim kogoś wielkiego w przyszłości.
57
[14]
Tenże chłopczyna, z Marsowego zrodzon rodu, pewnego razu wy-
ruszył na Pomorze, gdzie już wyrazniej objawił sławę swego imienia.
Albowiem takimi siłami obiegł gród Międzyrzecze i z taką gwałtow-
nością doń szturmował, że w kilku dniach zmusił jego załogę do pod-
dania się. Tam też cześnik Wojsław taki znak męstwa zyskał na gło-
wie, że zaledwie uratował go umiejętny zabieg lekarski, polegający na
wyciągnięciu kości.
[15]
Wróciwszy stamtąd niezmordowany chłopiec dał nieco wytchnie-
nia rycerstwu, lecz zaraz powiódł ich tamże z powrotem. A pragnąc
ujarzmić kraj barbarzyńców, nie dbał o to, by najpierw łupy zbierać i
wzniecać pożary, lecz przemyśliwał nad zajęciem ich warowni i miast
lub nad ich zniszczeniem. Wkroczył więc pospiesznie z zamiarem
oblężenia pewnego, wcale znamienitego i warownego grodu, który
jednak nie oparł się jego pierwszemu szturmowi. Uprowadził też
stamtąd mnogie łupy i jeńców, a z wojownikami postąpił wedle prawa
wojennego. A im więcej zasługiwał sobie na miłość, tym większą
ściągnął na siebie zawiść i wywołał zasadzki przeciwników [obliczo-
ne] na jego zgubÄ™.
[16]
Tymczasem bowiem Sieciech wiele, jak mówią, obydwu chłop-
com gotował zasadzek i przy pomocy wielu intryg starał się odwrócić
serce ojcowskie od miłości ku synom. Także w grodach należących do
działu każdego z nich ustanawiał komesów i przystawów ze swego
albo z niższego rodu, którym [młodzi książęta] mieli rozkazywać - i
nakłaniał ich z przewrotną chytrością, by nie wypełniali tych rozka-
zów. O ile jednak w stosunku do obydwu braci był niebezpiecznym
spiskowcem, to bardziej obawiał się Bolesława, prawowitego syna, o
energicznym usposobieniu, który mógł na jego nieszczęście panować
58
po ojcu. Bracia zaś zaprzysięgli sobie nawzajem i ustalili znak pomię-
dzy sobą, że na wypadek, gdyby Sieciech gotował któremu z nich
zasadzkę, to jeden drugiemu bez najmniejszej zwłoki pospieszy na
pomoc ze wszystkimi swymi siłami.
Zdarzyło się zaś, że książę Władysław - nie wiem, czy podstępnie,
czy zgodnie z prawdą - zawiadomił syna Bolesława, iż od wywiadow-
ców dowiedział się, że Czesi mają zamiar wkroczyć do Polski na
łupiestwo, że więc wobec tego winien on [Bolesław] jak najszybciej
udać się na wskazane miejsce i przywołać na pomoc komesów swego
księstwa, których mianował Sieciech i w których chłopiec bynajmniej
nie pokładał zaufania. Chłopiec zaś, nie podejrzewając podstępu w
nakazach ojcowskich, wyruszył wraz ze swymi przybocznymi towa-
rzyszami na wyznaczone miejsce szybko i bez wahania; lecz komes
Wojsław, którego opiece był oddany, nie wybrał się z nim razem.
Wobec tego [owi przyboczni] szeptali jeden do drugiego nawzajem,
upatrując w tym [widomy] znak zdrady i mówili:
"Kryje się w tym jakieś niebezpieczeństwo dla ciebie, że ojciec
twój kazał ci udać się na to pustkowie, a na pomoc wezwać powierni-
ków i krewnych Sieciecha, czyhających na twe życie. Wiemy bowiem
z całą pewnością, że Sieciech dąży wszelkimi sposobami do wygubie-
nia całego twojego rodu, a najbardziej ciebie, jako dziedzica króle-
stwa, by sam mógł uchwycić we własne ręce i zatrzymać całą Polskę.
A nadto jeszcze komes Wojsław, którego pieczy jesteśmy powierzeni,
a który jest krewniakiem Sieciecha, z pewnością przybyłby tu razem z
nami, gdyby nie wiedział z góry, że tu jakiś podstęp nam gotują. Wo-
bec tego należy jak najszybciej znalezć jakąś radę, aby uniknąć tego
grożącego nam niebezpieczeństwa". Na te słowa gwałtowny lęk ogar-
nął małego Bolesława i cały zalał się potem i kroplistymi łzami. Po-
wziąwszy zatem wcale odpowiednie postanowienie, z młodzieńczym
pośpiechem posłali czym prędzej [gońca] z umówionym znakiem do
Zbigniewa, by co rychlej ze swoimi podążył im na pomoc, sami zaś
natychmiast powrócili do miasta Wrocławia, by wróg podstępnie nie
zdołał go uchwycić.
Po powrocie do Wrocławia młody Bolesław zwołał najpierw co
przedniejszych i starszych z grodu, a następnie cały lud na wiec, i tam
59
[ Pobierz całość w formacie PDF ]