[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiadł przy wysławionym na chodniku stoliku pobliskiej restauracji. Mógł stąd wygodnie
obserwować podjazd i wejście do hotelu. Sam nie wiedział, po co to robi. Przed hotel zajechał
właśnie olbrzymi czarny buick. Wysiadł z niego poważnie wyglądający facet. Jedynym nie pasującym
do niego szczegółem garderoby był słomkowy kapelusik włożony figlarnie na tył głowy. Z hotelu
wyskoczyło dwóch portierów. Jednemu gruby rzucił kluczyki, a drugi wyjął mu z ręki czarną
walizeczkę.
- Czym mogę służyć? - Nie zauważył nawet, kiedy przy stoliku pojawił się kelner.
Zamówił porcję frytek i szklankę wina. Jadł wyszukując jednocześnie w słowniku interesujące
go zwroty. Przed hotelem zatrzymał się autokar z grupą starych kobiet w fantazyjnych kapeluszach.
Paweł zapłacił i wyszedł. Przy wyjściu zrobił się mały tłoczek. Obsługa zwijała się wnosząc ciężkie
walizy. Chudy, przypominający karawaniarza recepcjonista rozmawiał właśnie uniżenie z facetem w
kapelusiku. Paweł kazał się zawiezć windziarzowi na piąte piętro. Korytarz hotelowy był długi,
wyłożony czerwonym dywanem, dokładnie wyciszającym wszystkie kroki. Paweł przeszedł wolno
przez cały korytarz i doszedł do pokoju obsługi piętra. Zawahał się trochę, lecz w następnej chwili
szybko bez pukania nacisnął klamkę. Rozebrana pokojówka wkładała akurat czerwony fartuch. Chciał
się wycofać, lecz spojrzała na niego wyczekująco.
- Sorry - powiedział robiąc jednocześnie ramionami gest mający znamiona zakłopotania.
Pokojówka kończyła zakładanie fartucha na zwolnionych obrotach. - Jestem prywatnym detektywem.
Przyjechałem z Londynu. - Nigdy jeszcze Paweł nie wygadywał podobnych bzdur, na dodatek z
angielskim akcentem. - Przysłał mnie do pani facet z dołu. Chodzi mi o dziewczynę, która wypadła z
okna na tym piętrze. Ma mi pani coś powiedzieć na ten temat.
Przyjrzała mu się badawczo, lecz widocznie oglądała często telewizję i czytała komiksy, bo
zrobiła rozanieloną minę i spytała;
- Pan ze Scotland Yardu?
- Pracuję prywatnie. Więc jak to było?
- Dlaczego przysłał pana do mnie? Przecież to nie było na mojej zmianie. Dyżurowała wtedy
Francoise. Ja nic nie wiem.
- Ależ wie pani co się mówiło o tym morderstwie między pracownikami hotelu.
- Dlaczego pan mówi  morderstwo ? Ona sama wyskoczyła z tego okna.
- Taka była wersja policji?
- Policja nigdy nikomu nic nie mówi. Ale w tym czasie nikt jej nie odwiedzał, a pokój był
zamknięty od wewnątrz.
- Zwietnie, ale wystarczyło mieć klucz dorobiony wcześniej, na przykład mógł to zrobić ktoś,
kto mieszkał już w tym pokoju.
- Nie myślałam o tym - przyznała robiąc jeszcze bardziej rozanieloną minę. - Muszę o tym
powiedzieć Francoise.
- Kiedy ona przyjdzie?
- Nieprędko. Jest na urlopie. Ja nawet nie wiem, gdzie ona mieszka. Ale powie to panu szef na
dole. Z niego równy facet, chętnie pracuje z policją. On panu pomoże.
- Dziękuję za informację. Myślę, że się jeszcze zobaczymy. Jak pani na imię?
- Marie. Pracę kończę dopiero o dziesiątej wieczorem - powiedziała szybko, uprzedzając
następne pytanie.
Uśmiechała się wdzięcznie do tego sympatycznego cudzoziemca, który jednak w niczym nie
przypominał detektywów z nadawanych wieczorem filmów.
Paweł nie zjeżdżał teraz windą, lecz wolno schodził po schodach. Zastanawiał się, co robić
dalej. W recepcji nie było już teraz dużo ludzi. Wyczekał chwilę, kiedy najstarszy recepcjonista
zaczął interesować się gazetą, i podszedł do niego. Gazeta błyskawicznie zniknęła pod kontuarem i
recepcjonista wyprostowany patrzył na niego wyczekująco.
- Może mi pan poświecić chwilę czasu?
Recepcjonista przybrał bardzo swobodną pozę, szacując Pawła wzrokiem. Lustracja widać nie
wypadła najgorzej, bo skinął głową na znak, że słucha.
- Jestem adwokatem rodziny tragicznie zmarłej w tym hotelu dziewczyny - widział, że tamtemu
zaczyna drgać nerw koło oka. - Chodzi o sprawy spadkowe. Czy mógłby mi pan udzielić kilku
informacji, a takie podać adres pokojówki, która miała dyżur w czasie tego wypadku?
Tamten przełknął ślinę i patrząc prosto w twarz Pawła powiedział:
- Co do informacji i adresu, to nie mogę ich panu udzielić, bo pracuję tu od niedawna. Ale jeżeli
bardzo panu zależy, to poproszę mojego zwierzchnika, a on być może wszystko panu opowie.
- Będę panu zobowiązany.
- Proszę zaczekać. Zaraz poślę boya.
- Zaczekam w restauracji.
- Jak pan sobie życzy - powiedział bardzo grzecznie recepcjonista.
Paweł przeszedł przez salę i pchnął drzwi prowadzące do hotelowej restauracji. Zrobił kilka
kroków w stronę stolika i spokojnie zawrócił. Przez szklaną taflę drzwi widział pochyloną postać
recepcjonisty, który zasłaniając ręką usta mówił coś do słuchawki. Paweł uśmiechnął się.
Restauracja miała wejście także z ulicy. Po dziesięciu minutach spędzonych w małej trafice,
oddalonej o dwa domy od hotelu, zauważył podjeżdżającego szybko pod hotel citroena DS. Dwaj
barczyści faceci, którzy z niego wyszli i szybko weszli do hotelu, mogli mieć tylko jeden zawód.
W małej salce restauracji  Cochon de Lait Paweł bez trudu dostrzegł siedzącego przy
sześcioosobowym stoliku Salskiego i jego gości. Na jego widok Salski wstał i krzyknął na całą salę:
- Witaj, stary! Zwietnie, że przyszedłeś. Pozwolą państwo, że im przedstawię przyjaciela z ławy
szkolnej Pawła Werta. Nie mogliśmy się nigdy spotkać w Polsce i udało się to dopiero na tutejszym
dworcu. Pawle, to moje nowe koleżanki i współpracownice: pani Obuchowicz i Szymańska. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl