[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Potworny ból eksplodował mu nagle w piersi, za mostkiem. Gdzieś na bagnach, daleko, ale znacznie bliżej
niż poprzednio, beann'shie zaskowyczała dziko po raz trzeci.
- Jeśli istniejecie, miejcie w opiece wiedzminkę na szlaku!
76
- Mam wielkie ślepia, by cię dobrze widzieć! - zawrzasnęło żelazne wilczysko. - Mam wielkie łapy, by cię
nimi chwycie i objąć! Wszystko mam wielkie, wszystko, zaraz się o tym przekonasz dowodnie. Czemu tak
dziwnie mi się przypatrujesz, mała dziewczynko? Czemu nie odpowiadasz?
Wiedzminka uśmiechnęła się.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
Flourens Delannoy,
Niespodzianka, z tomu Bajki i klechdy
ROZDZIAA JEDENASTY
Adeptki stały przed arcykapłanką nieruchomo, wyprężone jak struny, spięte, nieme, pobladłe lekko. Były
gotowe do drogi, przygotowane w najdrobniejszych detalach. Męskie, szare podróżne stroje, ciepłe, ale nie
ograniczające ruchów kożuszki, wygodne elfie buty. Włosy ostrzyżone tak, by łatwo było je utrzymać w
ładzie i czystości w obozach i podczas przemarszów, by nie zawadzały w pracy. Spakowane tobołki,
malutkie, zawierające tylko żywność na drogę i niezbędne wyposażenie. Resztę miała dać im armia. Armia,
do której się zaciągnęły.
Twarze obu dziewcząt były spokojne. Pozornie. Triss Merigold widziała, że obydwóm leciutko drżą dłonie i
wargi.
Wiatr szarpnął gołymi gałęziami drzew świątynnego parku, popędził po płytach dziedzińca zbutwiałe liście.
Niebo było granatowe. Znieżyca wisiała w powietrzu. Czuło się ją.
Nenneke przerwała milczenie.
- Macie już przydział?
- Ja nie - bąknęła Eumeid. - Na razie będę na hibernie w obozie pod Wyzimą. Komisarz od werbunku mówił,
że wiosną staną tam oddziały kondotierów z północy... Mam być felczerką w którymś z tych oddziałów.
- A ja - uśmiechnęła się blado Iola Druga - mam już przydział. Do chirurgii polowej, do pana Milo
Vanderbecka.
- %7łebyście mi tylko wstydu nie przyniosły - Nenneke obdarzyła obie adeptki groznym spojrzeniem. -
%7łebyście nie zhańbiły mnie, świątyni i imienia Wielkiej Melitele.
- Na pewno nie, matko.
- I uważać mi na siebie.
- Tak, matko.
- Będziecie przy rannych padać z nóg, nie zaznacie snu. Będziecie się bać, będziecie wątpić, patrząc na ból i
śmierć. A wtedy łatwo się sięga po narkotyk albo środek podniecający. Ostrożnie z tym.
- Wiemy, matko.
- Wojna, strach, mord i krew - arcykapłanka przewierciła obie wzrokiem - to także rozluznienie obyczajów, a
dla niektórych nadto silny afrodyzjak. Jak na was zadziała, smarkule, w tej chwili nie wiecie i wiedzieć nie
możecie. Proszę uważać mi i z tym. Jeśli zaś już dojdzie co do czego, brać środki zapobiegawcze. Gdyby
mimo tego któraś wpadła w kłopoty, wtedy z daleka od pokątnych znachorów i wsiowych babek! Poszukać
świątyni, a najlepiej czarodziejki.
- Wiemy, matko.
- To wszystko. Teraz możecie podejść po błogosławieństwo.
Kolejno kładła im dłonie na głowach, kolejno obejmowała i całowała. Eurneid pociągała nosem, Iola Druga
zwyczajnie rozbeczała się. Nenneke, choć samej nieco bardziej niż zwykle błyszczało oko, parsknęła.
- Bez scen, bez scen - powiedziała na pozór gniewnie i ostro. - Idziecie na zwyczajną wojnę. Stamtąd się
wraca. Brać manatki i do widzenia.
- Do widzenia, matko.
Szły szparko ku bramie świątynnej, nie oglądały się. Odprowadzali je wzrokiem - arcykapłanka Nenneke,
czarodziejka Triss Merigold i pisarczyk Jarre.
Ten ostatni natrętnym pochrząkiwaniem zwrócił na siebie uwagę.
- O co chodzi? - Nenneke pokosiła na niego oczy.
- Im zezwoliłaś! - wybuchnął z goryczą chłopiec. - Im, dziewczynom, zezwoliłaś się zaciągnąć! A ja?
Dlaczego mnie nie wolno? Mam nadal przewracać zakurzone pergaminy, tu, za tymi murami? Nie jestem
77
kaleką ani tchórzem! To srom dla mnie, siedzieć w świątyni, gdy nawet dziewczyny...
- Te dziewczyny - przerwała arcykapłanka - całe swoje młode życie uczyły się leczenia i uzdrawiania, opieki
nad chorymi i rannymi. Idą na wojnę nie z patriotyzmu czy z żądzy przygód, lecz dlatego, że tam bez liku
będzie rannych i chorych. Huk roboty, dniem i nocą! Eumeid i Iola, Myrrha, Katje, Prune, Debora i inne
dziewczęta to wkład świątyni w tę wojnę. Zwiątynia, jako część społeczności, spłaca społeczności dług. Daje
armii i wojnie swój wkład: fachowe specjalistki. Rozumiesz to, Jarre? Specjalistki! Nie mięso na rzez!
- Wszyscy wstępują do wojska! Tylko tchórze zostają w domu!
- Opowiadasz głupstwa, Jarre - powiedziała ostro Triss.
- Niczego nie zrozumiałeś.
- Ja chcę iść na wojnę... - głos chłopca załamał się. - Chcę ratować... Ciri...
- Proszę - powiedziała drwiąco Nenneke. - Błędny rycerz chce ruszyć na ratunek damie swego serca. Na
białym koniu...
Zamilkła pod spojrzeniem czarodziejki.
- Dosyć mi zresztą o tym, Jarre - zgromiła chłopca spojrzeniem. - Powiedziałam, nie pozwalam! Wracaj do
ksiąg! Ucz się. Twoja przyszłość to nauka. Chodz, Triss. Nie trwońmy czasu.
Na rozłożonym przed ołtarzem płótnie leżały kościany grzebień, tani pierścionek, książka w podniszczonej
oprawie, sprana błękitna szarfa. Schylona nad przedmiotami klęczała Iola Pierwsza, kapłanka o wieszczych
zdolnościach.
- Nie spiesz się, Iola - uprzedziła stojąca obok Nenneke. - Koncentruj się powoli. Nie chcemy błyskotliwego
proroctwa, nie chcemy enigmy o tysiącu rozwiązań. Chcemy obrazu. Jasnego obrazu. Wez aurę z tych
przedmiotów, one należały do Ciri, Ciri ich dotykała. Wez aurę. Powoli. Nie ma pośpiechu.
Na zewnątrz wyła wichura i kłębiła się kurniawa. Dachy i podwórzec świątyni szybko pokrywał śnieg.
Był dziewiętnasty dzień listopada. Pełnia księżyca.
- Jestem gotowa, matko - powiedziała swym melodyjnym głosem Iola Pierwsza.
- Zaczynaj.
- Jedną chwilę - Triss podniosła się z ławy jak pchnięta sprężyną, zrzuciła z ramion futro z szynszyli. - Jedną
chwilę, Nenneke. Chcę wejść w trans razem z nią.
- To nie jest bezpieczne.
- Wiem. Ale ja chcę widzieć. Własnymi oczyma. Jestem jej to winna. Ciri... Ja tę dziewczynę kocham jak
młodszą siostrę. W Kaedwen uratowała mi życie, sama ryzykując głową...
Głos czarodziejki załamał się nagle.
- Zupełnie jak Jarre - pokręciła głową arcykapłanka. - Biec na ratunek, na oślep, na złamanie karku, nie
wiedząc dokąd i po co. Ale Jarre to naiwny chłopaczek, ty jesteś dojrzałą i mądrą jakoby magiczką.
Powinnaś wiedzieć, że wchodząc w trans nie pomożesz Ciri. A sobie możesz zaszkodzić.
- Chcę wejść w trans razem z Iolą - powtórzyła Triss, gryząc wargi. - Pozwól mi, Nenneke. Zresztą, czym
ryzykuję? Atakiem epilepsji? Nawet gdyby, wyciągniesz mnie z tego przecież.
- Ryzykujesz - powiedziała wolno Nenneke - że zobaczysz to, czego nie powinnaś widzieć.
Wzgórze, pomyślała z przerażeniem Triss, wzgórze Sodden. Na którym kiedyś umarłam. Na którym mnie
pochowano i wykuto moje imię na nagrobnym obelisku. Wzgórze i grób, które kiedyś upomną się o mnie.
Wiem to. Już mi to kiedyś wyprorokowano.
- Ja już podjęłam decyzję - powiedziała zimno i wyniośle, wstając i oburącz odrzucając na kark swoje piękne
włosy. - Zaczynajmy.
Nenneke uklękła, oparła czoło o złożone razem dłonie.
- Zaczynajmy - powiedziała cicho. - Przygotuj się, Iola. Klęknij obok mnie, Triss. Wez Iolę za rękę.
Na zewnątrz była noc. Wyła wieją, sypało śniegiem.
Na Południu, hen za górami Amell, w Metinnie, w krainie zwanej Stojeziory, w miejscu oddalonym od
miasta Ellander i świątyni Melitele o pięćset mil lotem wrony, koszmar senny gwałtownie zbudził rybaka
Gostę. Przebudzony Gosta za nic nie mógł przypomnieć sobie treści snu, ale dziwny niepokój długo nie
pozwalał mu usnąć.
*****
Każdy znający swe rzemiosło rybak wie, że jeśli łowić okonia, to tylko na pierwszym lodzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl