[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rześka, jakby właściwie nic się nie stało. Ale dopiero po tygodniu
lekarze orzekli, że mogą puścić ją do domu.
Przez ten tydzień przewinęli się przez jej pokój prawie wszyscy
znajomi i przyjaciele. Każdy bez wyjątku przychodził z kwiatami i
drzwi praktycznie się nie zamykały. W rezultacie pomiędzy Dianą a
Reece'em nie doszło do rozmowy sam na sam, której każde z nich w
tym samym stopniu pragnęło, co się obawiało. Ale dzisiejszy dzień
miał być rozstrzygający. Dziś Diana opuszczała szpital i wracała do
normalnego życia. Pozostawało tylko kwestią otwartą, czy będzie to
nowe życie.
Reece zjawił się punktualnie. Powitała go ubrana w zielony
żakiet i długą kwiecistą spódnicę w kolorach jesieni. Wyglądała tak
pięknie, że nawet plaster na jej czole zdawał się ją zdobić.
Czuła się jak jagnię przeznaczone na ofiarę. Wszystko było w
rękach Reece'a. Gotowa była podporządkować się każdej jego decyzji.
Przewidywała najgorsze. Nie przewidziała jednak jednego. Tego, że
kiedy zajadą pod jej dom, będzie tam na nich oczekiwała Janette.
152
anula
ous
l
a
and
c
s
Sądząc z buntowniczego wyrazu jej twarzy, nie przyszła tu
dobrowolnie.
- Za dwie godziny mam samolot! - wykrzyknęła na ich widok z
irytacją. - Załatwmy to więc jak najszybciej.
- Zostaniesz z nami tak długo, jak długo będzie to konieczne -
rzekł Reece lodowatym głosem, zamykając samochód i biorąc Dianę
pod ramię.
Po chwili byli już w mieszkaniu. Mieszkaniu wyjątkowo
pustym, gdyż Puddle nie wrócił jeszcze od Rogera.
Diana poczuła, że musi usiąść. Siły, które mobilizowała od
samego rana, nagle ją opuściły. Próbowała odgadnąć powody, dla
których Reece zmusił Janette do przyjścia tutaj i natrafiała
niezmiennie na kompletną pustkę w głowie.
- Przejdzcie do salonu, a ja zrobię kawę - powiedział Reece.
- Nie mam czasu na kawę - zaoponowała Janette. Reece nawet
nie raczył odpowiedzieć. Zniknął w kuchni, one zaś przeszły dalej i
usiadły w fotelach,
Diana odchyliła głowę na oparcie i na chwilę zamknęła oczy.
Poskutkowało. Poczucie, że znajduje się na pokładzie statku
miotanego burzą, minęło.
- Arogancki bękart! - ni stąd, ni zowąd parsknęła Janette. Wyjęła
kosmetyczkę i poprawiła makijaż. - Wiesz, Marco w końcu spuścił z
tonu i rozwodzi się ze mną bez...
- Marco rozwodzi się z tobą? Sądziłam, że rozwód ma nastąpić z
twojej inicjatywy.
153
anula
ous
l
a
and
c
s
Janette niespokojnie poruszyła się.
- A co za różnica, kto się z kim rozwodzi. Efekt w obu
wypadkach jest ten sam.
Diana wzruszyła ramionami.
- Masz rację. Tylko po prostu myślałam...
- Marco; zdecydował, że musi cokolwiek się odmłodzić. Znalazł
więc nową kandydatkę do swego małżeńskiego łoża.
Dwudziestotrzyletnią dziewczynę z Teksasu, której tatuś siedzi na
milionach. Już dawno zauważyłam, że zaczynają pociągać go coraz
młodsze kobiety, a nawet dziewczyny. Ty byłaś tego najlepszym
przykładem.
- Zawsze dotąd twierdziłaś, że uważasz moją wersję o
usiłowaniu gwałtu za wyssaną z palca.
Janette jakoś smętnie uśmiechnęła się i rozejrzała po pokoju.
- Gdyby Reece nie zmusił mnie do przyjścia tutaj, byłabym w tej
chwili na lotnisku.
Zmieniając temat, Janette tym razem niedwuznacznie przyznała
się do winy. Wszedł Reece.
- I dobrze wiesz, dlaczego cię zmusiłem - powiedział, stawiając
tacę z kawą na stoliku.
Janette gwałtownym ruchem odrzuciła głowę. Siedziała teraz w
pozycji zaczepno- obronnej.
- Kiedy ty wreszcie przestaniesz mnie oskarżać?
- A jak sądzisz? - odparł Reece głosem mrożącym krew w
żyłach.
154
anula
ous
l
a
and
c
s
Janette zbladła. Dawało się to zauważyć nawet pomimo jej
opalenizny.
- Przecież nie cierpiała...
Boże, o kim i o czym oni rozmawiali? Diana miała wrażenie, że
dzielą ją od tych dwojga całe kilometry.
- Nie cierpiała, mówisz? Byłoby to prawdą, gdyby przyjąć twoje
kryteria cierpienia, Janette. Ale wedle tych bardziej przyzwoitych i
ludzkich, to te osiem lat były dla niej prawdziwym koszmarem.
Janette spurpurowiała i poderwała się na nogi.
- Czyli że ja jestem nieludzka? Nie zostanę tu dłużej ani
sekundy. Nie pozwolę się znieważać.
- Zostaniesz, Janette, daję ci na to moje słowo. I zostaniesz do
momentu, kiedy cała prawda nie zostanie wreszcie wypowiedziana.
Diana uznała, że nie może być dłużej wyłącznie świadkiem
wydarzeń.
- Czy któreś z was zechciałoby mi powiedzieć, o co tu właściwie
chodzi?
Reece podniósł jedną brew i skierował kłujące spojrzenie swych
stalowych oczu na wciąż stojącą Janette.
- A więc?
Tamta nerwowo szarpnęła rękaw sukienki.
- Dlaczego ja?... No, dobrze. - Jej rozbiegane oczy próbowały
uwiesić się opatrunku na czole Diany. - Po śmierci twojego ojca
Reece przyznał nam pewną dotację... To znaczy przyznał ją tobie na
pokrycie kosztów nauki, wakacji i różnych innych rzeczy, ja zaś, jako
155
anula
ous
l
a
and
c
s
twoja prawna opiekunka, zostałam zobowiązana do rozporządzania tą
sumą.
Zamilkła, uciekając ze spojrzeniem w kąt pokoju.
- Nie przerywaj - powiedział Reece. - Nie usłyszeliśmy jeszcze
ani słowa o Chalford.
- Od jej ostatnich urodzin dzielą nas dopiero trzy miesiące.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]