[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu na dotarcie do obserwatora. A jeśli, jak głosi mechanika
kwantowa, wszechświat istnieje tylko wtedy, gdy na niego
patrzymy? Albo istnieje i nie istnieje jednocześnie, bo w swej
istocie jest on tak mały. Wielkość w końcu jest względna i także
wymaga punktu odniesienia. A jeśli nasza czasoprzestrzeń to
tylko jeden z wielu możliwych wszechświatów, które powstają
w wyniku zderzania bran, czyli czasoprzestrzennych membran?
Małość naszego świata staje się wtedy tak rozpaczliwa, że
jedyna rozsądna odpowiedz na pytanie: Co w istocie krąży
wokół czego? , brzmi: A jakie to ma znaczenie ?
Co najciekawsze, takiej samej odpowiedzi udzieliłby
niepiśmienny Indianin, który nigdy nie miał kontaktu z naszą
cywilizacją. Więc kto jest głupi? Ale to już przeszłość. Nie ma
już niepiśmiennych Indian, przynajmniej oficjalnie. Globalny
system edukacji doniósł już podobno kaganek wiedzy do
najdalej wysuniętej wioski. Ale po co komu umiejętność
czytania, gdy jedyne, co ma do przeczytania, to bezmyślna,
lekkostrawna papka bez intelektualnych konserwantów?
Bezkrytyczne przyjmowanie cudzych myśli oduczyło nas
myślenia, zastanawiania się, co jest za horyzontem, bo przecież
wystarczy zapytać o to wyszukiwarkę, aby się dowiedzieć.
Więc po co rozmyślać? Bo po co komu umiejętność pisania,
gdy nie umie się myśleć? Niewątpliwie jesteśmy głupcami,
koncentrując się tylko na jednej wizji wszechświata, niszcząc
konsekwentnie inne kultury, inne punkty widzenia i świadomie
pogrążając się w kulturowym totalitaryzmie. Znamy odpowiedz
na wszystko, wysyłamy bezmyślnie statki na inne planety.
109
Pytanie: dlaczego? Gdy dano nam wszystkie dobra
wszechświata, okazało się, że jesteśmy samotni i nieszczęśliwi.
A może stan dostatku był w naszej ludzkiej historii tak mało
prawdopodobną anomalią, że matka natura nie przygotowała
nas do niego? Być może dlatego ludzi trzeba trzymać
w ciągłym strachu i egzystencjalnej niepewności? Więc może
rzeczywiście należy powielać poznawcze stereotypy i nie uczyć
ludzi myślenia, które potem przyczynia się do ich
intelektualnych cierpień i szerzenia się wszelkiej dekadencji?
Jeśli tak, to czym nasz system różni się od tych wyśmiewanych,
które były przed nim?
Nagle zdał sobie sprawę, że rozmyśla jak nigdy
przedtem i że już nie taktuje przebiegającego przez jego głowę
swobodnego potoku myśli z wykształconą odrazą. Wir poznania
wciągnął go do środka bez możliwości wyrwania się
z odmętów. Bo aby poznać prawdę, trzeba odrzucić uprzedzenia
i proste, jedyne słuszne rozwiązania. Trzeba poznać świat
takim, jaki jest, a on, zwykły pies pasterski, miał
wykorzystywać tylko swój intelekt do udoskonalania metod
wypasu owiec , a nie do zastanawiania się, jaki jest tego
wypasu sens i czy przypadkiem pasterz ma rację. Praca, którą
wykonuje, przestała dawać mu satysfakcję, gdy zdał sobie
sprawę, że nie ma wyższych interesów, a są tylko te małe. A on
nie robi nic innego, jak szerzy nieszczęście. Jest aniołem
śmieci, który przychodzi i nie zwraca uwagi na to, czy drzwi,
które przekracza, pomazane są krwią baranka czy nie. Jego
kasta przecież nie krzywdzi, ani nie zabija, tylko wywołuje
i stymuluje społeczne procesy . Plewią grządki, jak
ogrodnicy... Kto wie, w którą stronę zabrnąłby w swym
przepływie wolnych myśli, gdyby w tej chwili nie zadzwięczał
telefon.
Worm
Wydobył z kieszeni aparat telefoniczny i odczytał
przesłaną wiadomość. Zakonnik Artur Zarzycki pojawił się
110
w mieście. W pobliskim sklepie posłużył się kartą dla
bezrobotnych, kupując mleko, kilka bułek i dwie tabliczki
czekolady. Przy pomocy karty można było dokonać
podstawowych zakupów zapewniających przeżycie. Wcześniej
był nieuchwytny, a na jego karcie zgromadziła się już spora
suma. Podsystem opieki społecznej chciał już ją nawet
anulować, posądziwszy posiadacza konta o niewyjaśniony
zgon, wyjazd lub nieznane formy dochodów. Każda z tych
przyczyn była wystarczająca, aby wstrzymać cotygodniowe
przelewy. Jan ruszył w kierunku wskazanego miejsca,
zarzuciwszy niechlujnie płaszcz na swe ramiona. Telefonicznie
poprosił o podstawienie służbowego samochodu. Gdy dotarł na
dół, pojazd już czekał. Wsiadł pospiesznie i podał kierowcy
docelowy adres. Ten, z charakterystycznym dla swej profesji
ponurym wyrazem twarzy, ruszył, włączając się płynnie do
ruchu. Jeszcze przez kilka chwil, wyjeżdżając z siedziby Firmy,
mógł liczyć na fory innych kierowców, którzy widzieli skąd
wyjeżdża, potem wciągnęła go miejska dżungla, której stał się
anonimową częścią. Bardzo szybko w szybach okien
samochodu fasadowy blichtr i nadęty modernizm śródmieścia
zostały zastąpione przez szpetne fasady kamienic starych
dzielnic miasta. Oddzielały je tylko od centrum puste
przestrzenie, powstałe po wyburzonych już dawno
blokowiskach. Ich mieszkańców przesiedlono na przedmieścia
do podobnych, ale trwalszych blokowisk, planując na tym
miejscu rozbudowę centrum, która dziwnym zbiegiem
okoliczności jakoś nie nastąpiła.
Tylko mieszkańcy starych, często
dziewiętnastowiecznych dzielnic trzymali się przytuleni wzgórz
miasta w swych rozpadających się domostwach, tak jakby świat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]