[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lany Boswell niecierpliwie patrzył w stronę stajni.
- Geny! - zawołał na ich widok.
Spartan zatrzymał się jak wryty na dzwięk głosu
właściciela. Podniósł łeb, nadstawił uszu, po czym wydał
przenikliwe rżenie i skoczył w kierunku Bos-wella,
wyrywając linę z rąk Amy.
- Och, Gerry, Gerry - szeptał Larry Boswell, gładząc
uszy, szyję i pysk konia. - Myślałem, że już cię nie
zobaczę.
Amy stała jakby wrośnięta w ziemię i patrzyła, jak
Spartan żarliwie trąca pyskiem swojego właściciela. Miłość
obu nie budziła wątpliwości, widać ją było w ich oczach.
Larry Boswell delikatnie obejrzał blizny na boku
Spartana.
- Teraz już nie będziesz wygrywać w konkursach, co? -
powiedział smutno, poklepując konia. - Złote medale trzeba
będzie zostawić dla twoich zrebaków.
- yrebaków? - zapytała Amy, podchodząc bliżej z
nadzieją. - To on ma jakieś zrebaki?
- Jeszcze nie - odparł pan Boswell. - Do tej pory tylko
brał udział w pokazach. Ale teraz zajmę się tym na pewno.
Powinien dać niezłe potomstwo.
Amy otworzyła szeroko oczy. Larry Boswell nie
wiedział jeszcze, że Spartana wykastrowano.
-Ale... - zaczęła, spoglądając na Sotta, licząc na pomoc.
- To chyba nie będzie możliwe.
- A dlaczego nie? - zmarszczył czoło Boswell.
- Niestety, wykastrowano go - wyjaśnił Scott, zbliżając
się.
- Słucham?! - Lany Boswell nie krył zaskoczenia.
- Takie są zasady schroniska w Heartlandzie. Dopiero w
zeszłym tygodniu odkryliśmy piętno. Wcześniej nie
byliśmy nawet pewni, czy jest kradziony. Założyliśmy, że
znajdziemy mu nowy dom. Dlatego musiał zostać
wykastrowany.
- To nieprawda! - zawołał pan Boswell z
niedowierzaniem. - Ten koń jest - powiedział i zaraz się
poprawił - był cennym zwierzęciem przeznaczonym do
rozrodu - spojrzał na Amy. - Jak mogliście to zrobić? To
był mój najcenniejszy ogier.
- Nie mieliśmy pojęcia - wymamrotała Amy, zaskoczona
nagłym gniewem Boswella.
- On ma jeden z najlepszych rodowodów z wszystkich
moich koni! - Boswell podniósł głos. - Za każdego zrebaka
mógłbym dostać tysiące dolarów!
- Przepraszam - powiedziała Amy, czując, że za chwilę
się rozpłacze. - Przykro mi... ja...
- Moi prawnicy skontaktują się z państwem w tej
sprawie! - krzyknął Larry Boswell.
- Panie Boswell, proszę... - zaczęła Lou. Boswell
zignorował ją. Puścił Spartana i przeszedł obok Amy i Lou
w kierunku swojego samochodu. Treg przytrzymał zwierzę,
które chciało pójść za właścicielem.
- Panie Boswell! - zawołała Lou. - A koń? -Ten koń w
niczym nie przypomina mojego
Gerry'ego - krzyknął Larry Boswell.
Scott zrobił krok do przodu i stanął przed wściekłym
mężczyzną.
- Wydaje mi się, że powinien pan bardziej zważać na
słowa - powiedział spokojnym, ale bardzo stanowczym
głosem. Larry Boswell zatrzymał się w pół kroku, nie
mogąc odsunąć wysokiego, barczystego Scotta.
- Amy i jej rodzina przyjęli pańskiego konia -Scott
spojrzał na Amy i Lou. - Mimo własnej tragedii
zaopiekowali się nim i zrobili wszystko, co było
w ich mocy, by pana odszukać. Uważam, że powinien
im pan dziękować, a nie straszyć sądem.
- Tak, ale... - zaczął Larry Boswell, a jego policzki
przybrały głęboki, czerwony kolor.
- To dzięki nim ma pan nadal konia - przerwał ostro
Scott. - Proszę mi wierzyć, panie Boswell, ma pan wszelkie
powody, by być wdzięcznym.
Przez chwilę wydawało się, że właściciel Sparta-na dalej
będzie bronił swojego stanowiska, ale nagle skurczył się w
ramionach.
- Ma pan rację - szepnął.
Amy, która wstrzymywała oddech, wypuściła wreszcie
powietrze. Spojrzała na Lou i zauważyła wyraz ulgi na jej
twarzy.
Larry Boswell pokiwał głową.
- Pewnie zrobiliście to, co do was należało i wierzę, że
musieliście wiele przejść - spojrzał na Spar-tana. -
Ponieważ jednak Geny jest wykastrowany, naprawdę
zmienia to postać rzeczy.
- Dlaczego? - Amy nie kryła zdziwienia.
- A jaki miałbym z niego teraz pożytek? - wzruszył
ramionami Larry Boswell. - Nie mogę wziąć konia, który
nie zarabia na swoje utrzymanie.
- Nie może go pan tu zostawić! - zawołała Amy, nie
wierząc własnym uszom.
- Cóż, nie zamierzam go zabrać z sobą - odparł Boswell.
- Jedyne, co mogę zaoferować, to opłacenie jego pobytu do
czasu, gdy nie znajdziecie mu nowego domu.
Amy popatrzyła na Spartana. Potrząsał łbem, próbując
uwolnić się z uchwytu Trega. Widać było, że kocha
swojego pana. Choć serce jej się krajało na myśl o
pożegnaniu, Amy wiedziała, że Spartan należy do
Boswella.
- Niech pan go wezmie - poprosiła.
- Przykro mi, młoda damo - Lany Boswell pokręcił
głową. - Ale tak już musi być - podszedł powoli do
Spartana. - Znasz zasady, Geny - powiedział cicho. - Nie
mogę ich złamać, nawet dla ciebie -wyciągnął rękę i
poklepał konia po czole. - Nawet dla ciebie - powtórzył i
odwrócił się do Amy. - Przyślę wam dokumenty własności,
a wy wystawcie mi rachunek za jego utrzymanie - to
mówiąc, wyprostował ramiona i odszedł w kierunku auta.
Kiedy odjeżdżał, Spartan zarżał przenikliwie i rzucił się
do przodu.
- Spokojnie... - powstrzymał go Treg. Widząc rozpacz
w oczach konia, Amy z trudem
powstrzymywała łzy. Tak bardzo nienawidziła w tej
chwili Boswella. Jak mógł zrobić coś takiego Spar-tanowi?
- Nie martw się - powiedziała ciepło Lou. - Znajdziemy
mu nowy dom, zobaczysz.
- Ale on chce być ze swoim właścicielem! - krzyknęła
Amy.
- Lou ma rację - powiedział Scott. - Znajdą się ludzie,
którzy go przyjmą do siebie. To piękny koń.
Treg pokiwał głową i cmoknął na Spartana.
- Chodz, chłopie, wracamy do stajni. Ruszyli.
Wdzięczna Lou spojrzała na Scotta.
- Dzięki za wsparcie. Me wiem, co byśmy zrobili, gdyby
podał nas do sądu.
- Daleko by nie zaszedł - odrzekł Scott.
- Mimo wszystko dziękuję - odpowiedziała i poklepała
Spartana, który wszedł już do swojego boksu. -Cieszę się,
że ze Spartanem lepiej. Chciałabym poradzić się w sprawie
Kacperka - zwróciła się ponownie do Scotta. - Myślisz, że
mogłabym go zacząć wyprowadzać na pastwisko?
Codziennie ścinam dla niego świeżą trawę, ale to chyba nie
to samo.
- Myślę, że nic mu nie będzie, gdy spędzi na powietrzu
kilka godzin dziennie - odpowiedział. - Oczywiście, pod
warunkiem że będzie ładna pogoda. Zbadam go jeszcze na
wszelki wypadek.
Scott przyniósł z samochodu torbę i z Amy i Lou
poszedł do stajni Kacperka. Kucyk radośnie skubał resztki
trawy przyniesionej mu przez Lou w południe.
- Jak się masz, chłopcze? - zapytał Scott, poklepując
szyję szetlanda. - Jest coraz lepiej - zwrócił się do Lou po
osłuchaniu Kacperka.
- Słyszałeś, Kacperek? Możesz pójść na wybieg
-powiedziała Lou i odwróciła się do Amy. - Może go
wyprowadzimy teraz, jest tak ładnie na dworze?
- Zwietny pomysł - rzekła Amy, podniesiona trochę na
duchu.
Lou założyła Kacperkowi uzdę i wyprowadziła go na
wybieg znajdujący się tuż za budynkiem stajni.
Trawa była gęsta, pełna koniczyny, gdzieniegdzie rosły
intensywnie żółte jaskry. Kacperek podniósł radośnie uszy,
a kiedy Amy otworzyła bramę, pobiegł kłusem na środek
pola, opuścił łeb i prychnął.
- Popatrz na niego! - powiedziała Lou. Kacperek nagle
uklęknął, po czym pokulał się po
trawie. Dwa przestraszone białe motyle poderwały się w
powietrze. Kuc znów stanął na nogi, potrząsnął łbem i
zaczął szybko skubać soczystą trawę.
- To niesamowite widzieć go teraz - uśmiechnęła się
Lou.
Amy przytaknęła. W pamięci miała jeszcze obraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl