[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedemnastu zaledwie nacięciach. Pozwalały one zaspokajać w automatach tylko najprostsze
potrzeby.
Arcymechanik demonstrował wszystkie automaty i rozdawał swym gościom owoce,
słodycze, części garderoby, przedmioty codziennego użytku, drobne praktyczne wynalazki, a
nawet ozdoby i klejnoty. Przy jednym z automatów Patentończycy zatrzymali się nieco
dłużej. Każdy wtykał do otworu swój długi nos, był to bowiem automat przeciwkatarowy,
najczęściej chyba używany w tym kraju, gdyż jego mieszkańcy stale cierpieli na katar i kilka
razy dziennie automatycznie dezynfekowali sobie nosy.
- Kto ma duży nos, ten ma duży katar - zauważył filozoficznie Arcymechanik.
Były też automaty do mierzenia temperatury, do plombowania zębów, do cerowania
skarpetek, do zaplatania warkoczy oraz do wykonywania mnóstwa innych niezbędnych
czynności.
Bajdoci nie ukrywali podziwu dla wynalazczości Patentończyków, ale w głębi duszy
byli zdania, że zastąpienie sklepów przez automaty odbiera życiu znaczną część uroku. O ileż
piękniej wyglądały ulice Klechdawy, z rzęsiście oświetlonymi wystawami sklepowymi, gdzie
każdy mógł nabywać przedmioty stosownie do swego upodobania i gustu! Natomiast wyroby
Patentończyków, podobnie jak ich stroje, wykonane były według jednego wzoru, posiadały
jednolity kształt i barwę, co sprawiało przygnębiające wrażenie.
Prowadząc tak swoich gości ulicą Automatów, Arcymechanik zatrzymał się w pewnej
chwili i rzekł:
- To, co ujrzycie teraz, niewątpliwie będzie dla was przykre, ale trudno, prawa naszego
kraju są surowe i dotyczą w równej mierze tubylców, jak i cudzoziemców.
Po tych słowach Arcymechanik dał kilka wielkich susów i zatrzymał się przed
postacią stojącą nieruchomo w szeregu automatów. Bajdoci podążyli za nim. Oczom ich
ukazała się postać Pietrka, który szklanym wzrokiem bezmyślnie patrzył przed siebie. Ręce
miał skrzyżowane na piersiach, a nogi przymocowane do chodnika metalowymi klamrami.
- Chłopiec ten - rzekł Arcymechanik - wbrew zakazowi podpatrzył jeden z
najnowszych moich wynalazków i puścił w ruch jego mechanizm, ujawniając przedwcześnie
tajemnicę. Został za to ukarany. Przestał być człowiekiem, a stał się automatem, automatem
do lizania znaczków pocztowych. Mogę go wam zademonstrować.
To mówiąc Arcymechanik wetknął swoją iglicę do otworu umieszczonego pod lewą
pachą Pietrka i przekręcił trzykrotnie.
Pietrek automatycznym ruchem otworzył usta i wysunął język.
Patentończycy jeden po drugim zbliżali się do automatu, przykładali do wysuniętego
języka znaczki pocztowe i nalepiali je na przygotowane zawczasu koperty. Po wyjęciu iglicy
Pietrek schował język, zamknął usta i nadal stał nieruchomo, patrząc przed siebie szklanym
wzrokiem.
Pan Kleks był głęboko wstrząśnięty tym widokiem. Wiedział, że dla Pietrka nie ma
już ratunku. Długo stał w milczeniu, a potem zbliżył się do nieszczęsnego chłopca i złożył
pocałunek na jego czole, które było zimne jak metal.
Odwrócił się wreszcie do Arcymechanika i rzekł drżącym głosem:
- Twarde jest prawo patentońskie, które zmieniło tego dzielnego chłopca w automat.
Ciekawość jego została ukarana zbyt surowo. Skoro nie możemy odwrócić tego, co się stało,
nie chcemy dłużej pozostawać w kraju, gdzie ludzie zamiast serc mają stalowe sprężyny.
Wypuśćcie nas stąd czym prędzej. Jest to nasze jedyne życzenie.
Bajdoci, do głębi oburzeni, otoczyli pana Kleksa i również domagali się
natychmiastowego opuszczenia tej posępnej wyspy. Tylko sternik stał na uboczu i wołał:
- A ja nie chcę! Nie chcę być ślepym do końca życia. Tutaj przynajmniej widzę.
Pozwólcie mi zostać!
- Nie mamy nic przeciwko temu - oznajmił Arcymechanik. - Rozumiemy, czym jest
wzrok dla człowieka. Opalizujące szkła szybko tracą swą moc i często trzeba je zmieniać. A
zmienić je można tylko w Patentonii. Pozwólcie więc waszemu sternikowi, aby został u nas.
Będzie pracował tak, jak my, i żył tak, jak my. Bo u was nikt nie potrafi przywrócić mu
wzroku.
Zapanowało ogólne milczenie. Pan Kleks usiłował stłumić w sobie niechętne uczucia
względem Patentończyków, których znienawidził za bezduszność. Uważał, że nic nie stoi na
przeszkodzie, aby Arcymechanik wyjawił tajemnicę opalizujących szkieł. Ale ten wyniosły i
zimny włodarz Patentonii poczuł się dotknięty w swoim poczuciu władcy i nic nie mogło go
przejednać.
- Dobrze - powiedział pan Kleks - niechaj sternik zostanie. Wprawdzie, jeśli o mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl