[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się zmienił.
Świetnie. Wreszcie zaczynamy mówić poważnie, pomyślała. Najwyższy czas.
- Poważnie zastanawiam się, czy nie wziąć cheeseburgera. Proszę cię, wybij mi to z
głowy - powiedział.
Doprowadzona do rozpaczy Lilly pokręciła głową i spojrzała w stronę drzwi.
- Charlie, po pierwsze, kompletnie mnie nie obchodzi, co jesz. Po drugie, jak będziesz
gotowy, żeby ze mną porozmawiać, to zadzwoń albo daj mi jakoś znać. I nie licz na to, że po
tym, co mi zrobiłeś, będę się śmiać z twoich żartów.
- A co ja ci zrobiłem? - zapytał zdumiony Charlie. - Lilly, ja tylko chciałem...
- Tylko mnie zdeptałeś, to wszystko. Dla ciebie i Benny'ego to tylko gra, ale dla mnie
to było życie. Dzięki tobie jest beznadziejne, ale przynajmniej nie ma w nim ciebie, A teraz
wybacz, spieszę się. Muszę zaraz wracać do domu. Jestem na miesiąc uziemiona. Na razie.
Lilly pospiesznie wróciła do stolika. Głowę trzymała wysoko, choć w głębi duszy
chciało jej się płakać. Chwyciła swój plecak, leżący na siedzeniu.
- Już wychodzisz? - zdziwiła się Tracy. - Chwileczkę! Chyba nie wychodzisz z nim? -
wyszeptała.
Lilly pokręciła głową. Nie była pewna swojego głosu.
- No tak, wpół do piątej, godzina policyjna - powiedziała Tracy. - Zadzwonię
wieczorem, dobra?
- Cześć, Lilly! - pożegnali ją pozostali.
- Na razie - z trudem wydusiła z siebie Lilly, pomachała im i wyszła.
Ucieszyła się, widząc opuszczające parking stare kombi Charliego. Przez chwilę stała
za drzwiami, nie chciała, żeby ją zauważył.
Kiedy odjechał, wyszła z Sandy's i ruszyła w stronę domu. Nim uszła kilkanaście
metrów, zalała się łzami.
Nigdy w życiu nie czuła się tak okropnie. Wszystko przez Charliego Roarka, faceta,
który kilka tygodni temu zupełnie dla niej nie istniał. Teraz, po miesiącu, jej życie
przewróciło się do góry nogami.
- Para asów - oznajmił Charlie. - A u ciebie?
- Trójka. - Benny wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Patrz i płacz, - Wyłożył karty na
stół, po czym przysunął sobie kupkę białych i czerwonych żetonów.
- Trudno - westchnął Charlie.
- Facet, przegrywasz. - Benny wskazał kilka żetonów leżących przed Charliem. - Co
się z tobą dzieje? Przecież zawsze mnie ogrywałeś.
Charlie przesuwał czerwony żeton po stoliku w salon Benny'ego. Benny miał rację.
Jeszcze nigdy nie przegrał z nim w pokera. Benny po prostu nie miał twarzy pokerzysty, jeśli
miał dobre karty, uśmiechał się, jeśli złe, marszczył czoło. Charlie prawie zawsze miał
wyrzuty sumienia, że ogrywa go regularnie. Na szczęście stawki były śmiesznie niskie, więc
właściwie nie miało to znaczenia.
Tym razem stawka była wysoka. Grali o to, który z nich pojedzie na Alaskę z ciotką
Margaret. Charliemu nagle przestało zależeć, czy pojedzie, czy zostanie w domu. Nie
obchodziło go, że marnuje tu z Bennym sobotę, zamiast siedzieć w kawiarni z przyjaciółmi.
Myślał tylko o Lilly. O co jej chodziło? - zastanawiał się, zerkając na swoje karty.
Jeszcze nigdy nie czuł się tak... Nie potrafił opisać miotających nim uczuć. Przypominało to
poślizg, totalna utrata kontroli na oblodzonej powierzchni.
Znów kolejne parszywe rozdanie, ale i tak dorzucił żeton. Im szybciej się ich
pozbędzie, tym prędzej to wszystko się skończy.
- Poproszę dwie. - Charlie wymienił dwójkę i szóstkę. Benny podał mu dwie karty.
Trójka i piątka. Charlie miał ochotę się roześmiać. W życiu nie widział tak beznadziejnych
kart.
Benny położył karty na stole.
- Ful. Możesz to sobie wyobrazić?
- Nie mogę. - Charlie wypuścił z ręki karty i złapał się za głowę. - Może rzucimy
monetą i skrócimy moje cierpienia?
- No, dalej, już prawie skończyliśmy. Przykro mi, stary, ale chyba jedziesz na Alaskę.
- Sam widzę. Posłuchaj, kończymy na dziś. Wygrałeś, poddaję się.
- Po co ten pośpiech? - zapytał Benny. - Masz jakąś randkę? A co się dzieje z Lilly?
Przez chwilę myślałem, że naprawdę się umawiacie.
- Ja też - westchnął Charlie.
- To co? Masz jakiś problem?
- Tak, ciebie. Wszystko przez ten nasz głupi zakład Ona myśli, że interesuję się nią
dlatego, że chcę wygrać.
- No co ty? Nie powiedziałeś jej, że gramy dziś w pokera? - zdziwił się Benny.
Charlie pokiwał głową.
- Próbowałem, ale ona nie chce słuchać.
- O, naprawdę się na ciebie wkurzyła, co?
Charlie przypomniał sobie wyraz jej twarzy, kiedy się pokłócili. Gdy do niej podszedł
w Sandy's miał wrażenie, że jest na niego wściekła. Chciał jej powiedzieć, co do niej czuje.
Zamierzał wyjaśnić, że ten zakład nic nie znaczył, nie miał z nią nic wspólnego, szczególnie
kiedy się całowali. Zamiast tego opowiadał jakieś brednie o jedzeniu. Był tak spięty, że nie
potrafił poważnie z nią porozmawiać. Wszystko schrzanił, tym razem na dobre.
- Tak, wkurzyła się, niech ci będzie - powiedział Charlie, kiedy Benny zaczął liczyć
swoje żetony. - Nie uwierzyła, że będziemy grać w pokera, żeby rozstrzygnąć zakład.
- To może mnie uwierzy? - zasugerował Benny. - Zadzwonię do niej. Musi mnie
wysłuchać.
- Czyżby? Niby dlaczego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl