[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stu wyrosłem z nich i wyglądam jak obrzydliwy pajączek. . . Nie, ta wersja odpa-
da stanowczo, już raczej należy spróbować wersji specjalnej, okolicznościowej. . .
W tym momencie przypomniało mi się, że mam właśnie takie specjalne spodnie
okolicznościowe z czarnego aksamitu, które uszyto mi z racji częstych zgonów
113
w naszej dość licznej, kochającej się i uwielbiającej uroczystości żałobne, rodzi-
nie. Spodnie miały właściwy, modny krój i naprawdę robiły wrażenie. . .
Resztę mych wahań rozproszyła pogoda. Gdy wyjrzałem przez okno, czarne
chmury kłębiły się na niebie i wiał posępny wiatr. Tak. . . nie ulega wątpliwości,
że wersja okolicznościowa, solidna i aksamitna, w połączeniu z czarnym ciepłym
swetrem, najbardziej tu pasuje.
Porwałem więc ten znakomity strój i pobiegłem z nim do łazienki. Po kilku-
nastu minutach wyszedłem stamtąd gruntownie umyty, przebrany i ogólnie wy-
czyszczony tudzież odświeżony.
Zrobiło to duże wrażenie na moich siostrach, a jeszcze większe na mojej do-
brej mamie.
O Boże, Tomciu, co się stało? wykrzyknęła zdumiona.
Nic się nie stało odburknąłem.
Czy znowu mamy dzisiaj jakiś pogrzeb? zaniepokoiła się na serio ma-
ma. Na śmierć zapomniałam! Kogo dzisiaj żegnamy, moje dzieci? Czy przy-
padkiem nie wujka Kostusia?
Co też mama?! skrzywiłem się z niesmakiem. Mama zawsze wyje-
dzie z czymś takim, że od razu może się odechcieć wszystkiego. Niechże mama
da spokój!
Czy naprawdę nikt nie umarł, dziewczynki? upewniła się mama.
Nikt powiedziała Karolina napychając się ptysiem z kremem.
To czemu Tomcio tak się ubrał?
Pewnie znów kręcą film kostiumowy pisnęła Jagoda.
Nie, on ma randkę zamruczała ponuro Karolina.
Co?! wykrzyknąłem zaskoczony.
Randkę powtórzyła Karolina oblizując palce z kremu.
Tomcio, randkę? O Boże! wykrzyknęła mama.
Niech mama nie słucha tej głuptaski zaczerwieniłem się.
On ma randkę. Umówił się wyskandowała jak maszyna Karolina, sięga-
jąc po nowe ciastko. Umówił się w parku szpitalnym.
Z kim? mama przyglądała mi się osłupiała.
Z Adelą Wigor oświadczyła Karolina.
Teraz ja z kolei osłupiałem.
Kto ci to powiedział? wykrztusiłem.
Ona sama.
Ażesz!
Widziałam się z nią!
Ty z Adelą?!
W klubie, a dokładniej na korcie. . . Od dwu dni przestała zadzierać nosa
i raczyła rozmawiać ze mną, a nawet pożyczyła mi dwa razy swoją rakietę teni-
114
sową. Ona ma zagraniczne rakiety! I mówiła, że cię widziała w szpitalu, i pytała,
czy wciąż jeszcze zadajesz się z Zygmuntem Gnackim i czy. . .
Tomku, więc to prawda?! przerwała mama. To by nam wyjaśniało,
dlaczego wyszedłeś taki. . .
Taki wypucowany na wysoki połysk pisnęła Jagoda otrzepując ręce z cu-
kru pudru. To by nam wyjaśniało także, dlaczego zostawiłeś swoim kochanym
siostrom wszystkie ciastka. Zakochani nie mają apetytu. . .
Zakochani się śpieszą dodała flegmatycznie Karolina.
Niech mama im coś powie. . . Mama widzi, że znowu się mnie czepiają. . .
Szukają guza zasapałem z dławionej wściekłości żeby nie było znowu na
mnie, jak je nauczę szacunku dla brata! To prowokacja!
Sam prowokujesz! wykrztusiła Jagoda. Spójrz do lustra, jak ty wy-
glądasz!
Do licha! Czy w tym domu nie można już porządnie umyć się i ubrać?! Co
was tak dziwi?! Po prostu wymyłem się i ubrałem.
Po prostu?
Tak. Po prostu.
Nigdy tego nie robiłeś!
Nie złość się, Tomku, ale nie byłyśmy przyzwyczajone. . .
To się musicie przyzwyczaić wybuchnąłem. Zmieniam styl! Jestem
już wystarczająco dorosły! Od dziś zawsze tak będę wyglądał dodałem już
spokojniej, strzepując ostentacyjnie pyłek z nieskazitelnej czerni mego swetra,
i z godnością przejrzałem się w wielkim rodzinnym lustrze w złoconych ramach,
które zdobiło kąt pokoju.
Wszystko już właściwie grało w mym wyglądzie z jednym bagatelnym wyjąt-
kiem mojej okropnej twarzy. Twarz była, mówiąc łagodnie, nieodpowiednia ,
co stwierdziłem ze smutkiem. Trójkątny pyszczek wymoczka, odstające uszy i pa-
rę pryszczy na okrasę. Wprawdzie mam myślące, szerokie i wysokie czoło, ale
nikt tego nie zauważa, wszyscy widzą tylko te żałosne pryszcze.
Więc żeby poprawić choć trochę twarz, chwyciłem z półki pod lustrem pu-
dełko kremu i nasmarowałem się obficie, lecz wynik był raczej odrażający. Czy
w ogóle można z taką fasadą do Adeli Wigor. . . I znów stanęła mi przed oczami
nieskazitelna, doskonała postać Adeli. Pogrążony w niespokojnych i raczej po-
nurych myślach, próbowałem po kolei różnych specyfików znajdujących się pod
lustrem, a na końcu postanowiłem odświeżyć się wodą kolońską. Machinalnie się-
gnąłem po flakon z rozpylaczem i zacząłem dokładnie spryskiwać sobie oblicze.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero chichot moich drogich sióstr.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]