[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spłonęła rumieńcem. - Alex jest trochę niecierpliwy. Nie znam się na samochodach, Auroro,
ale o ile wiem, nie zostawia się kluczyka w stacyjce.
- Jak zwykle masz rację, mamusiu - mruknęła zgryzliwie. - Nie zapominaj, że
szykujesz się do ślubu z facetem, którego prawie nie znasz. Spotykacie się zaledwie dwa
miesiące!
- Uważasz, że czas jest aż tak ważny? - Clarissa uśmiechnęła się słodko. - Liczą się
uczucia.
- Uczucia się zmieniają - Pomyślała o Dawidzie, o sobie.
- W życiu nic nie jest pewne, kochanie. Nawet dla takich ludzi jak ty i ja.
- I to mnie niepokoi. - Postanowiła porozmawiać z Aleksem Marshallem. Matka
zachowuje się jak nastolatka, więc ktoś musi okazać trochę rozsądku.
- Naprawdę nie masz powodu do niepokoju - powiedziała Clarissa, wysiadając z
samochodu. - Wiem, co robię, ale jeśli koniecznie chcesz, oczywiście możesz porozmawiać z
Aleksem.
- Mamo - jęknęła A. J. - Po pierwsze mam się czym niepokoić, a po drugie, jak się
umówiłyśmy, czytanie w myślach jest niedozwolone.
- Och, Auroro, nawet nie muszę tego robić, wystarczy spojrzeć na twoją twarz. Jak ja
wyglądam? A włosy? Są w porządku?
A. J. odwróciła się i pocałowała matkę w policzek.
- Wyglądasz pięknie.
- Och, mam nadzieję - zaśmiała się nerwowo Clarissa.
Zbliżały się do drzwi studia. - Obawiam się, że stałam się ostatnio zbyt próżna. Ale
Alex jest taki przystojny, prawda?
- Tak - przyznała A. J. bez entuzjazmu. Jest przystojny i nadzwyczaj sympatyczny.
Wolałaby znalezć w nim trochę wad.
- Clarissa. - Ledwo weszły do środka, gdy w holu pojawił się Alex. Zachowywał się,
jakby podchodził do drogocennego skarbu. - Pięknie wyglądasz.
Ujął dłonie narzeczonej i popatrzył na A. J., jakby się bał, że zaraz uprowadzi matkę i
ukryje ją na antypodach.
- Zamierzałem przywiezć Clarissę do studia - powiedział.
- Och, A. J. rozpieszcza mnie jak mało kto - wtrąciła Clarissa.
- Zaczekaj chwilę, a ja sprawdzę, czy wszystko gotowe. - W drzwiach studia A. J.
omal nie zderzyła się z Dawidem.
- Dzień dobry, panno Fields. - Oficjalnemu powitaniu towarzyszyło muśnięcie palcami
jej nadgarstka. - Znowu będziesz siedzieć?
- Nie siedzę, tylko dbam o moją klientkę, Brady. Ona jest... - Kiedy zerknęła przez
ramię, słowa uwięzły jej w gardle. Pośrodku holu jej matka oddawała się namiętnemu
pocałunkowi.
- Twoja klientka jest otoczona ludzmi, którzy w nadzwyczajny sposób troszczą się o
nią - zaśmiał się Dawid. Kiedy A. J. nie odpowiedziała, wypchnął ją z holu do małego pokoju
przy sali nagrań. - Może usiądziesz?
- Nie. Muszę...
- Pomyśleć o własnych sprawach.
- Tak się składa, że ona jest moją matką - powiedziała poirytowanym głosem.
- No właśnie. - Podszedł do maszynki i nalał dwa kubki kawy. - A nie twoją
podopieczną.
- Nie będę tak tutaj stać, podczas gdy ona...
- Miło spędza czas? - Podał jej kawę.
- Ona nie myśli. - Jednym łykiem wypiła pół kubka. - Jedzie na emocjach, jest
zauroczona. I jest...
- Zakochana.
A. J. dopiła resztę kawy, po czym cisnęła kubek w stronę kosza na śmieci.
- Nie cierpię, kiedy mi przerywasz.
- Wiem. - Uśmiechnął się szeroko. - Może byśmy spędzili dzisiaj miły, spokojny
wieczór u ciebie w domu?
- Dawidzie, Clarissa jest moją matką i bardzo się o nią niepokoję. Powinnam...
- Bardziej skoncentrować się na sobie. - Położył ręce na jej biodrach. - I na mnie. -
Mocnym, zdecydowanym ruchem przejechał nimi wzdłuż jej pleców. - Powinnaś także
bardziej zatroszczyć się o mnie.
- Chcę, żebyś...
- Staję się ekspertem od twoich zachcianek. - Wargami musnął jej usta.
Dużo słabsza, niżby tego chciała, podniosła ręce do jego piersi.
- Dawidzie, chyba się umawialiśmy. Jesteśmy w pracy.
- Zaskarż mnie. - Ponownie ją pocałował, kusząc i pieszcząc, kiedy wsunął ręce pod
jej żakiet. - Co pod tym nosisz, A. J.?
- Cholera! - Złapała się na tym, że kołysze się kusząco.
- Dawid, mówię poważnie. Umówiliśmy się przecież. - Znów ją delikatnie pocałował.
- Nie mieszajmy biznesu z... och, do licha. - Zapomniała o biznesie, o umowie i obowiązkach.
Namiętnie przywarła do jego warg i oboje zatracili się w pocałunku.
- Och, przepraszam. - W drzwiach stanęła Clarissa, spuściła oczy, chrząknęła.
Wiedziała, że nie powinna okazywać radości, a już nie wolno jej było powiedzieć, że wibracje
w tym pokoju mogłyby stopić stal. - Chciałam tylko poinformować, że wszystko już gotowe.
A. J. nerwowo obciągnęła żakiet.
- Dobrze, zaraz tam będę. - Poczekała, aż zamkną się drzwi, po czym zaklęła jak
szewc.
- Idziecie łeb w łeb - rzucił beztrosko Dawid. - Najpierw tyją przyłapałaś, teraz ona
ciebie.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego - warknęła A. J.
- A ja uważam, że traktujesz siebie zbyt poważnie.
- Być może, ale taka już jestem. A ty oczywiście nie pomyślałeś, co by się stało,
gdyby tu wszedł ktoś z ekipy?
- Ujrzałby producenta, który całuje się ze wspaniałą kobietą.
- Ujrzałby agentkę, która podczas pracy całuje się z producentem. I zaraz wszyscy
zaczęliby o tym plotkować!
- I co z tego?
- I co z tego? - powtórzyła z grozną nutą w głosie.
- Dawidzie, jak widzę, świetnie się bawisz, jednak przypominam ci o umowie. To, co
nas łączy, ma pozostać naszą tajemnicą, mieliśmy nie dopuścić do żadnych plotek i spe-
kulacji.
- Nie przypominam sobie aż tak szczegółowego paragrafu - stwierdził z komiczną
powagą.
- Dość tych drwin! - syknęła.
- Wcale nie drwię. Mieliśmy jedynie nie mieszać spraw zawodowych z prywatnymi.
- No właśnie! W tym mieści się wszystko.
- Ale nie to, byśmy mieli ukrywać, że coś nas łączy.
- Owszem, i musimy to ukrywać!
- A niby dlaczego? - spytał ze złością.
- Bo jedna ze stron umowy sobie tego życzy - warknęła.
- To dziecinada... Cholera, przecież jesteśmy dorośli!
- Dla mnie to nie dziecinada. Nie zamierzam trafić do kroniki towarzyskiej Variety.
Był naprawdę zły. Nie odpowiadała mu już rola konspiracyjnego kochanka.
- A. J., trudno się z tobą dogadać.
- Tylko wtedy, gdy ktoś próbuje mną manipulować.
- Wcale tego nie robię!
- Owszem, robisz. Twierdząc, że postępuję infantylnie, usiłujesz zdeprecjonować mój
sposób myślenia i w ten sposób nakłonić do zachowań, na które nie mam ochoty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]