[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapanować. Jak przez watę w uszach słyszałem swoje zachwyty wygłaszane z
udawaną \yczliwością. A on wymachiwał mi przed nosem kopertą i opowiadał, jaka
to rzadkość, jak nigdzie nie mo\na ich zdobyć, jakie bajońskie sumy proponował mu
za nie sam Chtoniusz i jak mądrze on, Achilles, postąpił \ądając ekwiwalentu za
skonfiskowane leki nie w pieniądzach, lecz w znaczkach. Sumy, jakie niedbałym
tonem wymieniał, wpędziły mnie w zupełny popłoch. A więc ceny rynkowe znaczków
marsjańskich są tak wysokie, \e ani renta pierwszej kategorii, ani soki \ołądkowe nie
zdołają w niczym zmienić mojej sytuacji. Opanowałem się w końcu, coś mnie tknęło i
poprosiłem Achillesa, by mi pokazał te znaczki. No i wtedy wszystko się wydało. Ten
krętacz od razu spuścił z tonu, zmieszał się i zaczął coś mamrotać, \e marsjańskie
znaczki, podobnie jak papier fotograficzny, są bardzo czułe na światło i mo\na je
oglądać tylko przy specjalnym oświetleniu, a tu w aptece takich urządzeń nie ma.
Podniesiony na duchu zapytałem, czy mogę wpaść do niego wieczorem do domu.
Zaprosił mnie bez entuzjazmu tłumacząc się, \e w domu te\ nie ma jeszcze takich
urządzeń, postara się jednak na jutrzejszy wieczór coś wykombinować. O tak, w to
wierzę. Z pewnością coś wykombinuje. Z pewnością oka\e się, \e te znaczki
rozpływają się w powietrzu, albo \e w ogóle nie wolno na nie patrzeć, mo\na tylko
dotykać. W trakcie naszej rozmowy usłyszałem czyjś oddech nad moim lewym uchem
i kątem oka spostrzegłem za sobą jakiś ruch. Mając świe\o w pamięci tamtą
tajemniczą wizytę, odwróciłem się gwałtownie, była to jednak tylko pokojówka
madame Persefony, która przyszła prosić o coś pewniejszego. Achilles oddalił się do
laboratorium w poszukiwaniu preparatu, który by zadowolił madame Persefonę, i
widocznie postanowił nie wracać dopóty, dopóki ja nie wyjdę. Wyszedłem więc nie
kryjÄ…c ironii.
Na stacji sokodawstwa czekała mnie mila niespodzianko. Otó\ odpowiednie
analizy wykazały, \e skutkiem schorzeń wewnętrznych, na jakie chronicznie cierpię,
moje soki \ołądkowe zostały zaliczone do pierwszego gatunku, wobec czego za sto
gramów będą mi teraz wypłacać o czterdzieści procent więcej ni\ innym. Nie dość na
tym, dy\urny felczer napomknął mi, \e jeślibym w umiarkowanych, lecz
wystarczających ilościach pijał farbkówkę, moje soki mogą osiągnąć gatunek ekstra, a
wówczas otrzymywałbym za sto gramów o siedemdziesiąt do osiemdziesięciu procent
więcej. Poję się zapeszyć, ale chyba pierwszy raz w \yciu miałem choć trochę
szczęścia.
W promiennym nastroju udałem się do gospody i przesiedziałem tam do póznego
wieczora. Było bardzo wesoło. Japet handluje teraz w najlepsze farbkówką, którą
masowo dostarczają mu okoliczni farmerzy. Wprawdzie po farbkówce dostaje się
zgagi, niemniej jest ona tania i lekko przechodzi przez gardło, wywołując w
konsekwencji przyjemne, wesołe odurzenie. Ogromnie nas rozbawił jeden z tych
młodych ludzi w wąskich paltach. Nigdy nie nauczę się ich rozró\niać, ponadto do
dzisiejszego wieczora czułem do obydwóch całkiem naturalną niechęć, którą dzieliła
ze mną większość naszych. Zazwyczaj ci grozni poskromiciele pana laomedonta
spędzali w gospodzie razem lub osobno cały czas od obiadu do zamknięcia.
Siedzieli przy bufecie i popijali zachowując uporczywe milczenie, jakby wokół nich
nie było nikogo. Dziś jednak ów młody człowiek oderwał się nagle od bufetu,
podszedł do naszego stolika i kiedy wszyscy umilkli spłoszeni, zamówił wśród
głębokiej ciszy brandy dla całego towarzystwa. Następnie usiadł między Polifem a
Sylenem i rzekł półgłosem: Eak . Myśleliśmy, \e mu się odbiło, więc Polifem
swoim zwyczajem powiedział: Na zdrowie . Tymczasem młody człowiek wyjaśnił
lekko ura\onym tonem, \e Eak oznacza jego imię, które otrzymał na cześć syna
Zeusa i Eginy, ojca Telamona i Peleusa, dziada Eanta Wielkiego. Polifem natychmiast
pospieszył z przeprosinami i zaproponował toast za zdrowie Eaka, tym samym więc
incydent został wyczerpany. My równie\ przedstawiliśmy się wszyscy i Eak bardzo
szybko poczuł się w naszym gronie jak w domu. Okazał się świetnym gawędziarzem,
po prostu zrywaliśmy boki słuchając jego opowieści.
Szczególnie podobaÅ‚o nam si« historyjka, jak namydlali podÅ‚ogÄ™ w salonie,
rozbierali babki do naga i urządzali za nimi pogoń. Nazwali to grą w berka , Eak zaś
opowiadał o tym w przezabawny sposób. Muszę przyznać, \e było nam trochę wstyd
za nasz partykularz, w którym o czymś podobnym nigdy nie słyszano, tote\ bardzo w
porę wypadła dowcipna eskapada naszych młodych szałaputów kompanii pana
Nikostratesa.
Ukazali siÄ™ na placu prowadzÄ…c na smyczy rudoczerwonego koguta. Bo\e, jakie to
było śmieszne! Zpiewając piosenkę o królu Jobatesie przemaszerowali przez cały plac
prosto do gospody. Tu obstÄ…pili bufet i za\Ä…dali dla siebie brandy, a dla koguta
farbkówki. Obwieścili przy tym wszem wobec, \e obchodzą uroczyście inicjację
koguta i zapraszają wszystkich chętnych. Pękaliśmy ze śmiechu. Eak te\ śmiał się
razem z nami, więc chyba nasze miasto dając dowód, i\ stać je na równie finezyjne
rozrywki, zrehabilitowało się w oczach tego mieszkańca stolicy.
Było jeszcze dość interesująco, gdy przyszedł Achilles z wiadomością, \e z sali
posiedzeń merostwa skradziono sześć półwyściełanych krzeseł. Pandareos
przeprowadził ju\ śledztwo na miejscu przestępstwa i podobno trafił na ślad.
Twierdzi, \e złodziei było dwóch, przy czym jeden miał welurowy kapelusz, a drugi
sześć palców u prawej nogi, na ogół jednak wszyscy są przekonani, \e te krzesła
ukradł skarbnik miejski. Zgryzliwy Parałeś wyraził to prosto z mostu: No proszę,
znowu się wymigał. Teraz wszyscy będą gadać tylko o tych głupich krzesłach i
zapomnÄ… na amen o ostatniej defraudacji .
Po powrocie do domu nie zastałem Charona, siedział jeszcze w redakcji, zjedliśmy
więc kolację we troje.
A oto teraz wyglądam przez okno. Cudowna letnia noc rozpostarła nad miastem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]