[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wykonaliśmy dokładne rozpoznanie terenu. Paweł jest więziony w stodole.
- Trzeba wezwać policję - zadecydowałem.
- Myślę, że trzeba to zrobić w ostateczności - wtrącił się Olbrzym. - Właściciel
gospodarstwa może przecież oskarżyć Pawła o włamanie, bezprawne wtargnięcie na teren
jego posesji.
- Więzienie kogoś jest bezprawne - przerwałem jego wywód.
- Policja w tej sytuacji nic nie zrobi - oponował Olbrzym. - Owszem, uwolni Pawła,
ale przyzna rację Baturze, który chyba właśnie tam gospodarzy. Jeżeli dobrze rozegramy
uwolnienie Pawła, to może uda nam się czegoś ciekawego dowiedzieć o tamtym ptaszku.
Potraktujmy rozwiązanie siłowe jako ostateczność. Pomyślmy nad podstępem.
- Zrobimy tak - odezwał się Jacek wyraznie zadowolony z przebiegu dyskusji. - Luśnia
i Arnie zostaną w bazie. Reszta moich chłopaków już jest po drugiej stronie. My dostaniemy
się tam kajakiem wujka.
Blisko godzinę trwała wahadłowa przeprawa kajakiem.
- Zosia i Rambo wypłyną na jezioro i w odpowiednim momencie zapalą latarkę -
dyrygował Jacek.
W tym czasie podpełzli do nas Maciek, Bąbel i Gustlik.
- Maciek, zepsujesz motorówkę cumującą przy pomoście - rozkazywał Jacek. -
Gustlik, wysypiesz gwozdzie na drogę. Bąbel, dokonasz sabotażu, wrzucając petardy i świece
dymne do chałupy i na podwórko. Wujek, Olbrzym i ja uwolnimy Pawła. Czekamy do
zmroku.
Jeszcze godzinę leżeliśmy w przybrzeżnych krzakach. Gdy zaczęło robić się ciemno,
Jacek dał znak swoim chłopcom. Harcerze zaczęli się skradać.
Maciek schylony szedł wzdłuż brzegu. Przy pomoście stojącym wśród trzcin wszedł
do wody i podpłynął do motorówki. Trzymając się burty niewidocznej z gospodarstwa zbliżył
się do silnika. Chwilę coś przy nim robił i zniknął pod deskami przystani.
Gustlik na obrzeżu drogi położył deskę z wbitymi w nią gwozdziami. Przywiązał do
niej kilkumetrowy sznurek i położył się w trawie.
- Skąd mieliście gwozdzie - szeptem zapytałem Jacka.
- Zdobyczne - odpowiedział uśmiechając się.
Bąbel miał najtrudniejsze zadanie. Gdy zajął dogodną pozycję, dał nam znak ręką.
Jacek poczołgał się pierwszy, za nim Olbrzym i ja. Siostrzeniec od razu nadał solidne
tempo. Po stu metrach dyszałem. Po dwustu myślałem, że serce mi wyskoczy uszami.
- Ja tutaj poczekam - powiedziałem oparty o ścianę niewielkiego chlewika.
Jacek i Olbrzym skinęli głowami Dom - kryjówka Batury - stał frontem do jeziora.
Chlewik, za którym ukryłem się, był po lewej stronie. Niewielka szopa na narzędzia i stodoła
- po prawej. Na podwórku stał star, do którego ładowano meble. Widziałem także wnętrze
furgonetki wypełnione pudłami z telewizorami. Tuż przed drzwiami chałupy parkowała alfa
romeo. Wokół kręciło się kilku osiłków. Dwóch z nich było uzbrojonych w automaty
kałasznikowa. Jeden patrzył na ciemne wody jeziora, a drugi na drogę do lasu. W tej chwili
pożałowałem, że nie wezwaliśmy policji.
Jacek i Olbrzym wykorzystali sad rosnący pomiędzy gospodarstwem a jeziorem, żeby
przedostać się w stronę stodoły.
Wtedy Bąbel odpalił petardy i świece dymne. Podwórze zasnuły gęste kłęby dymu, a z
chałupy wybiegło trzech mężczyzn wyraznie oszołomionych. Jeden z osiłków na podwórzu
wskoczył do forda furgonetki, a drugi do szoferki stara. Najpierw furgon, a potem star pędem
wyjechały z gospodarstwa. Wtedy Gustlik pociągnął za sznur, a ford zatrzymał się z
poprzebijanymi oponami. W jego tył z ogromną siłą uderzył star. Obaj kierowcy nie przypięci
pasami uderzyli głowami w kierownice i padli nieprzytomni.
Jacek rzucił kamieniem w głowę wartownika od strony jeziora. Olbrzym podbiegł do
padającego mężczyzny i zabrał mu broń celując w stojących na podwórzu. Cała akcja
zaczynała wymykać się spod jakiejkolwiek kontroli.
Trzej bandziorzy, którzy wybiegli z chałupy, ruszyli w stronę jeziora. Z pierwszym w
bójkę wdał się Olbrzym. Obaj szarpali się trzymając za załadowany i odbezpieczony automat.
Dwaj bandyci natarli na wybiegającego na brzeg Maćka. Chłopak nie znanym mi
chwytem powalił jednego z napastników. Zrobił to tak skutecznie, że przeciwnik nie ruszał się
Ostatni, niższy i grubszy od kolegów, przestępca wskoczył do motorówki. Ta pod wpływem
jego pędu, z odciętymi cumami natychmiast wypłynęła na jezioro. Uciekinier próbował
odpalić silnik, ale bezskutecznie. Wtedy Rambo na kajaku zapalił silny reflektor.
- Stać! Policja! - krzyknął.
Przestępca nieco zdezorientowany podniósł ręce do góry.
W tym czasie Olbrzym wyrwał się z uścisku swojego przeciwnika, który teraz trzymał
karabin. Myślałem, że zdesperowany mężczyzna zacznie strzelać. Jednak Olbrzym kopnął
tamtego w krocze, a potem głębokim hakiem w splot słoneczny i znowu odebrał broń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl