[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego właściciel musiał nosić but specjalnie duży.
Przy jedzeniu najmilszą jego przyjemnością było opowiadanie o tym, jak ten
palec ropieje i wilgnie i jak ta wilgoć w wacie przypomina skisły rosół.
Toteż cały korpus oficerski, gdy pana pułkownika przenoszono na inne miej-
sce, żegnał się z nim zawsze z najszczerszym zadowoleniem. Ale poza tym był to
pan wielce lojalny i względem oficerów niższych stopni zachowywał się z wielką
przyjaznią, opowiadając im niekiedy, ile to dobrych rzeczy zjadł i wypił, zanim
dostał podagry.
Gdy Szwejka odstawiono do brygady i według rozkazu dyżurnego oficera za-
prowadzono z odpowiednimi papierami do pułkownika Gerbicha, siedział u niego
w kancelarii podporucznik Dub.
Przez tych kilka dni, jakie upłynęły od marszu na Sanok-Sambor, podporucz-
nik Dub przeżył znowuż nie lada przygodę. Za Felsztynem mianowicie spotka-
ła 11 kompania marszowa transport koni, które odstawiono do pułku dragonów
w Sadowej Wiśni.
Podporucznik Dub sam nie wiedział, jak to się stało, dość, że chciał pokazać
porucznikowi Lukaszowi, jak on umie jezdzić, wskoczył na jakiegoś konia, a ten
popędził ze swoim przygodnym jezdzcem i znikł z nim w dolinie potoku, gdzie
potem znaleziono podporucznika Duba solidnie tkwiącego w gęstym moczarze.
Najzręczniejszy ogrodnik nie umiałby zaflancować go tak dobrze. Gdy przy po-
mocy sznurów wyciągnięto go z tego bagna, podporucznik nie skarżył się na nic,
205
tylko z cicha pojękiwał, jakby konał. W takim stanie odstawiono go do lazaretu
przy sztabie brygady.
Po kilku dniach odzyskał przytomność, tak iż lekarz oświadczył, że jeszcze
dwa lub trzy razy każe wysmarować mu plecy i brzuch jodyną, a potem śmiało
może rozpocząć na nowo służbę w swoim oddziale.
I oto teraz podporucznik Dub siedział u pułkownika Gerbicha i obaj opowia-
dali sobie o najróżniejszych chorobach.
Gdy podporucznik ujrzał Szwejka, krzyknął głosem wielkim, bowiem było
mu już wiadomo o tajemniczym zniknięciu jego w okolicach Felsztyna.
 Aha, mamy cię nareszcie! Niejeden idzie w świat jako gałgan, a powraca
jako bestia. I ty jesteś taka bestia.
Dla ścisłości trzeba dodać, że podporucznik Dub w czasie swojej przygody
doznał lekkiego wstrząsu mózgu i dlatego nie należy się dziwić, że podchodząc
do Szwejka, przemawiał wierszem i wzywał Boga do walki z nim:
 Wzywam Cię, Ojcze, patrz, dymem otulają mnie grzmiące działa, strasz-
liwa leci ze świstem strzała nad głową, o władco bitew, Ojcze, wzywam Cię, abyś
sprowadził kieskę na tego tutaj łobuza. . . Gdzieś ty się włóczył, gałganie? Jaki to
mundur masz na sobie?
A dodać jeszcze trzeba, że pułkownik, dotknięty podagrą, wszystko w swojej
kancelarii miał urządzone bardzo demokratycznie i był demokratą, jeśli akurat nie
trapiła go podagra. Do kancelarii jego przybywały wszelkie możliwe szarże, aby
słuchać jego poglądów na opuchły palec z wypocinami o zapachu skisłego rosołu
wołowego.
W czasie gdy pułkownik Gerbich nie miewał ataków, w kancelarii jego by-
wało bardzo wesoło. Przesiadywali u niego różni oficerowie, bo pułkownik był
bardzo miły, gdy go nie dręczyła choroba, lubił gawędzić i cieszył się, gdy miał
dokoła siebie dużo słuchaczy, których raczył lepkimi anegdotami. Jemu sprawia-
ło to wielką uciechę, a słuchaczy bawiło, że opowiadano im kawały, które były
w obiegu jeszcze za generała Laudona.
Służba pod pułkownikiem Gerbichem była w takich czasach bardzo lekka,
każdy robił, co mu się żywnie podobało, a gdziekolwiek przydzielony został Ger-
bich, tam kradzieże i oszustwa były na porządku dziennym, o czym wszyscy do-
brze wiedzieli.
Także i w tej chwili razem ze Szwejkiem wtłoczyło się do kancelarii pułkow-
nika mnóstwo najróżniejszych szarż, bo wszyscy byli ciekawi, co się będzie dzia-
ło. Pułkownik tymczasem odczytywał pismo do sztabu brygady, wykoncypowane
przez majora w Przemyślu.
Zaś podporucznik Dub dalej prowadził rozmowę ze Szwejkiem swoim zwy-
kłym miłym sposobem, wywodząc:
 Ty mnie jeszcze nie znasz, ale jak mnie poznasz, to zdrętwiejesz ze strachu.
206
Pułkownik odczytywał pismo majora i baraniał coraz bardziej, bo pismo to
było niewątpliwie dyktowane pod wpływem trwającego jeszcze zatrucia alkoho-
lem.
Pomimo to pułkownik był w dobrym usposobieniu, ponieważ wczoraj i dzisiaj
wolny był od swoich przykrych bólów, a jego obrzmiały palec zachowywał się
przyzwoicie jak baranek.
 Więc coście właściwie spłatali?  zapytał Szwejka tonem tak uprzejmym,
że aż podporucznika Duba ukłuło coś w okolicy serca.
Nie wytrzymał i odpowiadał za niego:
 Szeregowiec ten  przedstawiał pułkownikowi Szwejka  udaje idiotę,
żeby swoim idiotyzmem przesłaniać niezliczone gałgaństwa. Nie znam, oczywi-
ście, treści dostarczonego panu pisma, ale jestem przekonany, że drab dopuścił
się czegoś na większą skalę. Gdyby pan pozwolił, panie pułkowniku, abym się
zapoznał z treścią tego pisma, to niezawodnie mógłbym panu udzielić cennych
wskazówek, jak z nim należy postąpić.  A zwracając się do Szwejka rzekłpo
czesku:
 Skracasz mi życie czy nie?
 Skracam  odpowiedział Szwejk z dostojeństwem.
 Niech pan słucha, panie pułkowniku  mówił dalej podporucznik Dub. 
Nie można go o nic zapytać, w ogóle nie można z nim rozmawiać. Wreszcie musi
kosa natknąć się na kamień. Trzeba go ukarać przykładnie. Pan pozwoli, panie
pułkowniku. . .
Podporucznik Dub zabrał się do odczytywania pisma przysłanego z Przemy-
śla, a gdy je odczytał, zwrócił się do Szwejka i zawołał uradowany:
 Teraz koniec z tobą! Gdzieś podział mundur państwowy?
 Zostawiłem go koło stawu na grobli, kiedym sobie przymierzał te gałgany,
co je mam na sobie. Chciałem wiedzieć, jak się rosyjskim żołnierzom chodzi w ta-
kich uniformach  odpowiedział Szwejk.  Właściwie nie idzie o nic innego,
tylko o omyłkę.
Szwejk zaczął opowiadać podporucznikowi Dubowi, ile udręk przeżył z po-
wodu tej swojej omyłki, a gdy skończył opowiadanie, podporucznik Dub ryknął
na niego:
 Teraz dopiero mnie poznasz! Wiesz ty, co to znaczy roztrwonić majątek
państwowy? Wiesz ty, co to znaczy zgubić w czasie wojny mundur?
 Posłusznie melduję, że wiem, panie lejtnant  odpowiedział Szwejk. 
Gdy żołnierz zgubi stary mundur, to musi wyfasować nowy.
 Jezus Maria! -zawołał podporucznik Dub.  Ach, ty ośle, ty zwierzę nie-
okrzesane, tak długo będziesz ze mną igrał, że po wojnie będziesz sto lat dosługi-
wał.
Pułkownik Gerbich, który dotychczas siedział spokojnie i roztropnie za sto-
łem, skrzywił się nagle w sposób straszliwy, bowiem jego dotychczas spokojny
207
palec u nogi z łagodnego i spokojnego baranka przemienił się raptem w ryczące-
go tygrysa, w prąd elektryczny o napięciu 600 wolt, w członek ciała miażdżony
ciężkim młotem. Pułkownik machnął tylko ręką i ryknął straszliwym głosem czło-
wieka pieczonego na wolnym ogniu:
 Wszyscy won! Podajcie mi rewolwer!
Otoczenie pułkownika znało już te napady i dlatego wszyscy rzucili się ku
drzwiom zabierając także Szwejka, którego wartownicy wlekli za sobą na kory-
tarz. Jedynie podporucznik Dub pozostał w kancelarii i w chwili, która wydała mu
się stosowna, by przysłużyć się Szwejkowi, rzekł do krzywiącego się pułkownika:
 Pozwalam sobie zwrócić uwagę pana pułkownika, że człowiek ten. . . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl