[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Anaíd przyjrzaÅ‚a siÄ™ uważnie samicy delfina. MogÅ‚aby przysiÄ…c, że w oczach Flun
dostrzegła litość i żal. Samica wykonała okazały skok i zanurzyła się wśród cieni
zachodzącego słońca.
Serce dziewczynki wypełniło przerażenie. Wątpliwości, jakie jej towarzyszyły,
zaczęły się wzmagać.
Pokonała już uroki rzucane przez jedną Odish.
Ale... Czyżby Valeria była Odish? Nie, nie mogła być jedną z nich. Nie.
Myśl, że Valeria chciałaby się jej pozbyć, wydawała się absurdalna.
A jednak... Nie było świadków ani odpowiedzialnych za jej zniknięcie. Valeria
mogłaby wymyślić tysiące usprawiedliwień.
Aagodnie sączące się światło nagle znikło. To burza dosięgła ostatnich
rozjaśnionych fragmentów słonecznego dysku. Kiedy go przesłoniła, woda
poczerniała, a błyskawice zaczęły rozświetlać ciemność z coraz większą
czÄ™stotliwoÅ›ciÄ…, jakby chciaÅ‚y pochÅ‚onąć dziewczynkÄ™. Anaíd objęła rÄ™kami kolana,
instynktownie przyjmując pozycję obronną i zwijając się w kłębek. Kiwała się w
przód i w tył, nucąc piosenkę, jaką śpiewała jej Demeter. Systematyczne ruchy i
rytm piosenki uspokoiły ją i pozwoliły ponownie ujrzeć wszystko wyraznie.
Kształty odzyskały formę. Zwiatło, choć rozproszone, nie było już tak
przygnębiające jak wcześniej.
Znała każdy szczegół krajobrazu, nagle jednak dostrzegła coś dziwnego. Ktoś
przyglądał się jej z zaciekawieniem z odległości kilku metrów. Patrzył zuchwale,
wcale się nie krępując. Do połowy był przykryty wodą, ale światło błyskawic
pozwalało dostrzec jego kręcone włosy, brodę, tarczę i krótki, zagięty miecz oraz
kask z pióropuszem, przypominającym końską grzywę.
Anaíd nie przestraszyÅ‚a siÄ™ ani trochÄ™.
- Witaj.
Wojownik rozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół, zdziwiony. Anaíd niechybnie zwracaÅ‚a siÄ™ do
niego.
- Powiedziałaś coś do mnie?
- No a do kogo, nie ma tu nikogo więcej.
- A zatem... możesz mnie dostrzec?
- Również usłyszeć.
- Nie do wiary!
- Też tak myślę, ale tak właśnie jest.
- Jesteś... jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam od... O rany! Straciłem już
rachubę. Który mamy rok?
- Choćbym ci powiedziała, na wiele ci się to nie przyda. Kim jesteś? Grekiem?
Rzymianinem? Kartagińczykiem?
- Grekiem z italskich kolonii! Nazywam się Kallikrates, jestem hoplitą ocalałym z
kampanii, która pod dowództwem wielkiego Dionizjusza z Syrakuz, miała bronić
Gelę przed oblężeniem.
- No ładnie! Coś mi się zdaje, że działo się tow piątym wieku przed Chrystusem.
- Przed kim?
- Powiedzmy, że błądzisz tutaj od jakiś dwóch i pół tysiąca lat.
- Tak mi się zdawało, że upłynęło dużo czasu.
- Jakim sposobem dostałeś się tutaj, jeśli można spytać?
- Utopiłem się.
Anaíd powÅ›ciÄ…gnęła dreszcz.
- Nie umiałeś pływać?
- Byłem żołnierzem, nie marynarzem.
- A teraz jesteś zbłąkanym duchem i marzysz o odpoczynku.
- SkÄ…d o tym wiesz?
- Poznałam innych takich jak ty. Kto rzucił na ciebie przekleństwo?
- Podejrzewam, że moja żona. Obiecałem jej wrócić do Krotony na czas, by
pomóc w żniwach, ale nie dotrzymałem przyrzeczenia.
- To znaczy utopiłeś się w drodze powrotnej do domu.
- No, tak. Walczyłem dzielnie przeciwko Himilkonowi, wielkiemu żeglarzowi
kartagińskiemu, z godnością wycofaliśmy się z pola walk, zaokrętowaliśmy, ale przy
tym wybrzeżu nasz statek zatonął.
- I utopiłeś się.
- Nie, zabrał nas inny statek, ale wyrzucili mnie za burtę.
- Wyrzucili ciÄ™?
- Nie mogliśmy się wszyscy pomieścić i istniała grozba, że statek zatonie.
Przeprowadziliśmy losowanie i przegrałem.
Anaíd ledwie dosÅ‚yszaÅ‚a ostatnie sÅ‚owa Kallikratesa. Potężny grzmot zagÅ‚uszyÅ‚
wszystko inne.
- Co za noc! Przypomina mi...
- Nie, proszÄ™  przerwaÅ‚a Anaíd.
- Nie chcesz, żebym opowiedział ci o burzy, podczas której mój statek rozbił się
o skały?
Anaíd zezÅ‚oÅ›ciÅ‚a siÄ™ na nietaktownego hoplitÄ™.
- Jakbyś nie zauważył, ja jestem wciąż żywa i nie mam zamiaru umierać. Zmierć
przez utopienie musi być straszna.
- Rzeczywiście jest straszna. Chcesz oddychać, ale zamiast powietrzem twoje
płuca wypełniają się wodą i...
- Zamilcz!
Hoplita zamilkÅ‚. Nie dość, że nietaktowny, to jeszcze sadysta. Anaíd
przypomniała sobie posłuszeństwo i uległość duchów damy i rycerza.
Burza zbliżała się coraz większymi krokami i niosła ze sobą wysokie fale.
Dziewczynka wstrzymała powietrze, gdy pierwsza nadchodząca fala całkowicie ją
przykryła. Nie miała gdzie się schronić ani czego się uchwycić.
- W zamian za pomoc ofiaruję ci wieczny spokój.
- Zwracasz siÄ™ do mnie?
- Tak, mówię do ciebie, Kallikratesie. Powiedz mi, jak się stąd wydostać, zanim
pochłonie mnie fala.
Kalikrates wyglądał, jakby się zamyślił, po czym rozejrzał się wokół siebie.
- Musi być jakiś sposób, ale nie jest mi znany.
- Skąd wiesz, że musi?
- Inne zniknęły. Nie widziałem ich zatopionych ciał. Udawały się w jakieś
miejsce, ale nigdy nocÄ….
- Jakie inne?
- Inne dziewczynki.
Anaíd zdenerwowaÅ‚a siÄ™.
- Chcesz powiedzieć, że nie jestem pierwszą, którą spotykasz na tej skale?
Kallikrates uściślił: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl