[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mochód Amelii. Biorąc pod uwagę jego dzisiejsze poranne zain-
teresowanie dzieckiem, była zadowolona, że udało się jej prze-
nieść swoje rzeczy do garażu koleżanki. Kilka pudeł wsadziła do
bagażnika, ale jeśli nie złapią gumy, Ryder w ogóle ich nie
zobaczy.
Pojechali wprost do starej szkoły podstawowej w centrum
Seaport. Ponieważ był sierpień i trwały jeszcze wakacje, cały teren
był opustoszały.
- Twoja mama mówiła, że chodziłeś tutaj od przedszkola do
szóstej klasy.
- Nic to dla mnie nie znaczy.
- To miła, mała szkoła. Miałam praktykę nauczycielską w tej
klasie na końcu korytarza.
- Założę się, że jesteś wspaniałą nauczycielką.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Masz w sobie ciepło, współczucie i czułość. - Uśmiechnął się.
- I masz poczucie humoru. Wyglądasz jak anioł, twój glos jest
miękki, ale stanowczy, a samym twoim włosom można poświęcić
sonet.
- Ojej - zdziwiła się Amelia. - Cóż, nie wiem, jak wielu
pięciolatków myśli o sonetach. Jednak żywię nadzieję, że masz
rację i jestem dobrą nauczycielką. Nie uwierzysz, jak twórcze i
zabawne mogą być dzieci pięcio lub sześcioletnie. Nie mogę już
doczekać się własnego.
52
LR
- Zdaje się, że to jeszcze potrwa mniej więcej pięć lat, zanim się
doczekasz takiego twórczego dziecka. - Spojrzał na jej brzuch.
- Jedzmy teraz do gimnazjum.
Zatrzymali się przed ogrodzeniem z drucianej siatki, niedaleko
boiska na tyłach szkoły. Grupa dziesięciolatków przygotowywała
się do meczu baseballowego.
- Ciekawe, czy też grywałem tutaj w letnie poranki.
- Twoja mama napisała, że grałeś w koszykówkę i w baseball -
wyjaśniła, zaglądając do notatek.
- Zaraz wrócę - zapowiedział i wysiadł z samochodu.
Przeszedł przez bramę i zbliżył się do chłopców. Zdjął
marynarkę, podwinął rękawy, wziął drewniany kij i zajął pozycję.
Za drugim razem odbił piłkę. Chłopcy wrzeszczeli podnieceni, a
on obiegł boisko, ciesząc się, jakby właśnie zdobył puchar
ekstraklasy. Przez chwilę porozmawiał z dzieciakami, podniósł
marynarkę i wrócił do samochodu.
Rzucił marynarkę na tylne siedzenie i usiadł z głębokim
westchnieniem i z szerokim uśmiechem. Wyraz jego twarzy
nasuwał przypuszczenie, że być może w tym momencie
przypomniał sobie, kim jest.
Kiedy Ryder odzyska własną tożsamość, uświadomi też sobie,
co właściwie do niej czuje. Miała nadzieję, że kiedy ta chwila
nadejdzie, nie będzie siedziała obok niego w samochodzie. Już
teraz powinna się z nim rozstać...
Ta myśl rozdrażniła ją. Powinna chcieć wyjechać - przecież
chce wyjechać? Chyba tak, ale już straciła pewność. Gdyby Ryder
wciąż był taki, jaki jest teraz... W uczuciach Amelii zapanował
prawdziwy zamęt.
- Najwyrazniej pamiętasz, jak się uderza piłkę - powiedziała,
nagle zdenerwowana.
- Tak. Niestety, to jedyna rzecz, którą pamiętam. Co obejrzymy
teraz?
- Twoja szkoła średnia znajduje się ładnych parę kilometrów
stąd - poinformowała go. - Po skończeniu liceum ty i Rob
poszliście do college'u w Oakdale.
- A gdzie jest Oakdale?
- Mniej więcej godzinę jazdy na wschód. Byliście obaj na tym
samym wydziale.
53
LR
- Opuśćmy szkołę średnią. Lepiej obejrzyjmy college.
W połowie drogi między granicą miasta a campusem college'u
Amelia zauważyła drogowskaz i skręciła niespodziewanie w lewo,
- Sprawdz notatki. Zobacz, czy jest tam coś o domu twoich
dziadków na Hillside Road.
- Hillside, numer 1236 - przeczytał.
Musieli bardzo uważać, ponieważ droga biegła między polami i
skrzynki pocztowe z numerami należały do rzadkości. Amelia już
chciała zrezygnować, kiedy zobaczyli mały biały domek stojący
pośród wielkiego żółtego pola na łagodnym zboczu. Długi prosty
podjazd prowadził ku ogrodzeniu.
Amelia jechała wolno po zrytym koleinami podjezdzie. Dopiero
kiedy znalezli się przed frontem domu, zobaczyli, że jest
opuszczony. W oknach tkwiły resztki powybijanych szyb.
Drzwi wejściowe wisiały na jednym zawiasie. Bluszcz pokrył
komin i pełzał po rozchwierutanym, dziurawym dachu. Pnący się
krzak róży oplatał frontowy ganek. Wysokie zdzbła trawy
sterczaty spomiędzy desek podłogi.
Ryder wyszedł z samochodu. Amelia postanowiła zostawić go
samego z jego myślami, poszła więc w przeciwnym kierunku,
zamierzając dyskretnie usunąć się mu z oczu. Nic z tego.
Pogrążonego w myślach Rydera spotkała na dziedzińcu z tyłu
domu.
- Nie pytaj mnie, dlaczego, ale czuję wyraznie, że to miejsce jest
mi znajome.
- To cudownie! Twoi dziadkowie mieszkali tutaj do czasu, kiedy
skończyłeś dziesięć czy jedenaście lat.
- Co się z nimi stało?
- Twój ojciec powiedział, że jego rodzice zmarli dziesięć lat
temu. Ten dom należał do rodziców Niny. Jeśli dobrze sobie
przypominam, babcia umarła przeszło pięć lat temu, a dziadek
żyje w domu spokojnej starości.
- A ja nie mogę sobie nikogo przypomnieć.
Amelia spojrzała na rożen do barbecue, stojący w rogu dzie-
dzińca, który teraz zakrywały wysokie chwasty. Nie trzeba było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • elpos.htw.pl